poniedziałek, 26 września 2011

"Z epiką, liryką i dramatem przez świat" - odcinek czwarty


A (do Karci): No i wiesz, jak wzięliśmy tę śmietanę w aerozolu i wyszliśmy ze studia, to pojechaliśmy do niego... Ty wiesz, że do jego domu wchodzi się przez 10 bram, każda strzeżona przez dwóch antyterrorystów i za każdym razem byłam poddawana wykrywaczowi metalu? No, ale w końcu po godzinie doszliśmy na miejsce, otworzył mi drzwi, weszłam pierwsza, zapalił światło, ale okazało się, że nie ma prądu, no i właśnie wteeeedy... (reżyser: Jesteście na wizji!, ja w kamerę <lol> i przez zęby) Potem ci powiem... Ekhm, witamy Państwa w czwartym odcinku programu "Z epiką, liryką i dramatem przez świat".
K: Dziś naszymi gośćmi będą: Brian Littrell z zespołu Backstreet Boys, który da nam wiele rad, dotyczących życia duchowego, zapowiada też, że przekaże nam również pozdrowienia od pewnej osoby - jednak nie chce zdradzić kto to, ale wg tajnych źródeł to osoba bardzo wysoko postawiona w telenowelowych kręgach kościelnych, a także fryzjerskich. Zawita do nas również pan Piotr Bodo - tak przynajmniej brzmi jego ksywa ARTYSTYCZNA, opowie nam o swej niedawno wydanej płycie "Wypchany ptak Bodo" oraz o singlu, w którym udziela się wokalnie Erykah Badu. A w kuchni pichcić nam będzie małżeństwo Bon Jovi czyli John Bongiovi i Richie Sambora (ruszam brwiami). Eh... Wy nie wiecie co się dziś działo u mnie w domu... Myślałam, że zwymiotuję z emocji związanych z goszczeniem kogoś takiego jak Rychu, ale na szczęście zatrzymało się na wysypce na plecach i jęczmieniu pod okiem.
A: Dobrze, że z emocji nie dostałaś pryszczy na twarzy, bo w efekcie - znając ciebie - przyszłabyś w kartonie na głowie jedynie z otworami na oczy... I przestań panikować, błagam cię, przestań panikować, bo wymiętoliłaś sobie cały dół bluzki, a nie zaprosiłyśmy do studia Milagros Exposito i ci tego nie wyprasuje... Czy myślisz, że to już jest ten moment, czy to już jest ten czas, gdy możemy zaprosić do studia naszych gości? (odchyliłam się w stronę obsługi) Panie Mietku, cztery kawy poprosimy i ten sernik niech pan poda co dzisiaj przyniosłyśmy z Karcią.
Pan Mietek wnosi sernik: Ten sernik klawy dość wam wyszedł.
K: No panie Mieciula, kto panu kazał go smakować, przecież to dla gości...
Pan Mietek wnosi kawy: Oj pani, co się pani nerwujeee... Tylko rodzynek spróbowałem, takie ładne, duże wyłaziły z tego oklapłego zakalca, więc...
K (wypchnęłam pana Mietka z kadru, poleciał na dźwiękowca): Pan Mieciu ma takie poczucie humoru, a nie inne, ale jak sądzę nasi widzowie się do tego zdążyli już przyzwyczaić... Zapraszamy Rysia i Jasia!
Pan Mietek: Uuuuuu, jakie panie ładne... Bardzo ładny tapir, moja żona miała taki w 88' na dancingu... (złapał Johna w talii i idzie z nim) Umówi się pani ze mną?
John (mina ;|): Wie pan, raczej nie sądzę... Jest pan zbyt niski, a poza tym spotykałem się już z facetem w waciaku, potrzebowałbym odmiany.
Mietek (nie ustępuje): Ale pani to taka rasowa kobietka... Znam babki z wąsikiem, no ale żeby taki gobelin na klacie...
Richie (wypchnął Miecia biodrem i przerzucił John'owi ramię przez szyję): Ta pani jest już zajęta. (na John'a) Kochanie, mogłabyś przestać dawać mi powody do zazdrości?
John (odepchnął go): Chłopie! Ja jestem poważnym facetem z krwi i kości! Ja się nie uganiam za jakimiś...
Richie (foch): A będziesz jeszcze chciał, żebym ci spryskał tapir lakierem Taft na każdą pogodę, a wtedy takiego wała! 
A: Cześć chłopaki, siadajcie! (spojrzałam na Karcię, a ona usiadła dopiero, gdy Richie usiadł, nie odrywając od niego wzroku)
Richie: No cześć, cześć. (już nakłada sernika i do kamery) Mam taki zwyczaj, że zawsze sprawdzam czy atrapy.
John (wepchnął głowę przed Richie'm i do kamery): Korzystając z okazji chciałbym pozdrowić...
Richie (odsunął mu głowę): Tak, tak, wiemy, nie przynudzaj... Dobry ten sernik. (na John'a) Jedz, nie krępuj się, pozwalam. (uśmiech)
John: No skoro nalegasz... (też nakłada) Patrz i nawet kawę nam dali, a nie jak to u Wojewódzkiego - woda z kranu.
Richie: No, albo jak u mojego wujka Zygmunta z Tucholi... Wiesz ile on potrafi herbat zaparzyć z jednej torebki? Ostatnio jak u niego byłem to samą wodę dostałem*.
K (staram się na patrzeć na Rycha, a przynajmniej nie gapić jak sroka w gnat - swoją drogą nawet gnat byłby z Ryśka cudowny - już się zamykam): Co tam u was?
John (popił kawę): A dajcie spokój, dostałem namiar na bardzo dobrego fryzjera od niejakiego Rolanda Pieczkowskiego, który zdążył mi jeszcze prześpiewać swoją wersję "Livin' On A Prayer"...
Richie (je sernik): Takiego pazura w głosie nie słyszałem odkąd Irena Santor zaśpiewała "Już nie ma dzikich plaż". 
John: Tak właśnie, wracając do mojej fryzury, ten fryzjer do mnie, że on mi proponuje ścięcie włosów i zostawienie cienkiego warkoczyka przy karku, powiedziałem, że nie jestem w New Kids On The Block, nie mam zamiaru być w przyszłości...
Richie (słodzi kawę): Ale jak ćwiczyłeś ich układ ze "Step By Step" to nie wiedziałem, że ze schodów można tak długo spadać.
John: A dlaczego mnie wtedy nie złapałeś!
Richie: Zbok. 
A: John, ja nie wiedziałam, że ty jesteś taki asertywny...
Richie: NO! Nie zapędzałbym się tak z tym stwierdzeniem, jak mnie widzi to od razu ulega. (śmiech)
John (zaczął się bawić jego włosami): Bo ty masz na mnie te swoje sposoby...
Richie (walnął go w łapę): Weź się uspokój, chłopie.
John: Co, już ci się nie podobam? Specjalnie dla ciebie ubrałem dzisiaj legginsy od ADRIANO (przejechał dłonią po udzie).
Richie: No rzeczywiście i już ci oczko poszło.
John (zniewieściałym głosem, walnął go w ramię): Oh, ty zboczuszku, gdzie mi się patrzysz. (obaj w śmiech, spojrzeli na nas) To o czym rozmawialiśmy?
K: O twojej fryzurze, J...
John: A właśnie! (rozsiadł się, rozwalił ramiona na oparciu kanapy, założył nogę na nogę) Powiedziałem: żaden warkoczyk, włosy i tak ledwo odratowałem po tym nieszczęsnym grillu...
Richie: Bo ci mówiłem, że trudno! Stało się! Ann się zakochała w Carterze, a ty nic na to nie poradzisz, choćbyś się spocił, włosy przykleiłyby ci się do czoła, zaśpiewałbyś acapella refren "Livin'...", nawet jeśli byś opuścił spodnie - na Ann nie zrobiłoby to wrażenia, bo na mnie też już nie robi, niestety postarzałeś się. A na klacie masz już zakola.
John: Bo mnie ciągnąłeś za mojego persa!
K: To może z innej beczki: kiedy następna płyta...
John na mnie: W październiku. (na Rycha) Wiesz jak mnie to bolało?!
Richie: No na pewno nie bardziej jak wtedy, kiedy do balsamu dodaliśmy ci octu. Ale przynajmniej już nie masz wszy w gobelinie.
A: Dobra, chłopaki, spokojnie...
John: Wszy na klacie? Dostałem je od ciebie, bo jak ktoś przez granie na gitarze zapomina o myciu głowy przez tydzień...
Richie: To nie był tydzień tylko 6 dni!
A: HALO!
Richie: Teraz przez twoje gorzkie żale będę na Pudelku, a to ty powinieneś tam być, jako posiadacz warstwy pudlowej sierści na torsie.
John: Zazdrościsz, ja wiem, nie raz mi mówiłeś "John, ale ty masz włosy"!
Richie: Taaa, bo już dalszej części czyli "...jak sianokosy" nie słyszałeś. A gdybyś mnie posłuchał i używał olejku na zniszczone końcówki z AVON'u....
A: SPOKÓJ! (obaj na mnie) Możecie nam i naszym widzom zdradzić, co dzisiaj wyczarujecie w kąciku kuchennym?
John i Richie obaj foch, ręce skrzyżowane na klatce, odwróceni do siebie plecami.
John (kątem oka na Rycha): Ale proszę, powiedz!
Richie (odwrócił się do niego): Ale nie, no ty powiedz...
John: Nie, no, ale proszę, teraz mów paplo jedna...
Richie: Nie, nie, nasza zespołowa papuga na pewno powie to lepiej**...
K: EJ! Idźcie robić te pierogi! (do kamery) Będą pierogi.
Richie: Właśnie, ja z chęcią je zrobię sam!
John: Ale ja też umiem i to nawet lepiej, moja babiczka pochodziła z Chrzanowa, więc możesz ze swoimi pierogami z torfu i nawozu azotowego zbierać się z tej kuchni. (wstaje)
Richie (też wstał): No zobaczymy, takich falbanek na pierożkach jak ja na pewno zrobić nie umiesz, za grube palce, trzeba mieć sprawne rączki.
John: Sprawne rączki... Dziwne, że jak gramy w palanta, to masz dziurawe łapy, żeby złapać piłkę.
Richie: Nie moja wina, że ta gra to twoja domena, jak można się zorientować po nazwie.
A (do Karci): Co Richie chce od rąk John'a? Ma bardzo zgrabne palce... NO CO?
K: Skoro Rysiek mówi, że jest coś z nimi nie tak - zapewne ma rację. (na ciebie) Będę wpierdzielać nawet na surowo to ciasto, byle Rychu je robił. (mina :> na Rycha)
Richie: To ja robię z kapustą i grzybami.
John (na ciebie): Ann, nie masz mu za złe? Świństwo ci robi, nie? A wiesz, powiem ci w najgłębszej tajemnicy: on w przedszkolu miał taki fetysz, że kiedy wszyscy robili ludziki z kasztanów, to wtedy on z żołędzi.
A: A to nawet lepiej, ja lubię żołędzie, to znaczy w sumie to jednego, określonego już i przypisanego jako mój własny osobisty, a jest nim Nick Carter w fryzurze na żołędzia. Żółtego żołędzia.
John: Eh, Ann... mógłbym wiele, ale tego czegoś z siebie nie zrobię. (na Richie'go) Co ty robisz? To są grzybki marynowane!
A: O, to dawaj. (zabrałam i jem) Grzyby też lubię. <lol> Znajdźcie sobie jakieś inne, a jak nie będzie, to wyślecie Mietka do sklepu, on już w Realu ma kartę stałego klienta i 1% zniżki na zakupy powyżej 100 zł. Karcia, nie sądzisz, że czas na kolejnego gościa?
K: Musimy? (wychyliłam się i lukam do kuchni) Matko, jaki on jest cudowny... (na ciebie <lol>) Walnął Jaśka łyżką stołową... (do kuchni) Dobrze! Uważaj chochla! (na ciebie <lol>) Zrobił unik. (ty mina :/, więc ja ;|) Ekhm... Co tam dalej? (nijakim głosem) Aaaa, Brian Littrell. (w kamerę) To znaczy Brian "grzywka na żel i niebieskie oczy w 'As Long'u...' oraz jakże przecudnej urody kości policzkowe i taki również uśmiech" Littrell.
Bri (wszedł do studia): Cześć!
K: Siadaj! (usiedliśmy) A może sernika?
Bri: A nie, nie, ja nie mogę, poszczę. Ale coś słodkiego bym zjadł... Poproszę gumę Orbit dla dzieci. Różowa. 
K: Aha. Kawy? (już mam nalewać)
Bri: Oj nie, nie, Ojciec Tadeusz nałożyłby na mnie klątwę, a ja muszę być na wiecu poparcia dla Radyjka.
A: To może chociaż herbaty?
Bri: Ale jedynie z cytrynką, bo Ojciec Tadeusz mówił, że kwas z cytryny oczyszcza duszę. (uśmiech)
A: Aha....... Eeeee, panie Mietku, przyniesie pan nam jedną herbatę? Z cytryną?
Bri: Z cukrem nie, bo Leigh powiedziała, że powinienem ograniczać. (noga na nogę) Co tam u was dziewczyny, ładnie tu w studio macie. Ale żadnego krzyżyka nad drzwiami nie widzę...
A: No bo...
Bri: Ale nie tłumacz mi się, dziecko... (wyciąga różaniec) Mam tu dla was coś takiego, poświęcony przez ojca Tadeusza, jest to najszczersza imitacja pereł.
A: Bo te prawdziwe pewnie Tadeusz schował do swojego sejfu...
Bri: Co mówiłaś?
A: Że bardzo ładny.
Bri: No... sam wybierałem. (uśmiech)
K: Co tam u was? Ostatnio był tu  Nick... (w tle Ann: Oj był, był...) EKHM! Dziś ty, w szóstym odcinku mamy Kev'a...
Bri: On już ostrzy nożyczki na przycinanie wąsa, a także brzytwę, skalpel, nóż kuchenny.
K: Dlaczego obciąłeś grzywkę? Ja wiem, że tak ni z gruszki ni z pietruszki, ale jednak ten element twej fryzury ukształtował głęboko moje dzieciństwo, a także psychikę w toku dorastania.
Bri: Leigh powiedziała, że nie będzie spać z Kapitanem Caveman'em, któremu tylko nos wystaje zza włosów... A jak mi to powiedziała, już miałem zamawiać dmuchaną maczugę z firmy produkującej przedmioty dmuchane w szwedzkiej korporacji Sroków.
A: Ale przecież ona też zakochała się w tej grzywce.
Bri (westchnął): Pamiętam ten dzień, rok 1997, plan teledysku do "As long...", chcieli mi założyć soczewki kontaktowe kolor Morska Bryza, ale oko mi łzawiło za bardzo, więc podjęli się koloryzacji w Paincie... A Leigh... Już jak widziałem ją na zdjęciach wiedziałem, że jest niesamowita....
A: Tak, a jak do ciebie podeszła, żeby się przywitać, powiedziałeś, że wiesz jak ma na imię... (rozmarzyłam się) No co... Znam tę historię na pamięć.
Bri: Ale wybacz, ja to muszę sam powiedzieć, bo jak wrócę do domu, to mnie zdzieli wałkiem. Jakoś to tam skleicie. (do kamery) I ona do mnie podeszła i przywitała się, a ja jej na to, że wiem jak się nazywa.
A: <lol> Bri...ale to idzie na żywo <lol>
Bri: <lol> Macie pozdrowienia od Juana Pablo <lol>
K: O! A co tam u niego? Właściwie skąd się znacie?!
Bri: Długa historia. Pierwszy raz zetknąłem się z nim, kiedy podpisywał umowę sprzedaży konfesjonału z A.J.em. Potem jeszcze na lewo opychał mu święte obrazki, A.J. był nawet gotowy na kupno 50 ław kościelnych, ale okazało się, że salon mieści jedynie 47. Ale do czego ja zmierzam: otóż, kiedy zobaczyłem tego człowieka, który poszedł do seminarium z własnej woli...
K (cichaczem do kamery): Kazała mu to zrobić Bernarda, jego matka.
Bri: No i ta scena, gdzie zdjął koloratkę, poświęcił się dla córki...
K (cichaczem do kamery): Założył koloratkę po kilku minutach.
Bri: Teraz jesteśmy w stałym kontakcie. Oboje mamy pokaźną kolekcję DVD ze ślubów i chrzcin i często spotykamy się na mszal... Naaa herbacie chciałem rzec! Ojcze Tadeuszu, proszę nie wszczynać krucjaty! Nie może mnie ojciec wykluczyć ze wspólnoty, o proszę... (wyciągnął z kieszeni seledynowy beret i założył go) A jakie profity ze znajomości... Dziewczyny... Nawet na kolędę dostaję obrazki w wersji limitowanej: brokatowe, trójwymiarowe, zdarzyły się nawet dwa ręcznie rysowane kredkami świecowymi oraz jeden malowany na szkle.
A: To rzeczywiście bardzo interesujące... Ale Brian, mamy już na linii pierwszego słuchacza, który chciałby się ciebie poradzić w pewnej kwestii.
Bri: Tak, słucham?
Słuchacz: Szczęść Boże, dzień dobry wszystkim zgromadzonym w studiu i chwała na wysokości Ojcu Niebieskiemu. Panie Brian, moje imię Edward, mam 67 lat i bardzo ucieszyła mnie pana postawa względem Ojca Tadeusza. Wie pan, bo dzisiejsze społeczeństwo nie zdaje sobie sprawy z tego, jaki to jest dobry duszpasterz Kościoła Katolickiego. Ja proszę pana żyję skromnie, próbuję utożsamiać się z Bogiem, ponieważ tak nakazał mi ojciec Tadeusz. Dlatego też co miesiąc połowę swojej renty wysyłam jemu....
Bri: Panie Edwardzie....
Słuchacz: Ale pan mi nie przerywa, panie Littrell... Tak więc, wysyłam jemu, a on mi za to przysyła w podzięce prenumeratę Gościa Niedzielnego. Ale chyba już zaprzestali produkować, bo od roku nic nie wysłał...
K: Panie Edwardzie, dziękujemy bardzo. Mamy już na linii kolejnego słuchacza... Słuchamy panią!
Słuchaczka: Witam Państwa...
Bri: Witam i od razu przypomnę za wróżbitą Maciejem, że dzwoniąc w trakcie porady można od razu dodzwonić się do studia!
Słuchaczka: Chciałam zapytać: przychodzi do mnie jutro ksiądz z wizytą duszpasterską i poproszę o poradę: co podać do jedzenia: sałatkę warzywną, kanapki, czy może koreczki śledziowe?
Bri: Uważam, że najodpowiedniejszy byłby cały obiad: mizeria, ziemniaczki z koperkiem, jakiś schabik, no może kaczka...
Słuchaczka: W tyłkach się poprzewracało! Yyyy... Proszę nie słuchać, to mój małżonek. A te ziemniaki...
Bri: Najlepiej z nasłonecznionych kartoflisk wschodniej Małopolski***.
K: Dziękujemy pani! Brian, przenieś się proszę ze swoim beretem do kącika uduchowionego, a my z Ann przejdziemy do kuchni... Ann! Zostaw tę kawę, chodź już! (ciągnę cię za rękę)
A: No idę, idę... (do kamery) Proszę Państwa, aktualnie z kuchni dobiegają różne hałasy, jakby rzut patelnią o podłogę, a teraz wybrzmiał dźwięk zrzucanego noża. Czyżby działo się coś niepokojącego, czyżbyśmy musieli zadzwonić po Sebastiana Wątrobę i Joannę Czechowską z W11? (lukam w kierunku kuchni) Chyba jednak nie, no chyba, że chcieliby sobie w czasie przerwy zjeść kanapki słuchając "Livin On A Prayer" acapella.
K (pobiegłam do kuchni, wepchnęłam się między John'a a Ryśka): Cześć słońc... Tzn. Richie. (oparłam się łokciami o blat) Jak idzie wyrabianie ciasta?
Richie: Popierniczyły mi się przepisy i najpierw zrobiłem masę solną. Wziąłem więc przepis z tych pierogów, które miałyście w zamrażarce. Niestety nie miałem spulchniacza ani emulgatora ani zapachu identycznego z naturalnym, więc wyszło jak wyszło.
John (smakuje): Ty... ale czegoś mi tutaj brakuje... Jakieś takie... (spojrzał na niego i mieli ciasto) Nie?
Richie (posmakował): Hyyy... (palce do buzi) Zapomniałem dodać farszu.
John: Ty jo! Ty się nadajesz do kuchni!
Richie: No, a ty się nadajesz! Pokaż twoje pierogi! (posmakował)
John: Richie, nie!
Richie: Kuwa... Ostatni raz żarłem plastelinę jak miałem dwa lata!
John: Bo ty robiłeś takie fajne falbanki, a mnie nie wychodziły z ciasta, więc wziąłem, to co dobrze się klei... (rozerwał pieroga) Ale ja mam farsz! Zobacz czerwona plastelina robi za truskawki!
A: John, bardzo ładne pierożki....
Richie: A mnie to już nie pochwalisz!
A: Bo ciebie Karcia może chwalić do końca życia, jeśli byś chciał. (na John'a) Naprawdę bardzo ładna falbanka, a ta truskawka... nawet pestki z brązowej plasteliny.
John: JO?! (luka pod światło) Widocznie plastelina musiała mi się zmieszać ze sobą.
Bri (z kącika): Nie, panie Józefie, nie. Nie mogę pana rozgrzeszyć. No wie pan! Zjedzenie batona przed obiadem to nie jest grzech na jedną Zdrowaśkę! Pozwoli pan, że zaczerpnę rady specjalisty... Halo, ksiądz Tadeusz?
K: Rysiek, ja zjem wszystko co ugotujesz, nawet człowieka, szczura... Złapać jakiegoś?
Richie: Daj spokój... i nie jedz tego, bo się otrujesz. (zabrał mi pieroga z ręki) Ja tu jeszcze ulepszę moją recepturę, a jak nie wyjdzie, to trudno. Zamiast iść z pierogami do ciebie, pójdziemy do baru Pierożek na Toruńskiej.
K: Mnie to pasi <zaciesz>. Oj Rychu, Rychu. Co ja z tobą mam. Idę, bo wiesz... Bodo przyjdzie. Ja bym nie szła, ja bym w tej kuchni z tobą do śmierci została, moglibyśmy nocować w piekarniku albo w tosterze, na polówie, na karniszu, na szafce, na okapie, na blacie nie, bo tu nie wiadomo co się działo, ale np. w... www...  w CZYMKOLWIEK!
John: Ja ci dam taki worek po ziemniakach, to się kimniesz w nim...
Richie: Ale ty zabawny jesteś! (na mnie) Polówę to ja mam od wizyty cioci Jadzi, to się świetnie składa. Ta polówa. (śmiech)
John: Moja polówa stoi obok jego, także czasem mu zarzucę rękę przez pas czy...
Richie: Nie kończ! Nie wracajmy do tego, błagam, wiem, pomyliłeś się, sam rano przyznałeś, że jednak nie jestem podobny do twojej żony i nie wiesz jak mogłeś się tak walnąć w ocenie.
K: To ja idę. Papa Rysiu!
Richie: Pożycz kredkę do oczu! Bo widzę, że fajna.
K: Weź sobie z torebki! Za 5,19 z Rossmanna! Ann, zapowiedz Bodzia, co?
A: Przed Państwem w naszym studiu popularny w kręgu własnej rodziny człowiek, który jest ciągłym biegiem, ale nie jest kulą, która się zamknęła - PIOTR BODO! (pusczona melodia jak w "Od przedszkola do Opola", jak wchodziły dzieci, usiedliśmy) Cześć Bodo.
Bodo: Nazywam się Piotr Bodo, tak przynajmniej brzmi moja kswa... artstyczna...
A: <lol> Tak, już to wiemy. Bodo, powiedz nam... jak zmieniło się twoje życie po występie w Idolu, w którym, powiedzmy sobie szczerze: no, nie doceniono twojego wokalu.
Bodo: Włśnie się zstnawiam, czy jury to na pwno była banda błaznów czy może szbciej klaunów. Uważam, że mój wokal wystarczał mi na pewno do tego mrnego programiątka, który znikł z antny, a ja ndal działam, dzięki mojemu ukłdowi choreograficznmu z elementami biegu zaintrsował się mną klb sportwy Bieżnia Suwałki i tam działam, chcą mnie wsłać na olmpiadę zmową w Salt Lake City, wystrtuję w biegu z pochodnią do znicza olmpisjkiego, lecz ja będę nieść pod pachą wpchanego ptaka jako smbol mej wolnści.
A: Czy uważasz, że błędnie cię jurorzy ocenili na castingu?
Bodo: Czy błednie? Oh złotko, nigdy nie zapomnę Kubie tego, że mnie obraził mówiąc, że jestem kulą, która się zamknęła. No dziewczyny, do tego Leszczyński z tekstem w kierunku mojej osoby, że jestem showmanem, Elżunia, że z wokalem dramatycznie. (w kamerę) Radzę kupić lepszy aparat słuchowy, no i na deser Cygan, którego opinia kompletnie mnie nie obchodziła. Tak więc wiecie.... nie ma nad czym rozpaczać, bo oni mają oceniać MNIE? (nachylił się) Dziękuję. (oparł) Ja jestem artystą i za takiego się uważam, nawet za bardzo dobrego artystę, bo taki się stałem podczas poczęcia przez rodziców i taki dorastałem.
K: Opowiedz nam coś o twoim stroju, radziłeś się jakichś stylistów w tej kwestii? Ten łańcuch na włosach tak oryginalny...
Bodo: Łńcuch otrzymałem od Eryki Badu, którą pozdrawiam z tego miejsca bardzo serdecznie, dziękuję, że zgdziła się udzilić wokalnie na mej płycie, którą skądinąd polecam. Wracjąc do mego stroju: ma koszula była dziłem samego Armaniego przynajmniej tak było napisane mazakiem na metce. Ale wracając do tego całego meni... przepraszam.. ŻYRI. Powiedzieli, że jestem ciekawy, interesujący, na pwno mnie zpamiętają... Wtdy pomyślałem o moim kumplu Rolandzie, z którym jestem w stałym kontakcie listowym i pomyślałem: pozbędą się mnie tak jak jego. Więc wyrwało mi się: no. A następnie: no trudno.
A (zaśmiałam się): Przypomnijmy sobie ten występ!

