K (za kulisami): Ty wiesz, jak Rychu świetnie je pierogi? Ogólnie siedzieliśmy w barze do 22, w końcu Rychu powiedział, że wynajmuje całego "Pierożka" i oddaliśmy się... USPOKÓJ SIĘ, BŁAGAM CIĘ, USPOKÓJ SIĘ! Oddaliśmy się bitwie na mąkę i całą resztę, którą znaleźliśmy w kuchni; w końcu on wylał na mnie ocet, a ja na niego olej. Ty nawet nie wiesz, jak on rzuca solą... <marzyciel> Aha, przepraszam, mogłabym wiedzieć, jakim prawem wysyłałaś mi SMSy typu: Gorzko, gorzko / Czemu nie rzucacie jajkami i takie tam?! No tak, pewnie ci nie smakował barszczyk z John'em, ale tobie ostatnio nikt nie może przypasować, nawet Carter spadł w rankingu popularności, a właściwie z niego wypadł i muszę na niego głosować, żeby znowu trafił do Poczekalni na twej liście przebojów... Matko, wolałabym tu pogadać niż wejść na wizję...
(wchodzimy do studia) Witamy w kolejnym odcinku naszego programu. Na wstępie chciałabym pozdrowić Richie'go Samborę oraz wszystkie jego gitary, kostki, wzmacniacze - tu szczególnie gorące pozdrowienia. Ann, kto dziś zagości na ekranach naszych drogich telewidzów?
A (lukam w kartki): Naszymi dzisiejszymi gośćmi będą: mistrz uciekania przed fotoreporterami po nieskończonym stosunku płciowym z 60-letnim kierowcą ciężarówki - George Michael, który obejmie stanowisko w kąciku kuchennym, gotując grochówkę wojskową. Spotkamy się także z braćmi...
Mietek: Grimm? Oj to dobrze, muszę wziąć od nich autograf.
A (na Mietka WTF i na kamerę): Z braćmi Knight, którzy opowiedzą nam trochę o swoim życiu prywatnym. Następnie Howie Dorough... (zza kulis dało się słyszeć: MIAŁO BYĆ SWEET D!) ehkm, przepraszam: SWEET D, zasiądzie w nowo otwartym kąciku fryzjerskim. Już możecie pisać SMS'y z pytaniami, które chcielibyście zadać Howie'mu, numer telefonu podany jest na ekranie.
K: Kiedro... Jakimś cudem to jest prywatny numer Howie'go. (luknęłam za kulisy, Howie mrugnął okiem, zaśmiał się, ząb mu się zaświecił) Ekhm, on niedługo poda wszystkim swój adres i numer skrzynki. (z dołu ekranu wychyliła się głowa Howie'go, następnie jego ręce, trzymające karton z napisem: L.A., Beverly Hills itd., po czym osunął się w dół, luknęłam w kamerę <lol>) Taaaaaaak... Oprócz tego zaszczyci nas swą obecnością znany od Mazur, dzięki swej piosence "Córko rybaka" do morza, dzięki utworowi "Monika, dziewczyna ratownika",a także koszulom w dwa śpiewające fortepiany Rudi Schubert, który wykona pewien tajemniczy przebój na finał naszego programu. (na ciebie) Ann, a jeśli już mowa o George'u: to który przyjdzie? Ten z 84' czyli cudny blondas turlający się po śniegu w "Last Christmas" i chodzący w wieśniackim swetrze, ten z 88' czyli nasz ideał z "Father Figure" czy ten zdziadziały i pod wpływem?
Howie (za kulisami): Dżordżiiiii... Masz jakieś dziwne te włosy, kochany... A jakie zniszczone końcówki! Do jakiego fryzjera chodzisz? Do tego na Mickiewicza? Nie polecam, raz tam byłem, to mi tak podcięli, że nie mogłem zrobić kucyka... Używasz termoloków? Nożyczki proszę! Halo! Halo, nożyczki! Aha dobra, mam w kieszeni...
A: (na Karcię mina ;|) Pozwolisz, że nie odpowiem ci na to pytanie?
K: Nie ma to jak zaprosić do programu Howie'go, który kradnie całe show, oczywiście nieświadomie, jest to taki można by powiedzieć nieświadomy mistrz ciętego (oczywiście nożyczkami Howard'a) dramatu. (w kamerę) Sądzę, że trzeba wyciągnąć już naszego George'a z przepastnych korytarzy salonu fryzjerskiego Sweet D. i zaprosić go do kuchni. George! Prosimy!
George (wchodzi ze swym uśmiechem - zabrzmiało to, jakby trzymał go jak torebkę pod pachą czy w ręce): Cześć! Witam wszystkich! Elton! Pamiętaj: spotykamy się na kawce, ale tym razem nie zapomnij portfela, bo znowu za twoje 2 eklerki, 3 WZ-tki i 4 kremówki...
K: Apel do pani ze PSS Społem: ciastka, nie śmietany.
George (w czasie gdy Karcia mówiła do kamery, on nie mogąc się przecisnąć do niej skierował wzrok na Ann i dokończył): Płacić nie będę. Hej, ładnie mnie zapowiedziałyście. Tylko wkradł się błąd, facet nie miał 60, tylko 62...
A: (do kamery) Przepraszamy pana kierowcę za błąd merytoryczny, ale widocznie wyglądał pan na tyle młodo, że...
George (wepchnął się w kadr i macha): Cześć stary, jak mnie teraz oglądasz to wiedz, że miałeś świetnego (puścił oko) Mercedesa Benza...
A: To może przejdziemy już do kuchni.... (pcham George'a w jej kierunku)
K (podchodzimy do blatu): George, jakie dziś masz dla nas przepisy.
George (wyciągając produkty z lodówki): Właśnie, w związku z tym, że niedługo pierwszy listopada mam zamiar zaproponować Państwu dania idealne na tę okoliczność, jakiś obiadek rodzinny tudzież wystawna kolacja. Oczywiście, znam takich, którzy na Wszystkich Świętych przygotowują się cały rok, a następnie wykładają na talerze zmarłe śmiercią bynajmniej nie nagłą wędliny tudzież zwłoki jakichś zrazów. (oparł się rękoma o blat, mówi do kamery, obok niego pojawia się plansza z przepisem) Przyrządzę dziś: bukiet surówek zwany kołem fortuny i już możecie Państwo wysyłać SMSy z propozycją samogłoski do ostatecznego hasła w teleturnieju, przypominam, iż jest to przysłowie, następnie ugotuję zupę "Zdechlak" czyli co mamy - to wrzucamy, a na deser ciastka tzw. Zaduszki - zawsze jak je piekę to mam w kuchni straszny zaduch, może to przez ugniatanie ciasta...
K (do kamery <lol>): Tak, tak, cudownie, a z okazji Wszystkich Świętych pozdrawiamy całą społeczność, która przybędzie na cmentarze w nowej trwałej usztywnionej Taftem z brokatem, w markowej odzieży oraz z przyklejonym uśmiechem i wykutymi na blachę, dzięki wieloletniej praktyce zdaniami: "Jak ty cudnie wyglądasz", "Przemek zwolnił się z pracy, za bezcen nie będzie się marnował" tudzież "Ja też nie lubię kupować zniczy na ostatnią chwilę, kupiłam takie w Lidlu za jedyne (głośniej) 18 złotych sztuka!".
A: Rewia mody wita. Ogólnie, tak sobie teraz pomyślałam, że Kevin Richardson z BSB by się tam nieźle nadał, on był przecież modelem... (do kamery) Ale o tym w kolejnym odcinku...
Howie (wychyla się i cichaczem): Długo jeszcze? Prostownica już gorąca, oparzyłem się nawet.
A (podeszłam): To po co wkładasz tam łapy!
Howie: Nie łapy... Ucho sobie oparzyłem, bo przejechałem jeszcze raz włosy. (poszedł)
A (wróciłam): George, a miała być grochówa dla wojska, tak się umawialiśmy.
George (krojąc pomidory): No właśnie, byłem na takim specjalnym kursie zorganizowanym w wojskowych koszarach, aby odzwierciedlić smak typowej grochówy specjalnie dla was, lecz niestety... Najpierw przeniesiono mnie za ciągnięcie generała za ordery do sekcji obierania ziemniaków, a potem, jak puściłem oko do pewnego pułkownika podczas salutowania, to w ramach kary musiałem wyczyścić ubikacje szczoteczką do zębów. Wyrzucili mnie wtedy, gdy podczas porannej toalety jakiś kapitan zorientował się, że to była jego szczoteczka. Próbowałem jeszcze uratować sytuację mówiąc, że dzięki temu, że to Braun Oral B na baterie, tak pięknie wypucowałem wszystkie muszle, także te, które przywiozłem z Krynicy, oferowałem nawet wspólny przegląd wszystkich kabin, ale wtedy to już krzyczałem zza elektrycznego pastucha, bo zdążyli mnie wyprowadzić.
K: Aha. (do kamery) Zostawiamy George'a w kuchni i przechodzimy do części salonowej, gdzie zaraz pojawi się...
Howie (już siedzi na kanapie): Ile można na was czekać, aż mi termoloki wystygły.
A: Howie jak miło cię widzieć! (uśmiech <lol> po chwili ;|, usiadłam) Wiem, że mam zniszczone końcówki, nie patrz się tak na nie i przestań ostrzyć te nożyczki.
Howie: Ann, ale ja zauważyłem odrost na twojej głowie...
A: Mogłeś się już przyzwyczaić do odrostów w swoim życiu, w końcu twój kolega, Carter hodował takowe przez pięć lat.
K (do kamery): Widzą Państwo? Najpierw się uczy kochać grzyba, potem jego odrost, a następnie wyrwanego zostawia się pod jakimś drzewem w lesie, który obraża niejaka Barbara Kwarc. (na Howie'go) Howie opowiedz nam, dlaczego chciałeś pokazać swe zdolności fryzjerskie, zamiast np. wokalnych...
Howie: Chciałaś zapewne jeszcze dodać tanecznych! A właśnie! (do kamery) Zgłaszam się z apelem do pana Józefowicza i pani Pavlovic, że jeśli kiedyś będą przejazdem w Los Angeles, to niech wpadną do mojego garażu, gdzie żona pozwoliła mi urządzać kursy salsy. Od poniedziałku do piątku, w godzinach 16-20 jestem do Państwa dyspozycji i właśnie na was, na jurorach mi zależy, bo jak można kogoś oceniać, "jak" się pytam, skoro samemu wie się niewiele, a umie jeszcze mniej. (padł na kanapę, z miną pt: "Jestem zdegustowany")
A: Emmm... To może jeszcze zaprosiłbyś Beatę Tyszkiewicz...
Howie: A gdzie tam! Ty nawet nie wiesz jak ona wywijała na party po rozdaniu Telekamer. Jak Galińskiego obróciła, to aż mnie się w głowie zawróciło, a wtedy piłem tylko wino mszalne, które przyniósł Brian w piersiówce schowanej w bucie, żeby Leigh się nie zorientowała. (ręka na usta) Wygadałem.
A: (westchnęłam) Howie... Może już pokażesz nam i Państwu przed telewizorami co powinno znaleźć się w każdym domu, jeśli chce się dbać o włosy...
How: A no właśnie! Więc tak... (położył na kanapę torbę podróżną i zaczął wypakowywać) Według mnie i Leszka Czajki, który jak wiecie strzyże pewne osoby z show biznesu... Osobiście byłbym gotowy dać mu jednak kilka lekcji dotyczących nakręcania włosów na wałki, no ale... (wyciąga odżywkę) Jako zwolennik nakładania odżywek po każdym umyciu polecam odżywkę Loreal Proffesional, doskonale wygładza włosy od cebulki aż po same końce (nastawia głowę do kamery i pokazuje w miejscu swojego przedziałka). No dotknijcie tylko. Ale nie krępujcie się, no dotykajcie... (wziął rękę Ann i sam nią przejechał po włosach). A jak świetnie pachnie. (usiadł) Brylantyna! Brylantyna marki "Super glanc" jest świetna, bo... heeeej... co to za puste pudełko! (do kamery) Kevinie Richardson! Ja wiem, że to ty mi ją całą zużyłeś na swój występ! Nie daruję ci!
K (dałam Howie'mu w łeb): Przestań na niego krzyczeć, dobra? Zachowuj się, byle jak, ale się zachowuj. (na ciebie) Przestań pod nosem mruczeć, że mi i tak już nie zależy! (pogroziłam ci palcem, znowu na Howie'go) To wypożycz smalec od George'a, skoro tak ci zależy na maksymalnym przyklapnięciu i kasku na głowie. (przyszedł pan Mieciu, dał kostkę smalcu) Jak będzie za twardy, to sobie roztopisz, nałożysz, a po jakimś czasie stwardnieje. Pasi?
Howie: Właśnie, bo ja bym chciał jakiegoś modela...
Pan Mietek: Panie, tylko tnij pan równo, żeby schodów nie było.
Howie: Proszę przejść do stanowiska, to najpierw zmyję panu głowę szamponem, zawierającym wyciąg z baobabu.
Pan Mietek: No dobra, myj pan tym wyciągiem. A ten baobabu to jakiś jadalny? Gdzie to w ogóle żyje, bo ja kiedyś na Discovery oglądałem program przyrodniczy, tak mnie wciągnęło, mówię panu... Ale musiałem przełączyć po 5 minutach, bo "M jak miłość" się zaczynało i Hanka miała zejść się z Markiem.
Howie (idąc z Mietkiem do stanowiska): Naprawdę? Ogląda pan "M jak miłość"? Ja już jakiś czas nie widziałem, bo teraz mam ten kurs salsy, a w piwnicy jeszcze nie zorganizowałem telewizora i kablówki... Za to oglądam "Triumf miłości", kojarzy pan?
Mietek: "Triumf miłości"... "Triumf miłości"... Coś mi świta... A o czym to jest?
Howie: No to jest... to jest.. o tym.. .no...o tej...o miłości.
Mietek: Aaaa to wiem! Desamparadowa i Larry, Berni jako matka księdza, który odszedł z kościoła i jej wierny kierowca Fausto.
Howie: TAK! Ale ja jednak wolę wątek ogrodnika Cruza i panienki Fer... Już nawet umiem jego piosenkę. Zaśpiewać? Floresiiiita....
A (na Karcię): Sądzisz, że jesteśmy tam potrzebne?
K: Nie, gdyż Howie już wyciągnął figurkę Świętej Panienki z Guadelupe, jaką zgarnął na festynie zorganizowanym przez księdza Juana Pablo, a z którego dochód przekazany został na wsparcie jego ciesielni. Myślę, że czas zaprosić kolejnych gości, a są nimi... Jordan i Jontathan Knight!
Jordan wszedł do studia, na twarzy mina: jestem boski i ty o tym wiesz; za nim po cichu na palcach Jonathan z głową opuszczoną w dół, ręce złożone jak w kościele, boi się na nas spojrzeć.
Jordan: Cześć kochaniutkie! Chcecie Hubę Bubę? Bo właśnie została mi jeszcze, po dwudziestu latach się skubana zachowała z klipu "I'll Be Loving You Forever", no chyba, że chcecie moją, to ja bardzo...
K: Nie trzeba, naprawdę. Cześć Jon.
Jonathan już nas nie widzi, bo jego uwagę przykuł George robiący zupę z buraka, masła i serka topionego.
Jordan (pacnął go w ramię): Odzywaj się! Nie po to cię zabierałem, żebyś się teraz nie odzywał.
Jon (na nas): Cześć wam... (na Jordana) Ale zabrałeś mnie, bo mama ci kazała.
Jordan: Dobra, cofam co mówiłem, dzisiaj już się nie odzywaj w ogóle. (usiedli)
A: Jordan, powiedz mi co robisz, że masz...
Jordan: Takie świetne brwi? (założył nogę na nogę) A wiesz, raz w tygodniu nakładam na nie jedwab.
A: Nie, chodziło mi o to, co robisz, że masz...
Jordan: Taki świetny uśmiech? (uśmiechnął się szeroko i utrzymał taką pozę przez 10 sekund) Taki się urodziłem... Wiesz, całe najlepsze geny w mojej rodzinie spadły na mnie. (puścił oko)
A: Świetnie, ale mnie bardziej chodziło o to, co robisz, że masz...
Jordan: Taki cudowny głos? (ręka w przód, pojechał falsetem) Lata praaaaaktyyyyyk i wrodzony talent...
A: EKHM! (już wnerw) Chodzi mi o to co robisz, że masz tą koszulę już chyba z 10 lat. Jak cię widziałam na okładce gazety w 2001 bodajże, to miałeś identyczną. Pamiętam doskonale, bo utkwił mi tytuł artykułu. "Największe wpadki boysbandów". (uśmiech triumfu)
Jordan : Ekhm... (na Jona) Co nic nie gadasz?! Mów coś!
Jon (mina speniana): Ja? No przecież miałem się...
Jordan: Odwołuję, odzywaj się. Tylko jakoś mądrze, a nie jak zwykle.
Jon (wzrok to na nas, to w podłogę): Ja się wstydzę...
Jordan: A to nie musisz o sobie mówić. Powiedz coś o mnie.
Jon: No to, jak Jordan miał 6 lat...
Jordan: Chcesz powiedzieć o tym, jak zostałem wybrany na Mistera Przedszkola czy o tym, że mama zrobiła mi na drutach najfajniejsze jednopalczaste rękawiczki na sznurku w całej naszej grupie Biedronek? Powiedz o tym drugim, no gadaj!
Jon: Bardziej chciałem powiedzieć o tym, że jak miałeś 6 lat, to jeszcze nie trzymałeś moczu...
Jordan (chwila ciszy): Odwołuję. Nie odzywaj się.
Jon (luka na George'a): Wiecie, co? Zgłodniałem, może przejdźcie dziewczyny do kuchni? Czy może chcecie, abym był waszym kuchennym wysłannikiem? (wyjmuje z kieszeni dziecięcy mikrofon i biegnie do George'a)
Jordan: A idź! Tylko porządnie zarywaj, a nie tak jak ostatnio, co musiałem za ciebie listy zanosić jakiemuś facetowi do bloku obok. (wyjmuje bezbarwny błyszczyk i machnął usta) Od razu mi lepiej na duszy...
Howie: Miet! Nie ruszaj się! Bo ci termolok z grzywy spadnie! (przybiegł do nas) Cześć Jordan (czapnął od niego błyszczyk) Z jakiej firmy masz... Rimmel... oooo... (otwiera, wącha) Truskawkowy. Ja mam arbuzowy. Wymienimy się?