źródło: youtube.com
Piotr, dziękujemy ci bardzo za przybycie, życzymy ci sukcesów w branży muzycznej, sportowej, nawet fryzjerskiej.
Bodo: Dzięki, na pewno się przyda, zważając na fakt, że ostatnio nawiązałem kontakt z niejakim Erykiem Forresterem, spodobało mi się jego imię, gdyż jest męskim odpowiednikiem Eryki, którą pozdrawiam jeszcze raz, (macha) no i może coś wyniknie z naszej współpracy.
A (już śmiech na czubku nosa, Karcia, aż zasłoniła usta ręką): Emmm... W tej kwestii więc również życzymy powodzenia. Może jakiś singiel się niedługo ukaże.
Bodo: Nie omieszkam was o tym poinformować.
A (do kamery): A my, proszę Państwa przechodzimy do Przeglądu Prasy. Karcia, jaką tam gazetkę kupiłaś na dzisiaj?
K: A kupiłam ten... Czasopismo "Starożytny Egipt", dawali takie fajne figurki do numeru. (otworzyłam) O patrz: Ridge projektuje diadem dla Kleopatry, a Stary kupił nową piramidę w Beverly Hills, gdzie przeprowadzi się z rodziną. (odłożyłam) Kupiłam również "Fakt" z gazetą. Dawali takie fajne romansidła, tutaj mamy... "Pocałuj mnie, aż zabraknie mi tchu" i w wersji rock n' rollowej "Przywrzyj, aż pierdykną mi płuca". (otworzyłam "Fakt") Patrz: "Jędrula z 'Rodziny Zastępczej' przyłapany na romansowaniu z gosposią Jadzią. O wszystkim dowiedział się nasz tajny informator, który w porozumieniu z naszym pismem dostarcza nam informacji na bieżąco. Jak twierdzi: 'Para była razem na zakupach na straganie, a następnie ukrywała się przed żoną Jędruli, niejaką Alutką, która czytała swe wiersze na głos na środku przejścia dla pieszych'. Spytaliśmy męża Jadzi, Lesia, co twierdzi na temat tych doniesień. 'Jadzia jest gospodynią Jędrulów i tego się trzymać będę". 
A: Pewnie mu załatwił jakąś rolę w swoim serialu "Zet jak Zazdrość" i Lesiu zadowolony... (wziełam gazetę do ręki) Słuchaj tego, to będzie dobre. "Nick Carter nie zasłonił żaluzji w swoich oknach!" (na Karcię) On nie ma żaluzji, tylko rolety... "Ostatnio widziano go w swym mieszkaniu z pewną tajemniczą, rudowłosą dziewczyną, podczas......" eeeeeeeeem... Co to za chłam, kto to pisał! Boże, co za plotkarskie artykuły, tylko żeby zrobić sensację z byle czego... "Brooke Logan atakuje! 80-latka z twarzą 40-latki pod koniec roku stanie na ślubnym kobiercu. Nie wiadomo jednak, kto będzie szczęśliwym Panem Młodym, bo jak twierdzi Brooke: "Jeszcze nie dokonałam ostatecznego wyboru. Zawsze jak zaczynam odliczać "Entliczek pentliczek" pojawia się jakiś nowy kandydat godny uwagi. Aktualnie ostatnim na liście jest mój syn R.J.".
K (luknęłam w gazetę): Czytaj to! (pokazałam palcem) "Jordan Knight oświadczył: reguluję sobie brwi odkąd je mam." (na ciebie) Zdjęcie niemowlaka z pęsetą powinno święcić triumfy na demotywatorach. (dalej w gazetę) "Na początku było ciężko, czasem wyrwałem za dużo i musiałem domalowywać kredką, nauczyła mnie tego moja babcia, której zawsze dobrze wychodziły odręczne brwi. Z czasem jednak zaczęło mi wychodzić i umiałem uchwycić ten piękny kształt skrzydła jaskółki, gdzie załamanie następuje na 2/3 długości brwi". Załamanie to nastąpiło na całej długości Jordana, sądząc po naszych minach. "Maite Perroni potrafi grać." (na ciebie) Chyba wg William'a Levy. (w gazetę) Aaa, bo nie doczytałam! "... potrafi grać w remika! Ostatnio wygrała doczepiany kok Bernardy, niebieskie kąpielówki Osvaldo i sztuczne blizny Fausto".
A (wybuchnęłam śmiechem, zwijam się): Boże... uuuuuu... Ale ty, no Jordan przegiął. (w kamerę) Jordanie, twoje brwi są tak świetne, jak twoje sucho-wilgotne usta, ale przegiąłeś. Nie oddam ci za karę twojego sztucznego warkocza. I przekaż Danny'emu, że jemu też nie oddam, bo jak zaplatałam to połowa tego końskiego włosia się wyrwała. (lukam w gazetę) "Znany tramwajarz Karol Krawczyk po raz piąty w tym tygodniu przytrzasnął drzwiami staruszkę. Jedną z ofiar była Stefa Forrester, która najpierw nazwała go hipopotamem, a później nasłała na niego całą flotę swojego przyjaciela Massima Marone. Krawczyk chciał uciec do kanału, ale utknął w otworze, czym zatrzymał ruch w całej Warszawie. Gdy jego przyjaciel chciał wezwać straż pożarną, by pomogła mu się wydostać odpowiedział : "Ja nie jestem ciężarnym kotem!"****.
K: Ej, zobacz, a zdjęcie twoje i Nick'a umieszczono nie tylko na stronie tytułowej, ale również z tyłu... Oba chyba robione przez jakiegoś snajpera tudzież Leona Zawodowca, bo chyba wszystkie z dachu, a wy tam... Ale niewiele widać, Nick ma brudne okna. (odłożyłam gazetę, idziemy do Bri) Cześć Brian! Opowiedz nam, jak wielu słuchaczy cię dopadło i z jakimi pytaniami przyszło ci się zmierzyć.
Bri: Pytania były różne, różniste, kilka najciekawszych sobie wypisałem... (sięgnął po kartkę) "Czy woda święcona występuje w formie gazowanej lub smakowej?", odpowiedziałem, żeby sobie kupili Nałęczowiankę tudzież wodę jabłkową/truskawkową z Lidla za 1,19 zł. "Gdzie można kupić świecącą w ciemności figurkę Józefa Cieśli?", jak już wspomniałem, proszę szukać w sklepach internetowych, kiedyś nawet na Allegro znalazłem Józefa z odblaskową deską na ramieniu oraz z fluorescencyjną brodą.
K: Brian, jeśli będzie zbliżał się okres kolędy tudzież świąt - zadzwonimy do ciebie.
Bri: Właśnie, potrzebna mi fucha na Wszystkich Świętych...
K: Oczywiście, zareklamujesz znicze ze swojego straganu przy cmentarzu. (na ciebie) Chodźmy do Rycha, co?
A (na ciebie): Do Rycha i Jacha jak już! Brian, nie opuszczaj kącika duchownego, nic nie mów - wysłałam Leigh SMSa z informacją, że spóźnisz się odrobinę na kolację, a nasz grafik komputerowy pan Chomik przyniesie ci laptopa, weź mi pozgrywaj jakieś fajne zdjęcia Nick'a na pendrive'a. <lol> (Karcia już mnie za łapę ciągnie) Dzięęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęki! (poszłyśmy do kuchni, a tam zza blatu widać tylko dym i cztery nogi na blacie, wychyliłam się zza blat a tam Jach i Rych na krześle kosztowali Marlboro)
John: Wiesz Richie, piergoi nam za ch*ja nie wyszły, ale co się tam będziemy przejmować, nie?
Richie: Nie spięliśmy się i nie daliśmy rady. Weź tam zalej wodą ten barszcz WINIARY instant.
John: Ale ty mając polskie korzenie powinieneś mieć przepis na polskie dania w małym palcu.
Richie: Bo sobie wymyśliłeś pierogi... Trzeba było robić gołąbki, byśmy zawijali mięso liściem...
John: Chyba tym twoim.
A: EKHM.
JohnRychu wrzawa jak uczniaki przyłapane na paleniu w toalecie przez nauczycielkę od matmy: machanie rękami, żeby rozniósł się dym, nogi ze stołu szybko zdjęte, zgniecenie papierosa w nieudanych pierogach.
John (wypuszczając dym): My już... zaraz... (złapał go kaszel) O jeja... Ufff... No i co tam Rysiu? Już barszczyk dochodzi?
Richie: Co?! Aaaa, barszcz... Yyyy... (cichaczem zalewa barszcz z paczki) Nooo, wydaje mi się, że świetnie wyważyliśmy czas gotowania buraków...
John: Oj tak, to twoja zasługa...
Riche: Ależ Janek, nie bądź taki skromny, w końcu to ty podałeś mi ten przepis...
K (luknęłam im przez ramię): Na wodę czy na kupienie zupy w proszku?
John: Co? (na Richie'go) Widzisz?! Dyskretniej lej! Cały czas ci mówiłem, a ty przechylasz tę łapę jakbyś grał na jednorękim bandycie i szarpiesz za tę rączkę czajnika!
Richie (rzucił czajnikiem na kuchenkę): No taaak, bo ty oczywiście miałeś lepsze zajęcie, napychać tytoń do maszynki i papierosy kręcić! A gdybym nie naładował gazu do zapalniczki, to byś odpalał jeżdżąc tyłkiem po asfalcie i czekając aż ci iskra pójdzie!
K: Czy moglibyście się na chwilę uspokoić?! Rysiek, nie wyszły ci pierogi, ale i tak wychodzisz ze mną. John, nie wiem, idziesz z Ann na kawę, dopijacie ten barszcz, co tu się w ogóle wyprawiać ma?
John: Ja bym ten barszcz dopił, ale Ann pewnie się spieszy na brudzenie okien u Carter'a, więc wezmę laleczkę voodoo z żołędzi od Rycha i zapijając swój smutek wysokoprocentowym barszczem...
K: Aha, aha... Ann decydujże się, bo jeszcze mamy występ wokalny na koniec, a im szybciej, tym szybciej będę z Ryszardem na moim metrażu.
A (czuję się jak przyciśnięta do ściany): Yyyy, eeee, aaaa, mmmm, fuuuuu... Jachu, wypijemy to razem, nie martw się. Pójdziemy do parku popatrzeć, czy gdzieś się przypadkiem nie bunkruje George Michael z 60-letnim kierowcą ciężarówki. Ale bierzemy ze sobą jakby co Zorkę 5. <lol>
John: Jeeeeeeeeeeeest! (kolano do łokcia) Ekhm, to znaczy super. A co przygotowałyście jakąś piosenkę?
Richie: Może wam zaakopaniować, tak się składa, że mam przy sobie moją gitarkę.
A (Karcia już się wyrywała z powiedzeniem TAK JASNE! - wyczytałam to z jej oczu jak 5 zł) NIE, dzięki, bo to będzie występ acapella. Niestety, trenując wokal na plantach grudziądzkich, gdzie przechodzi milion osób na sekundę, nie zaopatrzyłyśmy się w porządny podkład muzyczny, z resztą wtedy nasz komputerowiec Chomik był na wakacjach w Toruniu.
John: To co? (zaciera ręce) Dajcie czadu! Jesteśmy waszą publiką.
Richie: KOCHAMY WAAAAAS!
Bri (przybiegł): Hej, już gdzieś to słyszałem. (daje Ann pen'a) Masz, zgrałem ci kilka fot. Najbardziej spodobały mi się te z okresu raczkowania.
A: CO? Zgrałeś mi małego Nick'a?
Bri: A zobaczysz jakiego miał małego siusiaka...
Richie: Będziesz mogła porównać.
A: Łahahaha bardzo śmieszne, zwijam się.
Richie: Ale Ann, następnym razem jak robią ci foty pozuj do zdjęć, a nie - chowasz się za kanapą. (śmiech)
A: DOBRA! Karcia, głosy gotowe? Brian, siadaj i podziwiaj, bo to piosenka, którą na pewno dobrze znasz. (do kamery) Proszę Państwa, już teraz możecie założyć stopery, jeśli chcecie przeżyć.


John, Richie i Bri zasłaniając głośnik telefonu ręką, brawa, gwizdy, okrzyki.
Bri: Ale to było dobre... Carol, świetny Nick, Ann... po prostu cudownie naśladowałaś mój nieodparty urok i cudowny głos, chociaż nie obyło się bez fałszu...
John: Jakiego fałszu! To było świetnie, musimy się kiedyś umówić w czwórkę na śpiewanie "Livin' On A Prayer" albo "You Give Love A Bad Name".
Richie: Właśnie, a jak będziecie na plantach to dajcie znać, my tam często jesteśmy kupujemy zapiekanki i lody Smerfy z budy z fast foodem.
A: A nie słyszeliście nas ostatnio? Siedziałyśmy gdzieś na piątej ławce i darłyśmy japy z "Livin'em..." i "You Give'm...". Oczywiście, nie obyło się bez fałszu, ale co to dla nas, nie Karcia? Beret miałaś wziąć, a nie wzięłaś! A może byśmy dostały jakąś bułkę albo kilo soli...
K (do kamery): Właśnie, pozdrawiamy panią, która szła wtedy na spacer z dzieckiem w wózku i myślała, że na plantach odnajdzie spokój i ciszę, lecz niestety chyba jej nie doświadczyła, gdyż piałyśmy tam my. Ale posłała nam sympatyczny uśmiech, za co dziękujemy, bo zdarzyło się to chyba pierwszy raz w naszym życiu i możliwe, że ostatni.
John (przełożył mi rękę przez szyję, drugą ręką nalewa barszcz do termosu): Ale nie, no może w tym parku jakiś duecik wykonamy.
Bri: Proponuję zaśpiewać "Barkę", jest to przesympatyczna piosenka, mogę dać śpiewnik, bo zawsze noszę przy sobie. (podał nam, ale nie wzięliśmy więc wsadził Jachowi do kaptura)
A (ciągnę Karcię ze bluzkę i w kamerę): Proszę Państwa na nas już czas, było nam bardzo miło...
John: Było i będzie. (puścił oko)
A: Eeeee... Oglądajcie nas w kolejnym odcinku, na pewno nie pożałujecie, bo... BOOOOOOOOOOO... (szturcham Karcię, która już tam sprawdza jakość strun w gitarze Rycha)
K (lukając na Rycha): Bo przyjdzie paru ludzi, będzie też kuchnia otwarta, czynna cały program... (pomachałam do Rysia) No i niespodzianki będą też i takie różne tam atrakcje sezonu... Pokażemy dzień z życia taksówkarza i połączymy się z autem Rysia Lubicza z "Klanu"... Swoją drogą ten Rysiu ma bardzo ładne imię... Ryyyysiuuuuu :>
John (podając ci barszcz): Dodałem pietruszkę dla smaku. (w kamerę) Przyprawy Prymat, przyprawy, które inspirują. Patrz, taki ładny motyw mojej fryzury zrobiłem na powierzchni.
Richie (zabierając gitarę): Chodź Carol, idziemy do Pierożka.
K: Żegnamy wszystkich kubkiem barszczu oraz pierogami! Do zobaczenia, usłyszenia itd.!
A (podbiegłam do kamery) Nick, I love you!
John(ciągnie mnie) Tak, tak, już posmarowałaś nim chleb. (wyłączył światło)
Mietek: HALO! A kto tu w kuchni posprząta!
Wszyscy: Pan! (trzask drzwiami)


P.S.: Nasze wypociny to fikcja, proszę nie związywać się z charakterem i zachowaniem postaci. Wszelkie podobieństwo fizyczne - możliwie nieprzypadkowe, lecz cała treść to wymysły i interpretacja własnych chorych wizji.

* - "Miodowe Lata", odc. "Bar Szybkiej Obsługi"
** - "Miodowe Lata", odc. "Leśne Zacisze"
*** - "Miodowe Lata", odc. "Rodzina Patologiczna"
**** - "Miodowe Lata", odc. "Telefon Do Dozorcy"


Ann i Karcia

niedziela, 25 września 2011

Sebastian Bach, czyli "Piękna gęba" wydanie trzecie, niezmienione.

Piękna gęba - termin używany wobec mężczyzn o nienaturalnie idealnych rysach twarzy, które w połączeniu ze świetnymi ustami, świetnymi oczami i świetnymi włosami  gwałtownie działają na nasze ciało, powodując efekt cieplarniany na całej jego powierzchni. Jednak nie musicie zażywać Apap'u, Rutinoscorbin'u ani nawet Gripex'u by się tego dziadostwa z siebie pozbyć, bo nie pomoże. Z resztą... w czasie choroby (wg znanej i poważanej ekspertki w dziedzinie chorób -mojej mamy) wysoka temperatura ciała, która pozwala nam się wypocić jest jak najbardziej na miejscu, więc w tej sytuacji PIĘKNYM GĘBOM mówimy stanowcze TAK! I muszę się wam pochwalić, że do mojej kolekcji dołączył nowy okaz, dosłowny unikat. Proszę państwa, obok Nick'a Carter'a i John'a Bongjovi na półeczce w moim serduszku grzeje miejsce wokalista zespołu Skid Row - Sebastian Bach. [fanfary, brawa, piski] Gdyby ktoś faceta nie znał, nie był obeznany w jego cudowności i był nieświadomy jego istnienia.... OTO ON:

 źródło: http://c33.grono.net/159/108/gallery-67385973-500x500.jpg
Matko Boska, Panie Boże, Jezu Chryste, Najświętsza Panienko z Guadelupe - dzięki wam za to, że obdarowaliście go tymi cudownymi włosami. Dajcie mi grzebienia bym mogła je czesać i siłę w ręcach bym mogła miętolić je przez tydzień non stop. No i oczywiście tak przy okazji 2500 zł na bilet lotniczy do Stanów! O powrotny na razie się nie martwcie, bo nie wiem czy wrócę...
Ale do czego ja zmierzam? Otóż dzisiaj zrobiłam sobie maraton muzyczny (nie panie Rudi Schubert, to nie jest program "Śpiewające fortepiany", proszę wynosić to pianino ze studia!) ze Skid Row i romans z Bach'em, który zaowocował tym, że nie moge pozbyć się z głowy piosenki "In a darkened room", której jest ta notka poświęcona. Także drodzy widzowie, z czystym sumieniem i pełną gotowością na szok jaki może przynieść wzrokowy kontakt przez 4i pół minuty z Sebkiem, odpalamy wideo, napawamy się piosenką i widokiem tego blondyna.

źródło: youtube.com
Widząc niebieski obraz proszę nie mylić tego klipu z teledyskiem "Shape of my heart" zespołu Backstreet Boys! Chociaż pewnie Karcia powie, że to nie jest niebieskie obraz, tylko fioletowy, bo jak ostatnio byłyśmy na zakupach trzymając w ręku granatowe spodnie twierdziła, że to jest fiolet.... Co ja z nią mam.
Ale wracając do Bachątka, bo już mi tu zaczął dotykać efetownie ustami mikrofonu, już zaczął się przy nim lekko wyginać, już widać artystyczne ułożenie włosów... w skrócie: już zaczął śpiewać <lol>.

"Forgive me please for I know not
What I do
How can I keep inside the hurt
I know is true"
Wybacz mi proszę, bo nie wiem co czynię - zabił. Chociaż nie sądzę, żeby miał świadomość tego, że jest winny śmierci zwykłej śmiertelniczki, która gdzieś tam sobie żyje w Polsce w domku typu Delux bez ekspresu do kawy i opiekacza...
1:10 - widziecie jak eksponuje swoją dłoń śpiewając TRUE?! Przecież on śmiało mógłby być twarzą firmy Apart, a nawet dłonią reklamując jakieś sygnety, albo bransolety...

I zaczyna się refren, który jest wspaniały.
"Tell me when the kiss of love
Becomes a lie"
Czyli: powiedz mi kiedy pocałunek miłości stanie się kłamstwem. Widzicie jak ściska mikrofon obiema rękoma śpiewając go? Teraz wyobraźcie sobie... jak potrafi ścisnąć kobiete. MATKO, MOJA DROGA WYOBRAŹNIO, BŁAGAM CIĘ NIE PRZEGINAJ! Ale swoją drogą jak tu nie przeginać, gdy: na pierwszym planie niebieska piękna gęba, boskie włosy, świetnie ściśnięty mikrofon i do tego taka piosenka. Już nie wspomne o tym, że w pokoju mam tak gorąco, że płone, płone, płone... Wersja oficjalna jest taka, ze to wina grzejnika... Tego się trzymajmy! <lol>

1:59 - "Can I face the day when im tortured in my trust" - Zabił poraz drugi. "I ten pazur", jakby powiedziała pani Elżbieta Zapendowska. Tego, co dalej dzieje się z jego głosem nie jestem w stanie opisać: śpiewa całym sobą, całą swą chrypą, całym swym gardłem, całym swym ciałem.

2:31 "Tell me when the kiss [pieprznięcie pana perkusisty, któremu jestem za to wdzięczna tak bardzo, że chyba wyślę mu sowę prosto z Hogwartu z tą wiadomością!] of love becomes a lie..." i tak dalej... Zabijaj, zabijaj, nie przeszkadzaj sobie i swoim włosom, które powiewają przy każdym twoim ruchu. Ale proszę państwa, proszę przygotować się na szok, którego doznaaaacieeee...doznaaaaacieeeeeeeeee...właśnie teraz,na 2:44. Mam jedno zasadnicze pytanie, czemu nie pokazano jak ściągnął koszulkę? :D Eh, w dalszej części klipu oczywiście daje popis swoimi możliwościami wokalnymi, które są niezaprzeczalne, jak z resztą słychać. Uczcilibyśmy to zjawisko minutą ciszy, a nawet dwiema, jednak Sebastian nam nie pozwolił, ponieważ... emmmm... jakby to powiedzieć... może po prostu sami zobaczcie co robi ze swoimi włosami na 3:31 i 3:33, co jest zwieńczeniem cudowności jego włosów od cebulek aż po same końce. Czy już wiecie dlaczego na gwałt potrzebuję grzebienia? I Bacha rocznik '89-'91!!!!

Wiecie co wam powiem? Dzisiaj stwierdziłam, że mam syndrom blondyna. A najciekawsze jest to, że nigdy w blondynach nie gustowałam. A tutaj proszę: Carterasek, Jachu, teraz Sebol. Za to z Karcią jest zupełnie inaczej, bo ona sobie jakimś dziwnym trafem na "miłość do końca życia" wybiera brunetów: Kev, słynny "lopez", którego imienia nie znam, Ian Astbury (aka Czarny) i Richie Sambora, do którego miłość od wczoraj kwitnie na tyle, że już nawet ja pączki zapuszczam...
Ale tak: Bach to kawał dobrego chłopa. No i świetnie wycieka mu jogurt z gęby :D (jako dowód proszę sobie włączyć filmik pt: "Metallica and Guns N' Roses in the same backstage!!!"). A ja opuszczam już studio, zgaszam światło, zamykam drzwi na kłódkę i zostawiam was sam na sam z teledyskiem, który mam nadzieję jeszcze nie raz ujrzy światło dzienne waszego monitora.