Jordan (zabrał mu): Jeszcze czego! Jeszcze się jakiejś opryszczki nabawię, a mam pojutrze występ w Dallas.
Howie: Dam ci za ten błyszczyk mój arbuzowy i jeszcze opakowanie wałków z Tesco.
Jordan: No nie wiem, nie wiem...
Howie: Hmmm.. To może jeszcze opakowanie brylantyny? (do kamery - rusza brwiami)
Jordan: Dorzuć lokówkę i błyszczyk jest twój.
Howie: OK! Stoi.
George i Jon (z kuchni, chórem): KTÓREMU?!
A: Eeeemm... Howie, panu Mietkowi chyba termolok spadł, Jordan to może wróćmy do rozmowy...
Jordan: Tak, ale dosyć o mnie. Pogadajmy o was... (noga na nogę) Co o mnie sądzicie?
K: Ymmmm... Ja sądzę, że... (na ciebie i szybko dodałam) Ann kochała twoje wilgotno-suche usta! <lol>
Jordan: Kochała? (na Ann z twarzą) No wiesz! Ja je kocham do dziś, no gdzie znajdziesz tak wypielęgnowane usteczka, chyba nie w Backstreet Boys!
Howie: Oj, byś się zdziwił! Nakładasz miód wieczorem? Bo ja tak!
Jordan: A ty masujesz szczoteczką? Bo jakoś nie widzę, żebyś miał zrobiony peeling!
Pan Mietek: Panie Howie! Zawijaj pan resztę tych papilotów, tylko niestety poradzić sobie pan musisz już bez piwa (wypił ostatni łyk).
Jordan: A miałeś kiedyś pomysł na biznes: budka z buziakami z 1$ ?! Bo ja się rozchodziłem jak świeże bułeczki.
Howie: Rozchodzić to ty się może rozchodzisz, ale po bokach, bo ci T-Shirt puszcza w szwach. Co do budki: ja nie musiałem komuś płacić, żeby mnie pocałował.
Jordan: No też coś! To klientki płaciły mnie!
Mietek: A więc to ty zbirze za jednego dolara omotałeś moją córkę tak, że odkąd zapłaciła za tego nieszczęsnego buziaka wzdychała do każdego twojego plakatu!
Jordan: No wie pan... Pan mi tak nie pochlebia, bo rumieniec na polikach nie współgra dzisiaj z moją czerwoną koszulą w żółte grochy i zielone pasy.
Howie: Miet, zapraszam cię tutaj, złotko...
Mietek idzie: Cham jeden nieskrobany z dołkiem w poliku jak dziura na środku A1...
Howie: Nie denerwuj się, kochany, to działa niekorzystnie na twoje cebulki. (nałożył mu hełm do suszenia włosów) I tak siedź dziesięć minutek, potem zdejmę wałki i zrobię ci ekstra fryzurkę.
Mietek: Dobra! Tylko, żebym się mógł na dansingu z moją kobietą pokazać, bo jak mi poleci do jakiegoś Lopeza, to masz pan limo pod okiem gwarantowane.
K: Ann, chodźmy do kuchni, bo nasz George zamiast gotować flirtuje. (poszłyśmy do kuchni) George, ugotowałeś to, co zapowiadałeś?
George do Jona: Nie, no ja w "Last Christmas" biegałem za dziewczyną, no ale mi kazali, no kazali mi... (na mnie) Co? Aaaa, nie, nie ugotowałem. (do Jona) Ale w końcu powiedziałem dość... (znowu na mnie) Nie miałem czasu. (do Jona) Nie będę z siebie robił głupka...
A: To może powiedz nam, co już masz zrobione!
Jon: Ale nie no, w "Last Christmas" wyglądałeś świetnie...
George: (zaśmiał się) Wszystkie kobiety mi to mówiły. (na Ann) Co mam?(luka) yyyy... O, mam pokrojone warzywa. Ale nie wszystkie, bo seler był zbyt brudny, więc wyrzuciłem. (na Jona) A to głównie babki wiesz, koło 40. (poprawił włosy) Miałem wzięcie, ale to mnie nie rajcowało.
Jon: (podparł głowę o rękę) To tak jak mnie... Wiesz, mamy tyle wspólnego... Wydaje mi się jakbym cię znał od zawsze... (dotknął przypadkiem jego dłoni)
Jordan: Halo! Kto chce się dowiedzieć o moim patencie na odrastające włoski u nóg... Palec pod budkę...
George: (zabrał rękę, puścił oko) Jutro... 19... Bar szybkiej obsługi "U Karola i Tadka"... bądź... (na nas) No dziewczyny, co tak tu stoicie? Zrobię wam kawy, co?
K: Nie chcemy przeszkadzać.
Jon: Masz rację, zróbcie sobie, rzeczywiście trochę nam przeszkadzacie. (na George'a) Wiesz, bo ja najpierw woskowałem, no ale...
K (na ciebie): Czy słowo WOSK musi ci się zawsze kojarzyć z jednym z BSB? (do kamery) Z racji tego, że nie mamy zapłaconego ubezpieczenia na uczelni - nie wypowiem jego nazwiska. Może niech gołąbeczki się sobą nacieszą, a my zobaczymy jaką fryzurę ma Miet? Tzn. pan Mietek. (podchodzimy do stanowiska fryzjerskiego) Howie, ile ty tych wałków zakręciłeś...
Howie (palec na ustach i podchodzi do nas, mówi cichaczem): Dwa termoloki za długo trzymałem i mu się spaliły włosy na grzywce, teraz próbuję to zamaskować. Najpierw starałem się wetrzeć odżywkę silnie regenerującą, ale jak tylko dotknąłem włosów, mogłem już przekazać je firmie produkującej tupeciki. Spalone tupeciki.
Mietek: Co spalone, jakie spalone?!
Howie (podchodzi, dalej robi Mietka na bóstwo): Powiedziałem nie "spalone", tylko, że będziesz wyglądał jak Sylvester Stallone! No, spokojnie! Jeszcze chwilka... Moment... Już. Dziewczyny, oto nowy wizerunek waszego asystenta! (odwrócił pana Mietka)
K: Ann... Szykuj bandaże, gazę, wodę utlenioną, najlepiej jeszcze szwy, a w ogóle dzwoń po Burskiego i aparaturę z Leśnej Góry, Mietek go zabije.
Mietek: Dawaj lustro!
A (do Karci): Obawiam się, że twoje kosmetyczne lusterko go nie usatysfakcjonuje, więc nie szukaj.
Mietek (podleciał do lustra): Ja pi*rdole, ku*wa mać, ja tego latynoskiego ch*ja zamorduję, gdzie on jest! (złapał go za koszulę) Co ja mam na głowie?
George: Hej, nie widzieliście moich bananów i jabłek?
A: Obawiam, że są w kąciku fryzjerskim... (pokazałam palcem na Mietka, a George i Jon parsknęli śmiechem)
Mietek (na nich nadal trzymając How'a): I co się cieszycie, co się cieszycie! Takie to śmieszne?! Łahahaha! (na How'a) Pytam po raz ostatni: co to jest?
Howie: No jak to co... to jest taka ozdoba... kosz owoców na głowie... Niestety, nie byłem przygotowany i nie wziąłem swoich sztucznych z kuchni, ale na szczęście mają tu w studio porządny kącik kuchenny.
Mietek: I ty myślisz, że mogę iść w tym z moją kobitą do klubu techno? Wspaniale... wspaniale... dziękuję ci bardzo.
Jordan (przyszedł i wziął banana z głowy Mietka, odwija): Nie jest tak źle... Ale te banany całą noc ci nie wytrzymają, facet. (je) Kup jeszcze kiść to będziesz wymieniał.
Howie: Miet, nie denerwuj się, jakoś musiałem ukryć twoją spaloną grzywkę...
Mietek (puścił How'a, coraz większe gały, łzy w oczach, podbródek się trzęsie, cienkim głosem): Spaliłeś mi grzywkę? Tę grzywkę, która upodabniała mnie do John'a Bon Jovi z okresu It's My Life? (poszła pierwsza łza po poliku) Ty łajdaku... Oddaj mi grzywkę!
K: Chwileczkę! Mamy połączenie z ostatniej chwili, Osvaldo jesteś na wizji!
Osvaldo: Howie, ty zdrajco oddaj mi teatr!
Howie: Ale ja go nie mam, nadal ma go Kintana!
Mietek: Oddawaj mu teatr, złodzieju! Przecież to tak utalentowany aktor!
Osvaldo: Dziękuję Mietku, jesteś tak niewinny, nie zmieniaj się. Czy mógłbym zamieszkać u ciebie i twojej żony, kiedy Victoria znowu wyrzuci mnie z domu? Ostatnio spałem w stodole u Cruza, ale rano miałem pełno siana w czepku na włosy.
Mietek (mina mu zrzedła): Niestety nie mogę pana zaprosić, moja żona za panem za bardzo szaleje. (wyciągnął telefon, bo dostał SMSa) "Chłopie, zapraszaj Osvalda i montuj prysznic w łazience, ja już mu kupiłam niebieskie kąpielówki". (przed siebie, mina ;|) A moich gaci by nawet nie dotknęła.