Ann

wtorek, 20 września 2011

"Z epiką, liryką i dramatem przez świat" - odcinek trzeci


K (za kulisami gadam przez telefon): Tak? O. To ciekawe. Szalenie interesujące. Wręcz szoking. Szokingowate i szokingowe. Killer news. Niespodzianka mega, niespodzianka prze. Słucham? Nie, nie wiem co urodzi, na razie prze. No, także proszę się nie martwić. Na pewno przekażę, jestem tak podekscytowana tą wiadomością, że zaraz upuszczę moją torebkę z przemiału Super Expressu, jaką wygrałam w konkursie: rozwiąż sudoku. No papapapapacie, mua mua mua. (do ciebie) Dzwoniła Honey, mamy głosować na "Runaway" w plebiscycie na piosenkę najbardziej nadającą się do kupowania mrożonych frytek McCain w supermarketach Real w całej Polsce. (poprawiam słuchawkę, spojrzałam na ciebie) Oj, przepraszam. (oddałam ci słuchawki) Ale zatrzymaj, bo jak zejdziemy z anteny, to przesłucham jak akurat Bri będzie wyciągał w "More...". (wchodzimy do studia) Dzień dobry! Witamy was, tak jak i wy witacie nas, a znając życie robimy to wszyscy w sposób przemiły i niezwykle sympatyczny, prawda? (po drugiej stronie ekranu zapewne: Idź się utop) No tak myślałam. <lol>
A: Na pewno wiecie, że jest to program "Z epika, liryką i dramatem przez świat", bo gdybyście nie wiedzieli, to byście przełączyli kanał chociażby na 15-minutowe reklamy na TVNie.Tym samym ominęłaby was wieczorna frajda jaką jest oglądanie nas <lol>(ręka na biodro i do ciebie) Kuwa, gorąco tu, co nie?
K: Ale niestety, nie możemy otworzyć okna, gdyż zepsuł się system grzewczy w naszym budynku - drodzy Państwo, takie było niegdyś tłumaczenie pana woźnego z Ekonomika, pozdrawiamy go serdecznie! A gorąco jest, gdyż naszymi gośćmi będą dziś: Nicki Carterasek, bajeczny blondasek, który zaprezentuje panierkowanie kotleta metodą ugniatania i miętolenia... (spojrzałam na ciebie) Ann, czy w twojej wyobraźni główną rolę aby na pewno odgrywa kotlet? (ty na mnie mord w oczach) Nie, no nic, przecież nic nie mówię. (dalej w rozpiskę) Przyjdzie również profesor Severus Snape ze swoim przenośnym kącikiem magika oraz asystentką, będzie także gość niespodzianka - już można głosować pod numer 0000 na gościa niespodziankę: czy będzie nim Lou Pearlman, Al Bundy czy może Hugh Hefner? Zagości u nas również Roland Pieczkowski, który przyjechał do nas prosto z lotniska - wziął to zbyt dosłownie i stoi w korku na wózku do przewozu bagażu.
A (już odwracam się i lukam czy wszystko gotowe w kąciku kuchennym): Panie Mietku, nie żałuje pan tego mięsa. Przyniesie pan jeszcze ze 2 kilo.
Mietek: Pani, ale już jest tu z 10.
A: No to da pan jeszcze z 4! (na kamerę <lol>) Koszt SMSa, wysłanego na numer 0000 wynosi 3,96 złote z VAT. Jeśli ktoś z Państwa jest głuchy - już za moment, juz za chwilęęęę... O - właśnie teraz w lewym dolnym rogu ukazała wam się postać słynnego bohatera kina niemego - Rudolfa Valentino, który wam tę kwotę przetłumaczy.
K: Panie Rudolf, trzy to nie cztery palce. (na ciebie) Nie słyszy. A jak się wkręcił w rolę - jest czarno-biały, nie dało się go pokolorować kredkami firmy Herlitz. No trudno, nasz grafik komputerowy pan Chomik nie dał rady z pikselami. Bo kolorowanie na piechotę w programie Paint jest mozolne, oj jest... Ann, mogłabyś się nie kręcić?! Zaraz wejdzie, zaraz! Cholera jasna, dziś dzwonił do Ann John Bongiovi, wiecie? Chciał się umówić na spotkanie w kwestii omówienia swej fryzury. Odpowiedziała, że niestety nie ma jej w domu przez miesiąc, bo pojechała do Indii doznać rytualnego, duchowego oczyszczenia w rzece Ganges, a następnie udaje się do Tybetu, by tam oddać się całkowitej ascezie. A tak naprawdę, co? Wróciła jej miłość do Carter'a! Tak, Moi Drodzy, to nie lipa, to najszczersza prawda. John, jeśli teraz nas oglądasz - wyrazy współczucia, bo słyszeliśmy, że przypaliłeś sobie grzywkę na grillu u Aerosmith, sięgając po Podwawelską i nie widząc płomienia zza firany łez. A osoba odpowiedzialna za tę masakrę stoi obok mnie. (ręka na twarz)
A (na ciebie): Przypalił sobie? No, to teraz tylko czekać, aż będzie miał na głowie piaskowy blond na wyprostowanych włosach. Co do oczyszczenia, naprawdę by mi się przydało. Ostatnio po programie Osvaldo dał mi numer swojego psychoterapeuty, który podobno prowadzi ciekawe zajęcia w labiryncie. Osvaldo powiedział, że przyznał się tam, że jest tchórzem, a w labiryncie padł na kolana i zaczął ryczeć. Oglądając siebie w TV stwierdził, że nawet nieźle się przy tym zaczerwienił. Ale dosyć już tego (spojrzałam na Mietka, który wniósł wózek z Reala pełen mięsa i postawił przy blacie), bo czas wprowadzić naszego pierwszego gościa! Proszę Państwa, Nick Carter we własnej osobie (do kamery) al'a 2009.
Nick wchodzi, w tle pojechała piosenka: "Ten loczek blond".
A (już opierając się o blat): Cześć Nick :>. Świetnie wyglądasz :>. Nowy podkoszulek? :>
Nick: Cześć, babe... Emm tzn. Ann. (w kamerę) Przyzwyczajenie. (cmok w polik) Cześć Carol. A podkoszulek nowy, kupiłem w pasmanterii grudziądzkiej na ulicy Mickiewicza.
K: O, to szalenie interesujące.
Nick: Zważywszy na to, że chcieli mi wcisnąć damski podkoszulek z koronką na przedzie, no ale... Wiecie. Nie przesadzajmy. Koronka w porządku, ale kolor czerwony? Mój kolorysta zabronił mi babrać się w czerwień, a facet od feng shui postawił mi komodę przed kuchenką gazową.
K: Emmm, nie widzę związku.
Nick: A o co pytałaś?
A (nastawiłam mu twarz na siebie <lol>): Nick, ty nam lepiej powiedz, że twoim dzisiejszym specjałem będą kotlety ugniatane twoimi własnymi palcami, miętolone w panierce, bo przecież nikt jeszcze tego nie wie. Dzisiaj specjalnie na tą okazję całą noc własnoręcznie tarłam chleb i bułki na tarce.
Nick (sprawdza konsystencję panierki): Trochę gruboziarnista...
A: PANIE MIETKU!... MASZYNKĘ DO MIELENIA RAZ!
Mietek (przynosi taką na korbę): Maszynka do mielenia ze sklepu z antykami raz... (wyszedł)
A (kręcę): Wiesz Nick, może opowiedz naszym widzom co nieco na temat kuchni, którą na co dzień prefierujesz i tego jak wygląda twój zwykły dzień... Chętnie posłucham... (Karcia: EKHM) To znaczy posłuchamy. (<lol>)
Nick rozbija jajko: Wstaję o piątej rano, zrywam się z mojego łoża wodnego, o piątej trzydzieści już biegam po okolicy z moim psem na baterie. Następnie wracam do domu, zażywam prysznica - po raz drugi, gdyż z rana oczywiście także go zażywam - nie mylić ze spożywam - i idę do mej kuchni. A w niej dania różniste, jednak najlepszy jest bigosik oraz pierożki z mięsem, które Ann przesłała mi w paczce, dostarczonej dzięki firmie kurierskiej: Gołąb na speedzie. Niestety... (podniósł podkoszulek i poklepał się po brzuchu) takie jedzenie odbija mi się na kondycji i muszę biegać na dłuższym dystansie, a mojemu psu skończyły się baterie Duracell, więc... (na ciebie) Ale zamawiam jeszcze rolmopsy przepisu twojego taty. 
A: Ale słyszałam, że chodzisz też na siłownię.
Nick: O tak, jeśli czas na to pozwoli. Moim osobistym trenerem jest Waldek Kiepski. Wczoraj pompowałem prawego muła. (pokazuje do kamery) Wiecie... W końcu moim idolem z dzieciństwa był Johnny Bravo... (do kamery) HY HA HY. Ja jestem piękny, ty jesteś piękna to może pójdziemy do ciebie i pogapimy się na siebie?
A (mina ;|): Emmmm... Nick... masz tu panierkę o konsystencji soli.
Nick (wziął, zaczyna miętolić): Świetna zabawa. Raz w domu tak wymiętoliłem kotleta, że miał średnicę 20 cm a w środku wielką dziurę. Chciałem dać go na aukcję charytatywną, ale niestety nie miałem jak się podpisać, a kleksa w wersji ketchup'owej przyjąć nie chcieli.
K (robię sobie kanapkę z serem): To mogłeś ułożyć swój podpis z samego kotleta. Przykleić Poxipolem do talerza - już wiem o co chodzi z operacją: rozrabianie i mieszanie zawartości dwóch tubek kleju <cwaniak2> - więc bym pomogła. (jem kanapkę) Albo nie, dałabym Ann przepis na świetny klej, w końcu to ona wzdycha do ciebie w ujęciu: stół bilardowy.
Nick (miętoli dalej): Oj tak... Ale dali nam kije atrapy, jak uderzyłem w bilę, to karton mi się zgiął. Potem próbowałem kleić... naprawiać... Zadzwoniłem nawet do Kev'a, ale powiedział, że on oczywiście mógłby pomóc, bo czemu nie skoro jest niesamowicie uzdolniony w każdej dziedzinie, mimo, że składając tapczan wyszedł mu gazetnik, lecz nie przyjedzie, gdyż aktualnie w Klubie Zapiekanki wymieniają się przepisami, a miejsce tej wymiany to basen.
K: Ja się obawiam, że tam nastąpiła wymiana, lecz raczej nie przepisów. Nick, wiesz mamy tutaj takiego utalentowanego pana gitarzystę z obsługi, chętnie ci zaakompaniuje do kotleta. Zechciałbyś coś zanucić, zasnuć jakąś melodię na tle panierki?
Nick: Peeewnie... Tylko co?
Gość z obsługi z gitarą: "As long...", bo w tym temacie jestem dobry, najprostsza piosenka, ze szwagrem po pijaku uczyliśmy się ją grać na trójkąt i kaloryfer. Jedziemy?
Nick: Tyko sobie nasypię więcej panierki... Bo jak śpiewam to więcej ugniatam... Start muzyka!