A: Niestety, straciliśmy połączenie z seniorem Sandoval. Widocznie w TELEVISIE nie ma zasięgu.
Osvaldo: Pani mi nie przerywa, pani Ann! Ja nadal jestem na linii i będę długo, ponieważ Victoria kupiła mi nowy telefon i doładowała za 50 zł, a ja od razu wykupiłem sobie darmowe minuty do sieci i na stacjonarne. Takie rzeczy, tylko w Erze.
W telefonie dało się słyszeć głos Victorii: Z kim rozmawiasz? Znowu ze swoją kochanką? Wyprowadzaj się z domu, nie chcę cię więcej widzieć. Mam nadzieję, że nie odzyskasz teatru.
Osvaldo: Victorio... ranisz moje uczucia... Wyprowadzam się.
Victoria: Jakie to proste, rzucić mnie dla jakiejś ulicznicy zamiast walczyć o naszą miłość... (po 20 minutach) Nie Osvaldo, nie chcę żebyś wracał, więcej mnie nie całuj!
A: Dobrze, niestety nie mamy czasu na dalsze reflekcje związane z małżeńskim życiem Sandovali.
Howie: Wiecie co dziewczyny? (pakuje się) Ja już będę leciał... (wpina sobie wsuwkę z biedronką plastikową we włosy) Bo muszę jeszcze zdążyć na telezakupy Mango. Muszę zamówić sobie pas wyszczuplający.
Jordan: Hej, ale jest taka opcja, że jak zadzwonisz teraz, to dają drugi gratis, nie?
Howie: Tak, bodajże czarny. Ja jednak wolę ten o kolorze skóry. Mam nadzieję, że to będzie mój odcień, taka słodka czekoladka Sweet D. <lol>
Jordan: Idę z tobą. Zamawiamy razem, ja biorę ten czarny. (idą) Myślałeś kiedyś, żeby wystąpić w reklamie...? (wyszli)
K: Może przejdźmy do kuchni, chociaż właściwie nie wiem po co, skoro George zapewne nic nie ugotował, chyba, że się tudzież Jona. (podeszłyśmy do blatu) Ugotowałeś coś w końcu?
George: A co ty taka agresywna?! Nie dość, że jak umawialiśmy się co do terminu mojego wystąpienia w programie, wspomniałaś, że byłem obiektem twoich westchnień dzięki Vivie Zwei, która o zimowej porze obok reklam z żółtym słodkim kurczaczkiem...
Jon: Tym takim puszystym z dużymi oczkami?
George (odwrócił się do niego): Taaaak, tym słodziakiem i taki głosik cieniutki...
K: Dokończysz swój foch czy mamy wam pakować kosmetyki do golenia nóg na wynos?
George (dalej do Jona): A jak na końcu odlatywał? I to ćwir, ćwir...
K (pakujemy woski, maszynki, balsamy): To by było na tyle, Drodzy Państwo, ci dwaj faceci już nie zajmą głosu w jakiejś merytorycznie sensownej dyskusji, gdyż jak widać kurczak z niemieckiej stacji muzycznej wymiótł racjonalne myślenie. (pakujemy Jon'owi torbę na ręce i pchamy ich ku wyjściu)
Jon: Czekaj, jak to szło... WIEM! "I may be small..."
George: "I may be sweet..."
I razem: "But baby, I know how to use my feet, hit it!" (wyszli)
A (a ja dokończyłam choreografie kurczaka jak wychodzili i :D, Karcia na mnie, więc ja <lol> ale po chwili ;|) I tak, drodzy widzowie zostałyśmy same. Ale nam to jakoś specjalnie nie przeszkadza, co nie Karcia? (szturchnęłam ją) Jaki mamy właściwie plan, bo gdzieś zgubiłam scenariusz dzisiejszego odcinka... Ale za to mam kolejny. (ruszam brwiami, w kamerę) Jeśli jesteś fanką Kev'a i chcesz się z nim spotkać, wyślij swoje CV pod nasz adres mailowy. Na pewno ci tego nie umożliwimy, po prostu chcemy uzupełnić nasze dane statystyczne.
K: Tak, przyjdzie Kev, podetnie wąsa i będzie impreza. Ale, ale, bo nasz gość specjalny już się niecierpliwi. Kochani moi, a właściwie nasi, już za chwilę, już za momencik w tym studio pojawi się wspaniały wykonawca, jedyny w swym rodzaju: RUDI SCHUBERTH! <bijemy brawo, jak oszołomki>
Wchodzi Rudi w czerwonej sukni i z kolczykiem w uchu - jak się potem okaże, dla nadania większej mocy swojemu występowi.
K: Witaj Rudi, kiedy z Ann cię zobaczyłyśmy na filmiku z YT od razu wiedziałyśmy, że musisz pojawić się na antenie naszego programu!
Rudi: Witajcie panienki, jak tu u was ładnie. (szarpie suknię) Oj, o coś zahaczyłem... Cholera taka długa jest, bo mi się już jej obrabiać nie chciało. O, dobra, już. (siada na fotel) Ale się zmachałem. Od garderoby do studia to u was szmat drogi... No jakieś z 300 metrów będzie, oj będzie...
K: Rudi, powiedz nam kochany, jak przygotowywałeś się do legendarnego już występu w Biesiadzie Bez Granic w odcinku o epickiej nazwie POPRAWINY?
Rudi: A odwiedziłem Don Wasyla, dał mi ten oto złoty kolczyk, kilka łańcuchów - w tym jeden dla psa i dwa na choinkę. Uczył mnie również śpiewać słowo "opa", potem jak zażartowałem, żeby mnie wziął na opa, to powiedział, że ma ważny koncert w Mąciwodach i że musi już jechać.
A: Ale skąd wytrzasnąłeś ten pomysł na siebie?
Rudi: Co masz na myśli?
A: No wiesz, ta sukienka...
Rudi: Aaaa niee.. to zasłona. Zszyłem trochę tu i ówdzie i jak ulał na mnie. (wstał, obkręca się) Ale ostrzegam: jak jakiś Ricz albo inny drewniak ze spalonego domu mody będzie tu dzwonił z prośbą o kontakt do mnie - proszę mnie nie łączyć. Wystarczy, że od 13 lat dzwonią do mnie z Tańca z Gwiazdami.
A: (zaśmiałam się) To musi być męczące.
Rudi: Proszę pani, ja się uczyć tańczyć nie muszę, nie jest mi to do śpiewania potrzebne, bo ja (do kamery) DRODZY TELEWIDZOWIE mam już swojego tancerza. I teraz go zapowiem. (wyciąga kartkę) Prosto z Biesiady Bez Granic, nigdy nie zatrzymujący się, jakby powiedział Piotr Bodo - ciągły bieg, człowiek nie wiedzący, co to zmęczenie biegiem na długie dystanse, ja go już pieszczotliwie nazywam maratończykiem... KRZYSZTOF TYNIEC!
Wbiega Tyniec krokiem krakowiaka bokiem w swym epickim grzybku, bierze do ręki mikrofon (dalej krok krakowiaka): Witam, witam... Rudi gotów?! Czyli reflektor na ciebie! Oj,światło nie objęło cię całego... Lecimy!
A (lukam w kartki): Naszymi dzisiejszymi gośćmi będą: mistrz uciekania przed fotoreporterami po nieskończonym stosunku płciowym z 60-letnim kierowcą ciężarówki - George Michael, który obejmie stanowisko w kąciku kuchennym, gotując grochówkę wojskową. Spotkamy się także z braćmi...
Mietek: Grimm? Oj to dobrze, muszę wziąć od nich autograf.
A (na Mietka WTF i na kamerę): Z braćmi Knight, którzy opowiedzą nam trochę o swoim życiu prywatnym. Następnie Howie Dorough... (zza kulis dało się słyszeć: MIAŁO BYĆ SWEET D!) ehkm, przepraszam: SWEET D, zasiądzie w nowo otwartym kąciku fryzjerskim. Już możecie pisać SMS'y z pytaniami, które chcielibyście zadać Howie'mu, numer telefonu podany jest na ekranie.
K: Kiedro... Jakimś cudem to jest prywatny numer Howie'go. (luknęłam za kulisy, Howie mrugnął okiem, zaśmiał się, ząb mu się zaświecił) Ekhm, on niedługo poda wszystkim swój adres i numer skrzynki. (z dołu ekranu wychyliła się głowa Howie'go, następnie jego ręce, trzymające karton z napisem: L.A., Beverly Hills itd., po czym osunął się w dół, luknęłam w kamerę <lol>) Taaaaaaak... Oprócz tego zaszczyci nas swą obecnością znany od Mazur, dzięki swej piosence "Córko rybaka" do morza, dzięki utworowi "Monika, dziewczyna ratownika",a także koszulom w dwa śpiewające fortepiany Rudi Schubert, który wykona pewien tajemniczy przebój na finał naszego programu. (na ciebie) Ann, a jeśli już mowa o George'u: to który przyjdzie? Ten z 84' czyli cudny blondas turlający się po śniegu w "Last Christmas" i chodzący w wieśniackim swetrze, ten z 88' czyli nasz ideał z "Father Figure" czy ten zdziadziały i pod wpływem?
Howie (za kulisami): Dżordżiiiii... Masz jakieś dziwne te włosy, kochany... A jakie zniszczone końcówki! Do jakiego fryzjera chodzisz? Do tego na Mickiewicza? Nie polecam, raz tam byłem, to mi tak podcięli, że nie mogłem zrobić kucyka... Używasz termoloków? Nożyczki proszę! Halo! Halo, nożyczki! Aha dobra, mam w kieszeni...
A: (na Karcię mina ;|) Pozwolisz, że nie odpowiem ci na to pytanie?
K: Nie ma to jak zaprosić do programu Howie'go, który kradnie całe show, oczywiście nieświadomie, jest to taki można by powiedzieć nieświadomy mistrz ciętego (oczywiście nożyczkami Howard'a) dramatu. (w kamerę) Sądzę, że trzeba wyciągnąć już naszego George'a z przepastnych korytarzy salonu fryzjerskiego Sweet D. i zaprosić go do kuchni. George! Prosimy!
George (wchodzi ze swym uśmiechem - zabrzmiało to, jakby trzymał go jak torebkę pod pachą czy w ręce): Cześć! Witam wszystkich! Elton! Pamiętaj: spotykamy się na kawce, ale tym razem nie zapomnij portfela, bo znowu za twoje 2 eklerki, 3 WZ-tki i 4 kremówki...
K: Apel do pani ze PSS Społem: ciastka, nie śmietany.
George (w czasie gdy Karcia mówiła do kamery, on nie mogąc się przecisnąć do niej skierował wzrok na Ann i dokończył): Płacić nie będę. Hej, ładnie mnie zapowiedziałyście. Tylko wkradł się błąd, facet nie miał 60, tylko 62...
A: (do kamery) Przepraszamy pana kierowcę za błąd merytoryczny, ale widocznie wyglądał pan na tyle młodo, że...
George (wepchnął się w kadr i macha): Cześć stary, jak mnie teraz oglądasz to wiedz, że miałeś świetnego (puścił oko) Mercedesa Benza...
A: To może przejdziemy już do kuchni.... (pcham George'a w jej kierunku)
K (podchodzimy do blatu): George, jakie dziś masz dla nas przepisy.
George (wyciągając produkty z lodówki): Właśnie, w związku z tym, że niedługo pierwszy listopada mam zamiar zaproponować Państwu dania idealne na tę okoliczność, jakiś obiadek rodzinny tudzież wystawna kolacja. Oczywiście, znam takich, którzy na Wszystkich Świętych przygotowują się cały rok, a następnie wykładają na talerze zmarłe śmiercią bynajmniej nie nagłą wędliny tudzież zwłoki jakichś zrazów. (oparł się rękoma o blat, mówi do kamery, obok niego pojawia się plansza z przepisem) Przyrządzę dziś: bukiet surówek zwany kołem fortuny i już możecie Państwo wysyłać SMSy z propozycją samogłoski do ostatecznego hasła w teleturnieju, przypominam, iż jest to przysłowie, następnie ugotuję zupę "Zdechlak" czyli co mamy - to wrzucamy, a na deser ciastka tzw. Zaduszki - zawsze jak je piekę to mam w kuchni straszny zaduch, może to przez ugniatanie ciasta...
K (do kamery <lol>): Tak, tak, cudownie, a z okazji Wszystkich Świętych pozdrawiamy całą społeczność, która przybędzie na cmentarze w nowej trwałej usztywnionej Taftem z brokatem, w markowej odzieży oraz z przyklejonym uśmiechem i wykutymi na blachę, dzięki wieloletniej praktyce zdaniami: "Jak ty cudnie wyglądasz", "Przemek zwolnił się z pracy, za bezcen nie będzie się marnował" tudzież "Ja też nie lubię kupować zniczy na ostatnią chwilę, kupiłam takie w Lidlu za jedyne (głośniej) 18 złotych sztuka!".
A: Rewia mody wita. Ogólnie, tak sobie teraz pomyślałam, że Kevin Richardson z BSB by się tam nieźle nadał, on był przecież modelem... (do kamery) Ale o tym w kolejnym odcinku...
Howie (wychyla się i cichaczem): Długo jeszcze? Prostownica już gorąca, oparzyłem się nawet.
A (podeszłam): To po co wkładasz tam łapy!
Howie: Nie łapy... Ucho sobie oparzyłem, bo przejechałem jeszcze raz włosy. (poszedł)
A (wróciłam): George, a miała być grochówa dla wojska, tak się umawialiśmy.
George (krojąc pomidory): No właśnie, byłem na takim specjalnym kursie zorganizowanym w wojskowych koszarach, aby odzwierciedlić smak typowej grochówy specjalnie dla was, lecz niestety... Najpierw przeniesiono mnie za ciągnięcie generała za ordery do sekcji obierania ziemniaków, a potem, jak puściłem oko do pewnego pułkownika podczas salutowania, to w ramach kary musiałem wyczyścić ubikacje szczoteczką do zębów. Wyrzucili mnie wtedy, gdy podczas porannej toalety jakiś kapitan zorientował się, że to była jego szczoteczka. Próbowałem jeszcze uratować sytuację mówiąc, że dzięki temu, że to Braun Oral B na baterie, tak pięknie wypucowałem wszystkie muszle, także te, które przywiozłem z Krynicy, oferowałem nawet wspólny przegląd wszystkich kabin, ale wtedy to już krzyczałem zza elektrycznego pastucha, bo zdążyli mnie wyprowadzić.
K: Aha. (do kamery) Zostawiamy George'a w kuchni i przechodzimy do części salonowej, gdzie zaraz pojawi się...
Howie (już siedzi na kanapie): Ile można na was czekać, aż mi termoloki wystygły.
A: Howie jak miło cię widzieć! (uśmiech <lol> po chwili ;|, usiadłam) Wiem, że mam zniszczone końcówki, nie patrz się tak na nie i przestań ostrzyć te nożyczki.
Howie: Ann, ale ja zauważyłem odrost na twojej głowie...
A: Mogłeś się już przyzwyczaić do odrostów w swoim życiu, w końcu twój kolega, Carter hodował takowe przez pięć lat.
K (do kamery): Widzą Państwo? Najpierw się uczy kochać grzyba, potem jego odrost, a następnie wyrwanego zostawia się pod jakimś drzewem w lesie, który obraża niejaka Barbara Kwarc. (na Howie'go) Howie opowiedz nam, dlaczego chciałeś pokazać swe zdolności fryzjerskie, zamiast np. wokalnych...
Howie: Chciałaś zapewne jeszcze dodać tanecznych! A właśnie! (do kamery) Zgłaszam się z apelem do pana Józefowicza i pani Pavlovic, że jeśli kiedyś będą przejazdem w Los Angeles, to niech wpadną do mojego garażu, gdzie żona pozwoliła mi urządzać kursy salsy. Od poniedziałku do piątku, w godzinach 16-20 jestem do Państwa dyspozycji i właśnie na was, na jurorach mi zależy, bo jak można kogoś oceniać, "jak" się pytam, skoro samemu wie się niewiele, a umie jeszcze mniej. (padł na kanapę, z miną pt: "Jestem zdegustowany")
A: Emmm... To może jeszcze zaprosiłbyś Beatę Tyszkiewicz...
Howie: A gdzie tam! Ty nawet nie wiesz jak ona wywijała na party po rozdaniu Telekamer. Jak Galińskiego obróciła, to aż mnie się w głowie zawróciło, a wtedy piłem tylko wino mszalne, które przyniósł Brian w piersiówce schowanej w bucie, żeby Leigh się nie zorientowała. (ręka na usta) Wygadałem.
A: (westchnęłam) Howie... Może już pokażesz nam i Państwu przed telewizorami co powinno znaleźć się w każdym domu, jeśli chce się dbać o włosy...
How: A no właśnie! Więc tak... (położył na kanapę torbę podróżną i zaczął wypakowywać) Według mnie i Leszka Czajki, który jak wiecie strzyże pewne osoby z show biznesu... Osobiście byłbym gotowy dać mu jednak kilka lekcji dotyczących nakręcania włosów na wałki, no ale... (wyciąga odżywkę) Jako zwolennik nakładania odżywek po każdym umyciu polecam odżywkę Loreal Proffesional, doskonale wygładza włosy od cebulki aż po same końce (nastawia głowę do kamery i pokazuje w miejscu swojego przedziałka). No dotknijcie tylko. Ale nie krępujcie się, no dotykajcie... (wziął rękę Ann i sam nią przejechał po włosach). A jak świetnie pachnie. (usiadł) Brylantyna! Brylantyna marki "Super glanc" jest świetna, bo... heeeej... co to za puste pudełko! (do kamery) Kevinie Richardson! Ja wiem, że to ty mi ją całą zużyłeś na swój występ! Nie daruję ci!
K (dałam Howie'mu w łeb): Przestań na niego krzyczeć, dobra? Zachowuj się, byle jak, ale się zachowuj. (na ciebie) Przestań pod nosem mruczeć, że mi i tak już nie zależy! (pogroziłam ci palcem, znowu na Howie'go) To wypożycz smalec od George'a, skoro tak ci zależy na maksymalnym przyklapnięciu i kasku na głowie. (przyszedł pan Mieciu, dał kostkę smalcu) Jak będzie za twardy, to sobie roztopisz, nałożysz, a po jakimś czasie stwardnieje. Pasi?