                                                              źródło: http://www.youtube.pl/

A (zapatrzona kompletnie, od 2 minut mina :> i jeszcze przez minutę jak skończył): Świeeeeetne to było...
K: Ann, może pomożesz naszemu gościowi, bo nie radzi sobie z panierką, już nawet pan Mietek jest ufyfrany przez umiejętności Nicka w kwestii miętolenia.   
A wypchnęłam pana Mietka, który, gdy odchodził, rzucił tekstem, że on się nie nadaje do brudnych robót, zgasił papierosa stopą, a ja podeszłam do Nick'a - nasze dłonie złączyły się w stalowej misce, w której zawartością było pół kilo panierki i jeden kotlet, kamera na nas, poleciała piosenka "Sąąąą luuuudzie sąąąą seeeercaaa, jeeedeeeeen żaaaaar" (a akurat poszedł olbrzymi płomień z kuchenki gazowej) - ja na Nicka :> on na mnie :>, a mina Karci w tej sytuacji stała się miną : <lol>;|
K: Ekhm... (do kamery <lol>, przez zęby) Ann... Zostaw tę panierkę... (cichaczem) Panie Mieciu, kącik magika gotowy?
Pan Mietek: Pani, jak chodzi o to, czy stoi tam ten stolik z płyty paździerzowej i komputerowe krzesło obrotowe marki "Emm... ZBYSZEEEK", to już wprowadzaj pani gościa.
K: Ekhm, tak więc naszym gościem jest... (spojrzałam na was, a ty już podbródek w panierce, Nick łapy po łokcie umazane w jajku) Ann! Chodże tu!
A (wycieram Nickowi kawałek kotleta z nosa, obróciłam się do ciebie): CO! (reżyser do mnie macha, gest modlitwy, padł na kolana, bije sie głową o podłogę, nastąpiło zdarcie koszuli) Dobra, już dobra. Matko, dokształcić się kulinanie nie można (na Nicka <lol>). Jeszcze tu wrócę. (podeszłam do Karci) Na stanowisku. Co teraz robimy? Aha! (do kamery) Proszę Państwa, przed wami... Sebastian Bach! (palce do buzi) A nie, to nie ten odcinek. Ekhm... Przed waaaami... Sally Spectra! (palce do buzi) A nie, ona pisała, że najpierw musi przejść przez dietę kopenhaską, żeby móc zmieścić się w drzwiach i iść do fryzjera, żeby jej tapir obniżyli. (na Karcię) Może ty zapowiesz co? (na Nicka ;) <ok> :D, i znowu w kamerę szybki obrót)
K: No, a teraz coś dla mnie... (poprawiam włosy) Bo przyjdzie, a właściwie zjawi się w kadrze, w jakże cudownym stylu... Przed Państwem: profesor Severus Snape! BRAWA! Panie Mietku, wiatrak ON!
Pan Mietek włącza wiatrak i wchodzi Snape, drzwi za nim zamknęły się z hukiem, poły jego peleryny rozwiały się w podmuchu powietrza.
Snape: Nie będzie żadnego machania różdżkami ani głupich zaklęć w tej sali. (zadzwonił mu telefon, dzwonek: Już taki jestem zimny drań, odebrał) Ooo, to pan, panie Potter... Profesor McGonagall przez pomyłkę założyła na bal maturalny tiarę przydziału i jest teraz w Slytherinie, a Dumbledore nie chce dać się przekonać, że ona jest nauczycielką i każe jej iść na zajęcia z profesor Sprout? To jakiś nonsens. Daj Dumbledore'owi czekoladową żabę, może trafi mu się karta z McGonagall to sobie ją przypomni.
A: Witamy, profesorze Severusie!
Snape: Witam. Jak dobrze, że wyrwałyście mnie z zajęć Obrony Przed Czarną Magią, bo akurat miałem dzisiaj prowadzić lekcję na temat zaklęcia Expecto Patronum. (starł pot z czoła) I znowu Potter by wrzeszczał przez tydzień, że wyczarował swojego zmarłego ojca. (zarzut włosami) Co to za młodzież. Gdyby to się jeszcze działo w "Modzie..." to rozumiem... (do kamery) Pozdrawiam panią Taylor Hayes, o której czytałem tydzień temu w Proroku Codziennym! (na nas) No i do tego codzienne widoki tych mugoli... (spojrzał na ciebie) Ktoś jednak zaprosił mnie tutaj, ale czuje się teraz tak pewnie... że woli... mnie... NIE SŁUCHAĆ! Proszę - co otrzymam, jeśli dodam korzeń Asfodelusa do nalewki z piołunu? Nie wie pani? To może inaczej: gdzie będzie pani szukać, gdy każę znaleźć BEOZAR?
K (zagadałam się z panem Mietkiem na temat jego dwudziestoletniego pontonu w kształcie pączka z dziurką - zwanego oponką - bo to naprawdę ponton z opony firmy Michelin, spojrzałam na Snape'a i z miny <hahaha> przeszłam w <boisię>) Emmm... Ekhm... No wie pan, co ja mogę, no co ja mogę... (oczy jak 5 zł) Ja bym bardzo chciała odpowiedzieć, ale... no... Pffff...
Snape: Proszę nie wygadywać bzdur, nie wystarczy pochodzenie i błyskawica na czole, by być dobrym czarodziejem (zmierzył mnie), a w pani przypadku czarownicą. 5 punktów karnych dla Gryfindoru!
A: Eeeee, ale to może pan już zasiądzie w kąciku magika...
Snape (zmierzył nas obie i podszedł do kącika, przejechał palcem po blacie): Przynajmniej macie tutaj czysto, więc nie zadam pytania: jaka jest różnica między mordownikiem a tojadem żółtym. (odetchnął) Chyba już nigdy się tego nie dowiem... Ostatnio jak grałem w szachy z SAME WIECIE KIM i go o to zapytałem, to też nie wiedział. EKHM. Ale ja tu nie jestem sam. Jest ze mną asystentka, którą pożyczyłem od pewnego gościa o kanciastej twarzy, nie przedstawił się, ale wynajął mi ją za pelerynę niewidkę, którą zwędziłem Harry'emu. Pani Stefanioo aka KOKO - proszę przybyć.
Weszła Stefa przebrana za królika,
Snape: Proszę szybciej, Koko, króliczku, nie mam zbytnio wiele czasu, muszę jeszcze udać się do Ministerstwa Magii i spotkać się z ojcem Malfoy'a, ma mi dać łapówkę, gdyż jego syn chce zostać prefektem. Koko, podaj mnie... ekhm, to znaczy mi cylindra!
Stefa pokicała po cylinder, zamiotła ogonkiem, podając go: Proszę, panie magiku. (poprawia królicze uszy) Musi pan wiedzieć, że już asystowałam Dejwidowi Koperfilcowi w jego słynnej sztuczce, kiedy obwiązany łańcuchami wpuszczony został do zbiornika wodnego, w którym pływały rekiny oraz czyjeś stare spodnie.
Snape: Zatrważające. A co pani tam robiła?
Stefa: Pokazywałam na zbiornik.
A: (do kamery) Warto dodać, że ten cylinder jest podpisany przez Slash'a i tuż po programie przez 24h będzie można go licytować na portalu allegro.pl.
Nick (nadal miętoli jednego kotleta): A moje buty sprzedały się za $16100.
A: :> Tak Nick, wiem (podeszłam) Tak mnie nurtuje jedna rzecz... Zmieniłeś w nich wkładki?
Nick: Nie no gdzie... ty byś widziała jakie one były brudne. A w ostatni tydzień noszenia specjalnie nie zmieniałem skarpetek (do kamery) Gratuluję temu, kto je wylicytował, mam nadzieję, że życie na haju przyniesie spodziewane efekty.
Snape (wściekły): EKHM! (wróciłam na miejsce) Koko, co my tu wyczarujemy?
Stefa: Zawsze marzyłam o broszce ze stali nierdzewnej w kształcie twarzy mojego najstarszego synka... (rozmarzyła się)
Snape: Ja jestem czarodziejem, nie cudotwórcą kobieto, z drewna nie da się zrobić stali nierdzewnej.
Hugh Hefner wbiegł do studia, czerwony szlafrok, białe kapcie na nogach, w ręce kieliszek szampana: Halo! Królisiu! Chcesz trafić na rozkładówkę w moim pisemku?
Stefa: Panie Hef, ja bardzo chętnie bym wzięła udział w sesji w pańskim świerszczyku, ale na razie zajmuję się promocją kolekcji mojego synusia "Toaleta Stefy"... A właśnie! (pokicała za kulisy, przykicała z powrotem) Mam dla wszystkich w studio naszyjnik w postaci odświeżacza do powietrza Ambi Pur o zapachu lawendy, on ma automatyczny czujnik i jeśli wyczuje swądek (śmiech: hihihi) od razu włącza się spray i psika. Jak widać, jest tutaj również lanserski łańcuch zaprojektowany przez Ricza - ogniwa są okrągłe i wielkie, gdyż inspiracją tutaj były gałki oczne pana Boczka, kiedy w odcinku "ŚWK" pt. "Spółdzielnia Radiowęzeł" powiedział zwrot "w sklepie".
Hef klepnął Stefę w tyłek: Królisiu, musisz dziś iść ze mną do Lidla i kupić szlafroczek dla tygryska* za jedyne 55 zł, oferta do wyczerpania zapasów.
Snape: CZY MÓGŁBY PAN DAĆ SPOKÓJ I WYNIEŚĆ SIĘ Z MOJEGO KĄCIKA??!! Zaraz stoczy pan morderczy bój z szachami w lochu Hogwartu i nie liczyłbym na litość ani jednego pionka, panie Hefner.
Hef (zmrużył oczy po czym nałożył swoje dwucentymetrowe okulary): A co to za Mroczny Książę Podziemii? Panie, pan mnie szachami nie straszy, bo ja nie zamierzam tracić czasu na taką grę. (na Stefę) Może pójdziemy do mnie i sprawdzimy razem jak zmienia sie kształt mojego różowego materaca, gdy kładzie się na nim druga osoba? Ale ostrzegam - nie będziemy grać w chińczyka.
Snape (wstał, pioruny nad nim, ciemność dookoła, Mietek wycelował reflektor prosto na jego twarz): To jest skandal! (sięgnął po telefon) Lord Voldemort? (płacze) Tu jest taki niemiły pan, który chce zabrać mojego króliczkaaaa... Co? Możesz głośniej? Mam przyjść pograć z tobą w Pegazusa? Strzelasz właśnie w kaczki? (ręka przed siebie) LORDZIU, NADCHODZĘ! (na nas) Któraś z was wie jak dojść na peron 9 i 3/4?
Stefa podniosła rękę.
Snape: Opuść rękę dziewczyno! (wybiegł ze studia)
Hef: Królisiu Stefo, zapraszam do mojej posiadłości, gdzie jest już reszta dziewczyn.
Stefa: Ale ja nie mogę, bo wie pan... Ja mam już faceta, no i ten facet jest o mnie dość zazdrosny....
Hef: Ale ty się zajączku nie przejmuj swoim synem!
Stefa: Ja nie mówię o moim synu! Billuś! Pamiętaj! Założyłam te pantalonowe szorty specjalnie dla ciebie! (zamachała do kamery ogonkiem) Powiedziałeś ostatnio, że mam niezłe nogi, więc postanowiłam je zaprezentować, chociaż powiedziałeś to wtedy, gdy wróciłam z mięsnego i przyniosłam świńskie nóżki na galaretkę, no ale uznałam, że to do mnie, co się będę bawić w udawaną skromność, w końcu mam najnowszy krem Vichy na żylaki i rozstępy, więc chyba działa.
Hef: Oj działa, działa... (zarzucił jej ramię przez szyję i idą w kierunku wyjścia) Proponuję na miejsce twojej rozkładówki krojownię w Forrester Creations. Wiesz, jakieś materiały... Nie za duże oczywiście, żeby nie zasłaniały twoich rozstęp... Tzn ich braku, braku rozstępów...
K: Yyyyy, no tak. To może... (zatrzymałam cię na miejscu) NIE ANN, NIE KĄCIK KULINARNY. (ty już komputerowa łza w kierunku Nick'a) Ekhm, czas przeczytać korespondencję od widzów, otrzymaliśmy wiele listów, pocztówek, także reklamówek sklepów Tesco i Media Markt i pragniemy się z Państwem podzielić opiniami naszych odbiorców w kwestii naszego programu, a także odpowiedzieć na potencjalne pytania.
A: Musimy przyznać, że dostałyśmy wiele ciekawych listów od naszych widzów. Szczególnie zapadł mi w pamięci przepis na jajko na twardo z majonezem od pani Elżbiety z Kwidzyna. Pani Elżbieto, dostaje od nas pani w prezencie słoik po ogórkach konserwowych rozmiar MIDI, by mogła sobie pani w nich chować swoje kuchenne skarby. Przepis ten możecie znaleźć na naszym fejsbuku, adres na pasku na dole ekranu. (biorę pierwszy lepszy list) "Drogie Panie. Bardzo podobała mi się ostatnia kolekcja pana Ricza Forrestera. Była doprawdy pełna szyku i elegancji i właśnie dlatego piszę do pań z pytaniem czy mają panie numer do Ricza? Bo cholera, nie oglądałam ostatnich dwóch odcinków Mody i nie wiem, czy on pocałował tą Taylor czy poszedł do Brook. - Stanisława, Jelenia Góra, 79lat." (do kamery) Pani Stasiu, jeśli pani nie oglądała tylko dwóch odcinków niech się pani nie przejmuje. Zanim rozwinie się ten wątek poczekamy jeszcze z tydzień. Wtedy pani się dowie, czy ja pocałował czy nie.
K sięgam po list: "Witam. Chciałbym się z paniami podzielić moimi przemyśleniami dot. tego programu. Otóż jesteście bandą i zgrają niewykształconej młodzieży..." (na ciebie) We dwie jesteśmy zgrają <co_jest?>. "... która nie pokazuje nic prócz zgnilizny moralnej oraz słabych przepisów kulinarnych. Sprawdzałem przepis pana Biljego na zupkę chińską, zrzuciłem miskę z piętra, jak pan Bili kazał, no ale nie dość że mi się stłukła, to myślałem, że uratuję sytuację zrzucając makaron, ale głupi to pomysł był, bo nie dało rady skleić tym sposobem zupki..." No to może... (luknęłam dalej na list) "... Pani mi nie przerywa, pani Karolina". No niestety nie mamy czasu na ten list... Co tam jeszcze masz na deser?
A: Na deser? (poleciałam do kącika kuchennego) Co będzie na deser Nicki Si?
Nick: Na deser będzie.... (wyjmuje z szafki) Bita śmietana w sprayu. Aplikacja doustna. Reflektujesz?
A: PEEEEWNIEEEE... (spojrzałam na Karcię) ymmm... to może po programie dobra? Nie otwieraj beze mnie! (wróciłam na miejsce) Na deser mamy...pocztówkę! Jakie piękne krajobrazy, proszę państwa. "Słoneczne pozdrowienia z serdecznej Łeby przesyła Roman z Gdyni. Jestem tu na urlopie z rodzinką w komplecie, a teraz mój piesek opala się ze mną na łóżku w solarium. P.S. Jesteśmy tu tydzień i prawie wcale nie padało. Raz padało trzy dni, a drugi raz cztery." (do kamery) Panie Romanie, również pozdrawiamy i życzymy udanego urlopu (macham do kamery).
K: To może przejdźmy do naszego gościa, który odbył niesamowitą podróż po Stanach w poszukiwaniu szczęścia oraz wokalnej kariery, mianowicie chodzi nam o Rolanda Pieczkowskiego!
Roland wszedł do studia, usiadł: Czeeeść dziewczynyyyy, jak się macieeee?
K: Raczej dobrze, chociaż takie ogólne tendencje mamy śledziona, wątroba, kolka, noga...
Roland: Aha, aha. A to bardzo ciekawe... A wiecie, ja szanuję wasz program, bo (zaśpiewał) dla was "nie liczy się niiiiiiiiiiiic" podobnie jak dla "caaaaaaaaaaaaaarie" (dramatyczny wymach głową w kamerę). Wam też z chęcią zadedykowałbym piosenkę. Mam aktualnie w repertuarze "The Final Countdown" oraz "Szansę".
A: Nie, nie, nie... już jednego wokalistę mamy w studio.
Roland: Tak? A wiecie, że ja w Stanach poznałem wiele sław? Tego... jak on ma... Travolte... Mozarta, to znaczy tego tam... Bachaaa... super kolo, mówię wam. A jak byłem na koncercie GN'R to dostałem prosto w głowę z mikrofonu od Axl'a. Niezapomniane przeżycia, mówię wam. Ja w ogólnieę lubię takie rockowe brzmienia, co możecie usłyszeć w moich wykonaniach...
A: A może opowiedz nam teraz jak ci było w tych Stanach, doceniono twój wokal?
Roland: (zaśmiał się) Dziewczyno... tam się o mnie zabijali. Rozumiecie nawet Michael Jackson się o mnie zabijał. Słuchajcie taka historia, ubrałem sobie moje czadowe okularki, które dostałem od mamy na Komunię (do kamery) pozdrawiam moją mamusię... Noo i ja je ubrałem, wyszedłem na ulicę, w ogóle zajawka jak nie wiem co, stałem akurat przed takim czaderskim antykwariatem i ten facet do mnie: Ukradłeś mi okulary. Ja oczywiście powaga, od razu się skapowałem, że jestem w programie "Ukryte Kamery" taki głupi to ja nie jestem... No i tam improwizuję, wspaniale jest i nagle on do mnie, że wzywa policję. Ja mówię: spoko sobie zawołaj, przejadę się chociaż samochodem, nie? Już kasa na taksówkę w suchym. No i oni przyjechali, ja tam artystyczne wejście i oni do mnie, że teraz wystąpię w klipie Jackson'a "They Don't Care About Us". I słuchajcie zamknęli mnie na 48h, ubrali mi więzienny strój, czaicie? Będę w teledysku Michael'a.
K: Rolandzie, powiedz, jak oceniasz swój występ w "Idolu" tudzież "You Can Dance" czy "Szansie Na Sukces".
Roland: Oh, (oparł się o kanapę) wiecie, w "Idolu" akurat nawiązałem wiele kontaktów, np. ze świetnym człowiekiem, który powiedział do mnie: "gdyby maj hart". Powiem szczerze... Zaintrygowało mnie to, bo gość widzę że ma odwagę być sobą, mówić w twarz, że gdyby w maju jego chart... Wiecie, głębia zajawkowa i poetycka wymowa tego świetnego zwrotu. A w USA spotkałem się z Elvisem. (do kamery) Tak, on nadal żyje, spotkałem go w Las Vegas, a po występie prawie nie poznałem, kiedy w jakichś włosach oklapłych, czarnym t-shircie bez stroju z cekinami i okularów próbował przemknąć do metra, ale ja mówię mu: Halo! man! I know you are Elvis. On do mnie powiedział coś czego nie zrozumiałem, ale potem dał mi po mordzie i to zrozumiałem.
A:Co teraz masz zamiar ze sobą robić?
Roland: Wiecie no... nie porzucam moich marzeń, będę nagrywał filmiki ze swoimi coverami piosenek i odpowiadał na wiadomości od fanów. Poza tym jakiś czas temu zadzwoniłem do Tańca z Gwiazdami, czy mógłbym zatańczyć, ale powiedzieli mi, że mam wysłać CV i oddzwonią w ciągu 14 dni roboczych.  I stwierdziłem, że tam pracują świetni ludzie, bo ja im otwarcie powiedziałem, że nie mam aktualnie telefonu, bo dałem do naprawy i oni do mnie "To nie szkodzi". Taaak, taaak... no i jeszcze chciałem iść do Must be the music, ale Rock zatarasował mi drzwi i powiedział, że nie mogę tu wejść, po czym wyszła Ela Zapendowska i od razu uciekła. Ja nie wiem jak to jest, że Polacy boją się prawdziwych talentów. No dosłownie się boją.
K: Rolandzie, emmm... ostatnie pytanie do ciebie...
Roland: Jak zaśpiewać, to ja bardzo chętnie! Ekhm: "CAAAARIEEEEE".
K: NIE! Nie, nie... Naprawdę, nie będziemy ci eksploatować strun głosowych, lecz pozwól, że spytam: jakie są twoje muzyczne preferencje?
Roland: Emmm, wydaje mi się, że próbuję być bardzo wszechstronny. Od Europe przez Azję aż po Antarktydę. Ostatnio spodobała mi się piosenka "Bursztynek" w wykonaniu Moniki i Kulfona oraz czołówka serialu animowanego "Muminki", lecz z tym ostatnim na razie wokalnie nie daję rady. Wiadomo - artystycznie jest wspaniale, nawet dodałem tam trochę ognia i rocka, lecz... Ciężka piosenka, lepiej mi szło zdecydowanie z "I Have Nothing" Houston.
K: Aha. To ciekawe. Dziękujemy ci bardzo...
Roland: Ale ja jednak może zaśpiewam: "CAAAAR...."
K: Nie, dziękujemy... (do słuchawki) Panie Mieciu, wie pan, no to to to... Mikrofonik... Odłączyć....
Roland wypychany przez pana Mietka: Dziś prawdziwych cyganów już nie ma...
K: Ann, idź do kącika kuchennego, zobacz czy kotlety usmażone, bo zgłodniałam, bo wiadomo, dziś prawdziwych cyganów już nie ma, a dziś pierogi dzisiaj bal, tylko widzów żal.
A (poprawiłam fryzurę, przejechałam błyszczykiem usta i wzięłam gumę do żucia po czym poszłam) Panie Carter, jak panu idzie pieczenie kotlecików? Oooo widzę nawet mizeria zrobiona...
Nick: (oparł sie o blat, oblizał usta ze śmietany po mizerii) długo kazałaś na siebie czekać
A (ugięły mi się kolana, podtrzymałam się łokciami na blacie, mina :>, spojrzałam na Mietka) Panie Mietku, odłączyć wszystkie grzejniki i włączyć funkcję zamrażania! Jakoś tu gorąco... (spojrzałam na Nicka) toooo jaaak te kotlety?
Nick: Zrobione. Z 10 kilo wyszły dokładnie...raz,dwa..trzyyyy...cztery,pięć... a nie, piąty też dziurawy. Cztery kotlety. (do kamery) Proszę Państwa, proponuje używanie przypraw firmy Prymat... Pani Gessler, mam nadzieję, że dostanę za to zniżkę w pani restauracjach!
K: Uwaga... dochodzą mnie słuchy, że pani Gessler dzwoni do studia... Halo? Mamy to?
Gesslerowa: Dobry wieczór, chciałam przekazać, żebyście wyczyścili kuchnię, bo macie tam niezły pierd*lnik, tam jest wszystko: w szafkach jakieś stare soki, kiszona kapusta tak śmierdzi... A ziemniaki wczorajsze, k*rwa zjeść nie mogłam. Wasze ryby, nie wiem, czy macie dostawców niedaleko, ale naprawdę zamiawiajcie świeże i większe, bo na razie to takie małe pitki które zmieszczą się w kieszeni, a trzeba płacić jak za zboże. Poza tym, gotujcie świeży rosół, bo naprawdę ostatnio tylko paprotka w waszym studio była świeża i w miarę zjadliwa i jako tako zielona, bo wasza pietruszka niby dla ozdoby jest do d*py.
A: A przepraszam bardzo, skąd pani to wie? Nie zapraszałyśmy pani do programu.
Gesslerowa: Bo byłam po godzinach w waszym studio i zobaczyłam co tam macie. Syf w kuchni, w szafkach znalazłam nawet kalosze, zakopiańskie bambosze i szpitalne nosze. K*rwa co to jest, ja takiego czegoś nawet w Barze Szybkiej Obsługi u Karola i Tadzia nie widziałam, mimo, że Tadek się przyznał iż jeszcze w nocy dłubał lewą ręką w kanale, to nawet ściek nie smakuje jak wasze placki ziemniaczane no tyle mąki nap....
K: Dziękujemy panu reżyserowi, do widzenia pani Gessler, proszę dalej rządzić w swoim królestwie "U Fukiera" czy co tam i zadowalać nawet najbardziej wyszukaną klientelę.
A (mina ;|, obróciłam się w stronę Nicka i <lol>) Czy mogę już skosztować twoich kotletów?
Nick: No właśnie bo... (poszedł dym z patelni) bo tak się zasłuchałem w to co mówi pani Gessler, a potem zadzwonił Brian i powiedział, że ksiądz go rozgrzeszył za dwa grzechy, kamień spadł mu z serca i w efekcie podziękowania i oddania hołdu zapisał się do odbycia służby jako ministrant...i efekt jest taki, że kotlety sie przypaliły.
A: Wspaniaaaale ! (już skaczę z radości) Ekhm.. to znaczy wielka szkoda, że nie będziemy mogły z Karcią ich posmakować. Ale myślę, że nic straconego... Chodźmy teraz do nocnego i pójdziemy do ciebie, razem przypilnujemy patelni... a potem zjemy tą bitą śmietanę...
Nick: A wiesz, że to dobry pomysł? (już ubieramy kurtki) i ci pokażę jeszcze moją kolekcję butów na aukcję....
K: Ale... (spojrzałam na was, ale nawet obsługa już zaczęła się zwijać, więc zapierdzielam, żeby się zmieścić w czasie) Więc Drodzy Państwo, niestety, ale musimy kończyć, jak widać interesy prywatne są bardziej istotne niż program oraz koleżanka która sterczy jak ten ciul sama i nie ma ani Snape'a ani Billy'ego ani nikogo innego, kto wyciągnąłby pomocną dłoń, stanął tu ze mną, poprowadził program do końca... <załamka> Wybaczcie, ale to jest naprawdę przykre... O, proszę, ci gadają o śmietanie, a ja sobie pójdę do domu i wyjmę z szafki tę zeschniętą drożdżówkę z poprzedniego odcinka... Ann, może się jeszcze pożegnasz...? (spojrzałam w waszą stronę, ale usłyszałam tylko trzask drzwi, do kamery) Już zwijają kable, zaraz nastąpi nieuchronny koniec, więc do zobaczenia w następnym programie. Aha, proszę już nie oddawać głosów na gościa niespodziankę, gdyż już nikt się nie pojawi, a odpowiedź prawidłowa to Hef. Ale o mały włos przegrałby z Al'em Bundy, więc widzimy popyt na człowieka. Cześć! Kochajcie nas, kochajcie nasz program., kochajcie nasze studio... (brak sygnału, kolorowe kółko na czarno-białym tle)