Howie: Właśnie, bo ja bym chciał jakiegoś modela...
Pan Mietek: Panie, tylko tnij pan równo, żeby schodów nie było.
Howie: Proszę przejść do stanowiska, to najpierw zmyję panu głowę szamponem, zawierającym wyciąg z baobabu.
Pan Mietek: No dobra, myj pan tym wyciągiem. A ten baobabu to jakiś jadalny? Gdzie to w ogóle żyje, bo ja kiedyś na Discovery oglądałem program przyrodniczy, tak mnie wciągnęło, mówię panu... Ale musiałem przełączyć po 5 minutach, bo "M jak miłość" się zaczynało i Hanka miała zejść się z Markiem.
Howie (idąc z Mietkiem do stanowiska): Naprawdę? Ogląda pan "M jak miłość"? Ja już jakiś czas nie widziałem, bo teraz mam ten kurs salsy, a w piwnicy jeszcze nie zorganizowałem telewizora i kablówki... Za to oglądam "Triumf miłości", kojarzy pan?
Mietek: "Triumf miłości"... "Triumf miłości"... Coś mi świta... A o czym to jest?
Howie: No to jest... to jest.. o tym.. .no...o tej...o miłości.
Mietek: Aaaa to wiem! Desamparadowa i Larry, Berni jako matka księdza, który odszedł z kościoła i jej wierny kierowca Fausto.
Howie: TAK! Ale ja jednak wolę wątek ogrodnika Cruza i panienki Fer... Już nawet umiem jego piosenkę. Zaśpiewać? Floresiiiita....
A (na Karcię): Sądzisz, że jesteśmy tam potrzebne?
K: Nie, gdyż Howie już wyciągnął figurkę Świętej Panienki z Guadelupe, jaką zgarnął na festynie zorganizowanym przez księdza Juana Pablo, a z którego dochód przekazany został na wsparcie jego ciesielni. Myślę, że czas zaprosić kolejnych gości, a są nimi... Jordan i Jontathan Knight!
Jordan wszedł do studia, na twarzy mina: jestem boski i ty o tym wiesz; za nim po cichu na palcach Jonathan z głową opuszczoną w dół, ręce złożone jak w kościele, boi się na nas spojrzeć.
Jordan: Cześć kochaniutkie! Chcecie Hubę Bubę? Bo właśnie została mi jeszcze, po dwudziestu latach się skubana zachowała z klipu "I'll Be Loving You Forever", no chyba, że chcecie moją, to ja bardzo...
K: Nie trzeba, naprawdę. Cześć Jon.
Jonathan już nas nie widzi, bo jego uwagę przykuł George robiący zupę z buraka, masła i serka topionego.
Jordan (pacnął go w ramię): Odzywaj się! Nie po to cię zabierałem, żebyś się teraz nie odzywał.
Jon (na nas): Cześć wam... (na Jordana) Ale zabrałeś mnie, bo mama ci kazała.
Jordan: Dobra, cofam co mówiłem, dzisiaj już się nie odzywaj w ogóle. (usiedli)
A: Jordan, powiedz mi co robisz, że masz...
Jordan: Takie świetne brwi? (założył nogę na nogę) A wiesz, raz w tygodniu nakładam na nie jedwab.
A: Nie, chodziło mi o to, co robisz, że masz...
Jordan: Taki świetny uśmiech? (uśmiechnął się szeroko i utrzymał taką pozę przez 10 sekund) Taki się urodziłem... Wiesz, całe najlepsze geny w mojej rodzinie spadły na mnie. (puścił oko)
A: Świetnie, ale mnie bardziej chodziło o to, co robisz, że masz...
Jordan: Taki cudowny głos? (ręka w przód, pojechał falsetem) Lata praaaaaktyyyyyk i wrodzony talent...
A: EKHM! (już wnerw) Chodzi mi o to co robisz, że masz tą koszulę już chyba z 10 lat. Jak cię widziałam na okładce gazety w 2001 bodajże, to miałeś identyczną. Pamiętam doskonale, bo utkwił mi tytuł artykułu. "Największe wpadki boysbandów". (uśmiech triumfu)
Jordan : Ekhm... (na Jona) Co nic nie gadasz?! Mów coś!
Jon (mina speniana): Ja? No przecież miałem się...
Jordan: Odwołuję, odzywaj się. Tylko jakoś mądrze, a nie jak zwykle.
Jon (wzrok to na nas, to w podłogę): Ja się wstydzę...
Jordan: A to nie musisz o sobie mówić. Powiedz coś o mnie.
Jon: No to, jak Jordan miał 6 lat...
Jordan: Chcesz powiedzieć o tym, jak zostałem wybrany na Mistera Przedszkola czy o tym, że mama zrobiła mi na drutach najfajniejsze jednopalczaste rękawiczki na sznurku w całej naszej grupie Biedronek? Powiedz o tym drugim, no gadaj!
Jon: Bardziej chciałem powiedzieć o tym, że jak miałeś 6 lat, to jeszcze nie trzymałeś moczu...
Jordan (chwila ciszy): Odwołuję. Nie odzywaj się.
Jon (luka na George'a): Wiecie, co? Zgłodniałem, może przejdźcie dziewczyny do kuchni? Czy może chcecie, abym był waszym kuchennym wysłannikiem? (wyjmuje z kieszeni dziecięcy mikrofon i biegnie do George'a)
Jordan: A idź! Tylko porządnie zarywaj, a nie tak jak ostatnio, co musiałem za ciebie listy zanosić jakiemuś facetowi do bloku obok. (wyjmuje bezbarwny błyszczyk i machnął usta) Od razu mi lepiej na duszy...
Howie: Miet! Nie ruszaj się! Bo ci termolok z grzywy spadnie! (przybiegł do nas) Cześć Jordan (czapnął od niego błyszczyk) Z jakiej firmy masz... Rimmel... oooo... (otwiera, wącha) Truskawkowy. Ja mam arbuzowy. Wymienimy się?
Jordan (zabrał mu): Jeszcze czego! Jeszcze się jakiejś opryszczki nabawię, a mam pojutrze występ w Dallas.
Howie: Dam ci za ten błyszczyk mój arbuzowy i jeszcze opakowanie wałków z Tesco.
Jordan: No nie wiem, nie wiem...
Howie: Hmmm.. To może jeszcze opakowanie brylantyny? (do kamery - rusza brwiami)
Jordan: Dorzuć lokówkę i błyszczyk jest twój.
Howie: OK! Stoi.
George i Jon (z kuchni, chórem): KTÓREMU?!
A: Eeeemm... Howie, panu Mietkowi chyba termolok spadł, Jordan to może wróćmy do rozmowy...
Jordan: Tak, ale dosyć o mnie. Pogadajmy o was... (noga na nogę) Co o mnie sądzicie?
K: Ymmmm... Ja sądzę, że... (na ciebie i szybko dodałam) Ann kochała twoje wilgotno-suche usta! <lol>
Jordan: Kochała? (na Ann z twarzą) No wiesz! Ja je kocham do dziś, no gdzie znajdziesz tak wypielęgnowane usteczka, chyba nie w Backstreet Boys!
Howie: Oj, byś się zdziwił! Nakładasz miód wieczorem? Bo ja tak!
Jordan: A ty masujesz szczoteczką? Bo jakoś nie widzę, żebyś miał zrobiony peeling!
Pan Mietek: Panie Howie! Zawijaj pan resztę tych papilotów, tylko niestety poradzić sobie pan musisz już bez piwa (wypił ostatni łyk).
Jordan: A miałeś kiedyś pomysł na biznes: budka z buziakami z 1$ ?! Bo ja się rozchodziłem jak świeże bułeczki.
Howie: Rozchodzić to ty się może rozchodzisz, ale po bokach, bo ci T-Shirt puszcza w szwach. Co do budki: ja nie musiałem komuś płacić, żeby mnie pocałował.
Jordan: No też coś! To klientki płaciły mnie!
Mietek: A więc to ty zbirze za jednego dolara omotałeś moją córkę tak, że odkąd zapłaciła za tego nieszczęsnego buziaka wzdychała do każdego twojego plakatu!
Jordan: No wie pan... Pan mi tak nie pochlebia, bo rumieniec na polikach nie współgra dzisiaj z moją czerwoną koszulą w żółte grochy i zielone pasy.
Howie: Miet, zapraszam cię tutaj, złotko...
Mietek idzie: Cham jeden nieskrobany z dołkiem w poliku jak dziura na środku A1...
Howie: Nie denerwuj się, kochany, to działa niekorzystnie na twoje cebulki. (nałożył mu hełm do suszenia włosów) I tak siedź dziesięć minutek, potem zdejmę wałki i zrobię ci ekstra fryzurkę.
Mietek: Dobra! Tylko, żebym się mógł na dansingu z moją kobietą pokazać, bo jak mi poleci do jakiegoś Lopeza, to masz pan limo pod okiem gwarantowane.
K: Ann, chodźmy do kuchni, bo nasz George zamiast gotować flirtuje. (poszłyśmy do kuchni) George, ugotowałeś to, co zapowiadałeś?
George do Jona: Nie, no ja w "Last Christmas" biegałem za dziewczyną, no ale mi kazali, no kazali mi... (na mnie) Co? Aaaa, nie, nie ugotowałem. (do Jona) Ale w końcu powiedziałem dość... (znowu na mnie) Nie miałem czasu. (do Jona) Nie będę z siebie robił głupka...