P.S.: Nasze wypociny to fikcja, proszę nie związywać się z charakterem i zachowaniem postaci. Wszelkie podobieństwo fizyczne - możliwie nieprzypadkowe, lecz cała treść to wymysły i interpretacja własnych chorych wizji.


Ann i Karcia

poniedziałek, 19 września 2011

"Electrical Storm" ma 220 V

Mamy dziś dzionek deszczowy i zimny. Siedzę sobie w mojej bluzce w fioletowe paski... Właściwie w trzy fioletowe pasy, każdy w innym odcieniu fioletu. I wiecie co? Mam otworzone okno. Mam ciary. Podwójne, gdyż chłodne powietrze jest połączone z utworem "Electrical Storm" U2. Pozwólcie, że otworzę okno szerzej... Otworzyłam też drugie, ale troszkę przymknęłam oba -nie przeginajmy, prawda... Trzęsie mną i telepie. A najgorsze, że mam dreszcze na plecach, które nie chcą mną porządnie wstrząsnąć i dać mi spokoju, tylko latają po plecach i denerwują. Jedziemy z klipem? A właśnie... Właściwie: na pierwszym miejscu piosenka, na drugim - klip. Tak być powinno. Ale ALE! W tym wypadku teledysk jest tak kompatybilny z utworem, że podaruję wam - a raczej U2 podarowało NAM - piosenkę razem z obrazkiem. I nie mam zmiaru dać świętego obrazka każdemu, kto przeczyta tę notkę, gdyż ja nie duszpasterz Juan Pablo, a wy nie Marie Desamparady. Mam nadzieję, że nie ma tam również nigdzie Berni. Jeśli jest... <przełyka ślinę> pozdrawiam ją oraz jej misternie ułożony kok.