A: To może powiedz nam, co już masz zrobione!
Jon: Ale nie no, w "Last Christmas" wyglądałeś świetnie...
George: (zaśmiał się) Wszystkie kobiety mi to mówiły. (na Ann) Co mam?(luka) yyyy... O, mam pokrojone warzywa. Ale nie wszystkie, bo seler był zbyt brudny, więc wyrzuciłem. (na Jona) A to głównie babki wiesz, koło 40. (poprawił włosy) Miałem wzięcie, ale to mnie nie rajcowało.
Jon: (podparł głowę o rękę) To tak jak mnie... Wiesz, mamy tyle wspólnego... Wydaje mi się jakbym cię znał od zawsze... (dotknął przypadkiem jego dłoni)
Jordan: Halo! Kto chce się dowiedzieć o moim patencie na odrastające włoski u nóg... Palec pod budkę...
George: (zabrał rękę, puścił oko) Jutro... 19... Bar szybkiej obsługi "U Karola i Tadka"... bądź... (na nas) No dziewczyny, co tak tu stoicie? Zrobię wam kawy, co?
K: Nie chcemy przeszkadzać.
Jon: Masz rację, zróbcie sobie, rzeczywiście trochę nam przeszkadzacie. (na George'a) Wiesz, bo ja najpierw woskowałem, no ale...
K (na ciebie): Czy słowo WOSK musi ci się zawsze kojarzyć z jednym z BSB? (do kamery) Z racji tego, że nie mamy zapłaconego ubezpieczenia na uczelni - nie wypowiem jego nazwiska. Może niech gołąbeczki się sobą nacieszą, a my zobaczymy jaką fryzurę ma Miet? Tzn. pan Mietek. (podchodzimy do stanowiska fryzjerskiego) Howie, ile ty tych wałków zakręciłeś...
Howie (palec na ustach i podchodzi do nas, mówi cichaczem): Dwa termoloki za długo trzymałem i mu się spaliły włosy na grzywce, teraz próbuję to zamaskować. Najpierw starałem się wetrzeć odżywkę silnie regenerującą, ale jak tylko dotknąłem włosów, mogłem już przekazać je firmie produkującej tupeciki. Spalone tupeciki.
Mietek: Co spalone, jakie spalone?!
Howie (podchodzi, dalej robi Mietka na bóstwo): Powiedziałem nie "spalone", tylko, że będziesz wyglądał jak Sylvester Stallone! No, spokojnie! Jeszcze chwilka... Moment... Już. Dziewczyny, oto nowy wizerunek waszego asystenta! (odwrócił pana Mietka)
K: Ann... Szykuj bandaże, gazę, wodę utlenioną, najlepiej jeszcze szwy, a w ogóle dzwoń po Burskiego i aparaturę z Leśnej Góry, Mietek go zabije.
Mietek: Dawaj lustro!
A (do Karci): Obawiam się, że twoje kosmetyczne lusterko go nie usatysfakcjonuje, więc nie szukaj.
Mietek (podleciał do lustra): Ja pi*rdole, ku*wa mać, ja tego latynoskiego ch*ja zamorduję, gdzie on jest! (złapał go za koszulę) Co ja mam na głowie?
George: Hej, nie widzieliście moich bananów i jabłek?
A: Obawiam, że są w kąciku fryzjerskim... (pokazałam palcem na Mietka, a George i Jon parsknęli śmiechem)
Mietek (na nich nadal trzymając How'a): I co się cieszycie, co się cieszycie! Takie to śmieszne?! Łahahaha! (na How'a) Pytam po raz ostatni: co to jest?
Howie: No jak to co... to jest taka ozdoba... kosz owoców na głowie... Niestety, nie byłem przygotowany i nie wziąłem swoich sztucznych z kuchni, ale na szczęście mają tu w studio porządny kącik kuchenny.
Mietek: I ty myślisz, że mogę iść w tym z moją kobitą do klubu techno? Wspaniale... wspaniale... dziękuję ci bardzo.
Jordan (przyszedł i wziął banana z głowy Mietka, odwija): Nie jest tak źle... Ale te banany całą noc ci nie wytrzymają, facet. (je) Kup jeszcze kiść to będziesz wymieniał.
Howie: Miet, nie denerwuj się, jakoś musiałem ukryć twoją spaloną grzywkę...
Mietek (puścił How'a, coraz większe gały, łzy w oczach, podbródek się trzęsie, cienkim głosem): Spaliłeś mi grzywkę? Tę grzywkę, która upodabniała mnie do John'a Bon Jovi z okresu It's My Life? (poszła pierwsza łza po poliku) Ty łajdaku... Oddaj mi grzywkę!
K: Chwileczkę! Mamy połączenie z ostatniej chwili, Osvaldo jesteś na wizji!
Osvaldo: Howie, ty zdrajco oddaj mi teatr!
Howie: Ale ja go nie mam, nadal ma go Kintana!
Mietek: Oddawaj mu teatr, złodzieju! Przecież to tak utalentowany aktor!
Osvaldo: Dziękuję Mietku, jesteś tak niewinny, nie zmieniaj się. Czy mógłbym zamieszkać u ciebie i twojej żony, kiedy Victoria znowu wyrzuci mnie z domu? Ostatnio spałem w stodole u Cruza, ale rano miałem pełno siana w czepku na włosy.
Mietek (mina mu zrzedła): Niestety nie mogę pana zaprosić, moja żona za panem za bardzo szaleje. (wyciągnął telefon, bo dostał SMSa) "Chłopie, zapraszaj Osvalda i montuj prysznic w łazience, ja już mu kupiłam niebieskie kąpielówki". (przed siebie, mina ;|) A moich gaci by nawet nie dotknęła.
A: Niestety, straciliśmy połączenie z seniorem Sandoval. Widocznie w TELEVISIE nie ma zasięgu.
Osvaldo: Pani mi nie przerywa, pani Ann! Ja nadal jestem na linii i będę długo, ponieważ Victoria kupiła mi nowy telefon i doładowała za 50 zł, a ja od razu wykupiłem sobie darmowe minuty do sieci i na stacjonarne. Takie rzeczy, tylko w Erze.
W telefonie dało się słyszeć głos Victorii: Z kim rozmawiasz? Znowu ze swoją kochanką? Wyprowadzaj się z domu, nie chcę cię więcej widzieć. Mam nadzieję, że nie odzyskasz teatru.
Osvaldo: Victorio... ranisz moje uczucia... Wyprowadzam się.
Victoria: Jakie to proste, rzucić mnie dla jakiejś ulicznicy zamiast walczyć o naszą miłość... (po 20 minutach) Nie Osvaldo, nie chcę żebyś wracał, więcej mnie nie całuj!
A: Dobrze, niestety nie mamy czasu na dalsze reflekcje związane z małżeńskim życiem Sandovali.
Howie: Wiecie co dziewczyny? (pakuje się) Ja już będę leciał... (wpina sobie wsuwkę z biedronką plastikową we włosy) Bo muszę jeszcze zdążyć na telezakupy Mango. Muszę zamówić sobie pas wyszczuplający.
Jordan: Hej, ale jest taka opcja, że jak zadzwonisz teraz, to dają drugi gratis, nie?
Howie: Tak, bodajże czarny. Ja jednak wolę ten o kolorze skóry. Mam nadzieję, że to będzie mój odcień, taka słodka czekoladka Sweet D. <lol>
Jordan: Idę z tobą. Zamawiamy razem, ja biorę ten czarny. (idą) Myślałeś kiedyś, żeby wystąpić w reklamie...? (wyszli)
K: Może przejdźmy do kuchni, chociaż właściwie nie wiem po co, skoro George zapewne nic nie ugotował, chyba, że się tudzież Jona. (podeszłyśmy do blatu) Ugotowałeś coś w końcu?
George: A co ty taka agresywna?! Nie dość, że jak umawialiśmy się co do terminu mojego wystąpienia w programie, wspomniałaś, że byłem obiektem twoich westchnień dzięki Vivie Zwei, która o zimowej porze obok reklam z żółtym słodkim kurczaczkiem...
Jon: Tym takim puszystym z dużymi oczkami?
George (odwrócił się do niego): Taaaak, tym słodziakiem i taki głosik cieniutki...
K: Dokończysz swój foch czy mamy wam pakować kosmetyki do golenia nóg na wynos?
George (dalej do Jona): A jak na końcu odlatywał? I to ćwir, ćwir...
K (pakujemy woski, maszynki, balsamy): To by było na tyle, Drodzy Państwo, ci dwaj faceci już nie zajmą głosu w jakiejś merytorycznie sensownej dyskusji, gdyż jak widać kurczak z niemieckiej stacji muzycznej wymiótł racjonalne myślenie. (pakujemy Jon'owi torbę na ręce i pchamy ich ku wyjściu)
Jon: Czekaj, jak to szło... WIEM! "I may be small..."
George: "I may be sweet..."
I razem: "But baby, I know how to use my feet, hit it!" (wyszli)
A (a ja dokończyłam choreografie kurczaka jak wychodzili i :D, Karcia na mnie, więc ja <lol> ale po chwili ;|) I tak, drodzy widzowie zostałyśmy same. Ale nam to jakoś specjalnie nie przeszkadza, co nie Karcia? (szturchnęłam ją) Jaki mamy właściwie plan, bo gdzieś zgubiłam scenariusz dzisiejszego odcinka... Ale za to mam kolejny. (ruszam brwiami, w kamerę) Jeśli jesteś fanką Kev'a i chcesz się z nim spotkać, wyślij swoje CV pod nasz adres mailowy. Na pewno ci tego nie umożliwimy, po prostu chcemy uzupełnić nasze dane statystyczne.
K: Tak, przyjdzie Kev, podetnie wąsa i będzie impreza. Ale, ale, bo nasz gość specjalny już się niecierpliwi. Kochani moi, a właściwie nasi, już za chwilę, już za momencik w tym studio pojawi się wspaniały wykonawca, jedyny w swym rodzaju: RUDI SCHUBERTH! <bijemy brawo, jak oszołomki>
Wchodzi Rudi w czerwonej sukni i z kolczykiem w uchu - jak się potem okaże, dla nadania większej mocy swojemu występowi.
K: Witaj Rudi, kiedy z Ann cię zobaczyłyśmy na filmiku z YT od razu wiedziałyśmy, że musisz pojawić się na antenie naszego programu!
Rudi: Witajcie panienki, jak tu u was ładnie. (szarpie suknię) Oj, o coś zahaczyłem... Cholera taka długa jest, bo mi się już jej obrabiać nie chciało. O, dobra, już. (siada na fotel) Ale się zmachałem. Od garderoby do studia to u was szmat drogi... No jakieś z 300 metrów będzie, oj będzie...
K: Rudi, powiedz nam kochany, jak przygotowywałeś się do legendarnego już występu w Biesiadzie Bez Granic w odcinku o epickiej nazwie POPRAWINY?
Rudi: A odwiedziłem Don Wasyla, dał mi ten oto złoty kolczyk, kilka łańcuchów - w tym jeden dla psa i dwa na choinkę. Uczył mnie również śpiewać słowo "opa", potem jak zażartowałem, żeby mnie wziął na opa, to powiedział, że ma ważny koncert w Mąciwodach i że musi już jechać.
A: Ale skąd wytrzasnąłeś ten pomysł na siebie?
Rudi: Co masz na myśli?
A: No wiesz, ta sukienka...
Rudi: Aaaa niee.. to zasłona. Zszyłem trochę tu i ówdzie i jak ulał na mnie. (wstał, obkręca się) Ale ostrzegam: jak jakiś Ricz albo inny drewniak ze spalonego domu mody będzie tu dzwonił z prośbą o kontakt do mnie - proszę mnie nie łączyć. Wystarczy, że od 13 lat dzwonią do mnie z Tańca z Gwiazdami.
A: (zaśmiałam się) To musi być męczące.
Rudi: Proszę pani, ja się uczyć tańczyć nie muszę, nie jest mi to do śpiewania potrzebne, bo ja (do kamery) DRODZY TELEWIDZOWIE mam już swojego tancerza. I teraz go zapowiem. (wyciąga kartkę) Prosto z Biesiady Bez Granic, nigdy nie zatrzymujący się, jakby powiedział Piotr Bodo - ciągły bieg, człowiek nie wiedzący, co to zmęczenie biegiem na długie dystanse, ja go już pieszczotliwie nazywam maratończykiem... KRZYSZTOF TYNIEC!
Wbiega Tyniec krokiem krakowiaka bokiem w swym epickim grzybku, bierze do ręki mikrofon (dalej krok krakowiaka): Witam, witam... Rudi gotów?! Czyli reflektor na ciebie! Oj,światło nie objęło cię całego... Lecimy!
Tyniec (nadal biega): Rudi, to było świetne, ale powinniśmy już uciekać i to jak widać dosłownie, bo zaraz ma wystąpić Tercet czyli Kwartet, a ja jestem konferansjerem. Muszę się także pobujać z Witkiem Pasztem podczas występu Elki Zającówny.
K: Panie Krzysztofie, telefon do pana...
Hanka Śleszyńska: Krzychu, dawaj do nas, bo (śpiewa) miałeś mi dać własnego buta...
Tyniec: A rzeczywiście! Czyli musimy biec! Rudi wstawaj z tego kolana i na poprawiny!
K: Czekajcie! Panie Mietku, da pan tutaj dwa kuferki z Jaka To Melodia. To taki nasz prezent.
Rudi: Dziękujemy... (otworzył) Muszę poszukać chyba jakiejś plandeki na suknię, bo brakuje tu chyba tylko czekoladowego przyrodzenia.
Tyniec: Dzięki, na razie i do zobaczenia na kolejnej biesiadzie! (wyszli)
K: Panie Krzysztofie, telefon do pana...
Hanka Śleszyńska: Krzychu, dawaj do nas, bo (śpiewa) miałeś mi dać własnego buta...
Tyniec: A rzeczywiście! Czyli musimy biec! Rudi wstawaj z tego kolana i na poprawiny!
K: Czekajcie! Panie Mietku, da pan tutaj dwa kuferki z Jaka To Melodia. To taki nasz prezent.
Rudi: Dziękujemy... (otworzył) Muszę poszukać chyba jakiejś plandeki na suknię, bo brakuje tu chyba tylko czekoladowego przyrodzenia.
Tyniec: Dzięki, na razie i do zobaczenia na kolejnej biesiadzie! (wyszli)
Mietek: Szybciej, bo już mi banany gniją!
A: No już! (do kamery <lol>) Drodzy Państwo, jeśli podobał się wam dzisiejszy odcinek klikajcie POLUB TO na fejsie. (zaczęłam się śmiać) TAKI ŻART. (śmieję się dalej) Pozdrowienia dla Skarbkowej i jej Fejsa.
K: Przyłączam się, a teraz musimy się już pożegnać, gdyż czas na goni, a właściwie nie, gdyż Ann zmusza mnie do rozmowy o życiu i śmierci czyli kwestii Kev vs. Rychu czyli zdecyduj się w końcu, penerku. A ja kupiłam biszkopty i suchary, lecz nie nabyłam wody smakowej z Lidla ani napoju o smaku lodu i mam nadzieję, że Ann naładuje sobie poliki i nie będzie mogła spytać o kluczowe kwestie mojego wyimaginowanego życia uczuciowego. Do zobaczenia w następnym odcinku!
A: No już! (do kamery <lol>) Drodzy Państwo, jeśli podobał się wam dzisiejszy odcinek klikajcie POLUB TO na fejsie. (zaczęłam się śmiać) TAKI ŻART. (śmieję się dalej) Pozdrowienia dla Skarbkowej i jej Fejsa.
K: Przyłączam się, a teraz musimy się już pożegnać, gdyż czas na goni, a właściwie nie, gdyż Ann zmusza mnie do rozmowy o życiu i śmierci czyli kwestii Kev vs. Rychu czyli zdecyduj się w końcu, penerku. A ja kupiłam biszkopty i suchary, lecz nie nabyłam wody smakowej z Lidla ani napoju o smaku lodu i mam nadzieję, że Ann naładuje sobie poliki i nie będzie mogła spytać o kluczowe kwestie mojego wyimaginowanego życia uczuciowego. Do zobaczenia w następnym odcinku!
P.S.: Nasze wypociny to fikcja, proszę nie związywać się z charakterem i zachowaniem postaci. Wszelkie podobieństwo fizyczne - możliwie nieprzypadkowe, lecz cała treść to wymysły i interpretacja własnych chorych wizji.
Ann i Karcia
ale wy macie wymagania , oto moje cv
OdpowiedzUsuńImię : Helena
Drugie imię : Elżbieta
Data urodzenia 12 maj 1983
Miejsce zamieszkania : Warszawa
Kolor włosów : blond
Kolor oczu : niebieskie
Wzrost : 164 cm
Rodzeństwo : brak
Wykształcenie : pedagog
Praca : pracuję w klubie malucha http://www.kotfilemon.waw.pl/
Stan cywilny : panna
co lubię :
Ulubiony kwiat : tulipan
Ulubiony kolor : żółty
Ulubione jedzenie : pizza
Ulubione lody : brak
Ulubiony napój : soki owocowe
Ulubione zwierzę : kot
Ulubiony film : "Książe w NY"
Ulubiony typ literatury : przygodowe , romanse (głównie harlequiny)
Ulubiona książka : brak
Ulubiony sport : piłka nożna i skoki narciarskie (ale tylko w tv)
Ulubiony typ muzyki : pop , rock , w zasadzie każdy typ oprócz disco polo
Jestem raczej osobą spokojną (chyba coś lub ktoś bardzo mnie wkurzy), bardzo cichą . Bywam bardzo uparta .
Ideał faceta :
Kevin Richardson (były członek BACKSTREET BOYS)
Chcę tylko szybko poradzić każdemu, kto ma trudności w jego związku z kontaktem z Dr.Agbazara, ponieważ jest on jedyną osobą zdolną do przywrócenia zerwanych związków lub zerwanych małżeństw w terminie 48 godzin. ze swoimi duchowymi mocami. Możesz skontaktować się z Dr.Agbazara, pisząc go przez e-mail na adres ( agbazara@gmail.com ) LUB zadzwoń / WhatsApp mu na ( +2348104102662 ), w każdej sytuacji życia znajdziesz siebie.
OdpowiedzUsuń