                                                                    źródło: http://www.youtube.pl/

Ja wam coś powiem. Ta piosenka zaczyna się delikatnie - brawa dla pana Władka za wyjście z inicjatywą, żeby wprowadzić sporo subtelności. Ale kiedy Bono wchodzi z wokalem - oglądając program "Twoja Muzyka, Twoja Lista" na VH1, myślałam, że zapowiada się nuda. Bo Paul Hewson, jakby od niechcenia zarzucił pierwszymi słowami. Lecz nie mogłam porzucić cudownego pomysłu przesłuchania piosenki do końca ani zobaczenia jak rozstrzygnie się historia ukazana w klipie (właściwie to ona zaintrygowała mnie na tyle, żeby dalej nadstawiać uszu, a jej analiza możliwa jest dzięki temu, że ktoś znalazł klucz do klipu i podzielił się nim w komentarzach na YT - ja tam dodałam jedynie szczegóły).
Mamy pana wychodzącego z cichego, spokojnego morza. Larry Mullen Jr, perkusista U2, dźwiga telewizor, który wynosi z wody. HM - powiecie - fajnie, ciekawe jak w Atlantydzie odbiera Polsat. No tego nie wiemy. Z czasem główny bohater wynosi z wody walizkę. Na końcu - niesie na rękach panią z płetwą. Nie bójmy się, to nie kolejny horror pt. "Moja narzeczona to półryba, ziejąca palącą plazmą". Kobieta to syrenka. Ale nie jest to także bohaterka filmu animowanego "Auta". Bardziej - widząc rybi element - "Rybki z ferajny". Co dzieje się dalej? Bohater wypycha na brzeg wannę. Jak widać po syrence, lokuje się ona tamże, zanurzając się w wodzie.

The sea is swells like a sore head
And the night it is aching.  
Two lovers lie with no sheets on their bed
And the day it is breaking.

On rainy days we go swimming out.
On rainy days, swimming in the sound.
On rainy days we go swimming out.

"Morze pęcznieje jak obolała głowa i noc przepełniona jest bólem, dwoje kochanków leży na łóżku i dzień się przedziera" - właściwie, gdyby wsłuchać się w głos Bono, to on jednak nie jest nudny. Bardziej zmęczony, wlokący się, ciężki - no i świetnie odzwierciedla podane wyżej słowa. Sytuacja między dwojgiem ludzi kipi - ale widocznie jest to stan ciągły, więc są przyzwyczajeni; na tyle, by Pan Wokalista zaśpiewał to w stylu "relax, take it easy". "W deszczowe dni wychodzimy pływać... Pływać w dźwięku" - no ba, licencia poetica i co pan zrobisz? Nic pan nie zrobisz. Wg mnie, biorąc to na mój babski rozum - bohaterowie mogą pływać w dźwięku deszczu - jak się okaże w toku piosenki - deszczu zbawiennym dla ich związku LUB mogą pływać w dźwięku swoich słów - może kiedy w końcu spada deszcz - mogą wreszcie sobie wykrzyczeć pewne rzeczy i atmosfera się wyklaruje.

Co tam w klipie mamy dalej... Bono się przewija przez krajobrazy Puszczy Białowieskiej bądź Kampinoskiej, co możemy stwierdzić po charakterystycznych liściach na krzaczkach umieszczonych w tle. I mamy bombę. Bo zwrotka zmierza ku końcowi.

Car alarm won't let you back back to sleep,
You kept awake dreaming some else's dream.
Coffee is cold, but it will get you through.
Compromise, there's nothing new to you. 

"Alarm samochodowy" - zgrzyt, no ale co - "nie pozwoli ci zasnąć ponownie, budzisz się śniąc czyjś sen. Kawa jest zimna, ale postawi cię na nogi. Kompromis, nie ma w tym dla ciebie nic nowego". Słyszycie te zarzuty? Właściwie to jest, cytując Karola Krawczyka: "eskalacja żądań, STRAJK!". Najpierw łagodnie, jakby ON tłumaczył JEJ, że tak dalej być nie może, mimo, że jakby się oboje z tą sytuacją pogodzili. Podobnie tekst o kawie. Ostatnie zdanie, wyrażające zirytowanie: "kompromis, nie ma w tym dla ciebie nic nowego". Jakby chciał powiedzieć: "zróbmy z tym porządek raz na zawsze, bo sytuacja przycicha na chwilę, ale w gruncie rzeczy i tak jest fatalnie".  

Let's see colours that have never been seen,
Let's go to places no one else has been.  

I się wnerwił. Może chciał ją sprowokować, dać jej do myślenia. Ale jak to zrobił... "Zobaczmy kolory, które były niewidoczne, udajmy się w miejsca, w których nikt jeszcze nie był" - coś w stylu: "musimy się zabrać za robienie porządku w naszych relacjach, a czeka nas coś wspaniałego".
Ja rozumiem, że pierwszy refren już nastąpił dobre parę sekund temu. I był tenże fragment przyjemny, miły, świetna melod... ALE TERAZ TO SIĘ DOPIERO DZIEJE! Bo mamy mocne wejście gitary! Ludzie, cała latam. Aktualnie kucam na krześle obrotowym taka jestem podekscytowana, zachwycona, zabita, zmieciona.

You're in my mind all of the time,
I know that's not enough.
Well, if the sky can crack
There must be some way back
For love and only love.

"Cały czas mam cię w umyśle, wiem, że to nie wystarcza" - takiej analizy nie powstydziłby się terapeuta w dobrej poradnii małżeńskiej w Los Angeles. Wymiotło. Nie umiem wam przekazać słowami, jak bardzo uwielbiam ten fragment. "Jeśli niebo może pęknąć, to musi istnieć jakaś droga powrotna dla miłości i tylko miłości". Czujecie ten wers? Niebo pęka, dając deszcz, tytułowy Electrical Storm - czyli burzę z wyładowaniami elektrycznymi. Czyli dla głównych bohaterów burza będzie ratunkiem, tą drogą powrotną, z zastrzeżeniem, że na nią można wejść tylko, jeśli ma się w sobie samą miłość. Widać nie ma tu miejsca dla fochów, chimerów, humorów i innych bzdur. 
Klip: od 2:08 - jak on na nią spojrzał! Spojrzał... Powiódł po niej wzrokiem! Uffff, cudownie. Widzimy też, że oboje są w wannie - zabrzmiało to dziwnie, co? No, ale są. Mamy te momenty zażywania higieny w duecie połączone z obrazkami, kiedy pani będąca syrenką nie przebywa w wodzie, lecz to nie zmienia faktu, że nadal przebywa z głównym bohaterem. Czyli mamy dwa środowiska: jej - woda, jego - ląd. Jak widać, oboje próbują przystosować się do życia, jakie prowadzi partner. 2:55 - smutne. Leżą obok siebie, ale każdy wie, że nie tak powinni (nic nie sugeruję, ANN!). Syrena się załamała. Może nie potrafi żyć z nim bez tego, do czego przyzwyczajona była dotąd. Przecież on na początku wynosząc walizkę i telewizor dał sygnał, że nie umiał się dostosować do jej warunków. Więc spróbowali związku na jego zasadach - lecz nie zdało to egzaminu.

It's hot as hell, honey in this room.
Sure hope the weather will break soon.
The air is heavy, heavy as a truck.
We need the rain to wash away our bad luck.

"Kochanie, w tym pokoju jest gorąco jak w piekle, miejmy nadzieję, że niedługo będzie załamanie pogody. Powietrze jest ciężkie, ciężkie jak tir, potrzebujemy deszczu, by zmył naszego pecha". Tekst koresponduje z klipem, bo tu też zaczyna się robić niewesoło. Ale zaraz ciśnienie znajdzie ujście: u The Edge'a w gitarze, a u Bono w wokalu. Jak on cudowne się drze. BOSKO. I mamy ten smutny refren, że nie ma innej opcji, że spadnie deszcz, pierdzielnie grom z jasnego nieba i ujdzie z nas to, co siedzi tak długo.
A nasz bohater i bohaterka w klipie musieli się rozstać. On zaniósł ją z powrotem do wody, więc widocznie oboje doszli do wniosku, że nie umieją ze sobą żyć. A szkoda, taka ładna para.
 
Szczerze? Związek przedstawiony w "Electrical Storm" jest świetny. Może to pokręcone, co teraz napisałam, ale tak to odczuwam i biorę pełną odpowiedzialność za swoją decyzję. Bo cholibka... Jak sobie pomyślę, że już atmosfera dramatu narastała i  nagle on ją szarpnął za ramiona, pewnie jeszcze jej krzyknął w twarz, że ją kocha... Jestem tragiczna, wiem. Ale miło, że mogę się tym podzielić z kimś, a Ann niedługo będzie musiała opłacać psychoterapię w klinice doktora Lubicza. Dzięki za uwagę!


Karcia

czwartek, 15 września 2011

"Z epiką, liryką i dramatem przez świat" - odcinek drugi



A: Raz, dwa, trzy, raz, dwa, trzy, próba mikrofonu, halo, czy pan mnie słyszy?* (ze słuchawki: jesteście już na wizji, ja <lol> do kamery) Witaaaam Państwa, dobry wieczór. Jeśli ktoś aktualnie je kolację - życzymy smacznego. Jeśli zaś ogląda nas ktoś z USA życzymy również smacznego, ale obiadu. (macham do kamery) Nick, tylko nie ruszaj tych kotletów z lodówki, bo są na jutro! (spojrzałam na Karcię, a ona w kąciku kuchennym wyciera blat) Karcia! Co ty robisz, chodź tu natychmiast. Porządki będziesz robić na Wigilię, trzeba jeszcze pomyśleć, gdzie by tu choinkę postawić. Dobrze, że mamy znakomitego projektanta wnętrz, który  "oczywiście, że jest, no jasne, że jest również, również jest"**... Przynajmniej dowiedziałyśmy się, że mamy bardzo ładną ścianę, bardzo ładną podłogę, bardzo ładny sufit i co najważniejsze bardzo ładne rury**. (luknęłam na Karcię, a ona uszczelkę zaczęła wymieniać) CHODŹ TU! (do kamery <lol>)
K (z kluczem francuskim w ręce, rękawy zakasane, cała w smarze): Dobry wieczór. To, co Państwo widzicie w moich włosach to nie dodatkowe pasemka - to pakuły i makaron. (na ciebie) Po co Slash'owi był makaron do golonki zmielonej z jabłkiem i dlaczego potem to upchnął do rury? (palce do buzi, przerażenie w oczach) A może... Pamiętasz? "Wypruję ci flaki i okręcę wokół drzewa"... Może Ridge aka Dąb Bartek zażywał w naszej kuchni higieny? (w kamerę, uśmiech) Ale Drodzy Państwo, nie martwmy się na zapas, w końcu co nas nie zabije, to nas wzmocni... A kto z nas nie lubi czarniny z domniemanym makaronem. Chociażby, prawda, we włosach. Jeszcze raz: wszystkim, którzy jedzą kolację - smacznego. Teraz może się przydać szczególnie.
A: (ręka na biodro) A właściwie... czemu ty to robiłaś teraz, jak jesteśmy na wizji? Kochana, ja ci oświadczam. To nie jest program "Zrób to sam", "Pan Robótka" ani bajka animowana "Maniek Złota Rączka"
K (poetycko zarzuciłam włosami, a jak włosami to i makaronem, stoję bokiem do kamery): Bo przychodzi Billy. (wzrok w kamerę) Bo Billy zaraz wyruszy z Sobieskiego w swoich legginsach w pionowe czarno-białe pasy i z cudowną fryzurą, jaką wg mojej koleżanki ma jej ciocia Ela zagości za sterami kuchenki gazowej. (na ciebie) Wiem, że to żaden program typu ZPT. Na szczęście, nie jest to też bajeczka "Tomek i przyjaciele". Okropne gęby tych pociągów i nieruchomi ludzie. Nieruchomi... Raz są w kadrze, za chwilę straszna mina pociągów i nagle zawiadowca ma podniesioną rękę. To nie było normalne. Aha, dzwonił do mnie Ridge: albo wybierzemy się na rejs u Massimo - albo już nigdy tu nie przyjdzie. Ale dał ultimatum... Coś jak: albo idziemy na koncert BSB albo sklejamy sobie ręce butaprenem. Co to w ogóle za wybór. Wiadomo, że każdy od dziecka marzy o rękach sklejonych butaprenem.
A: Do mnie też dzwonił i powiedział, że albo przychodzi do programu ze swoją najlepszą modelką, albo nie przychodzi wcale. No cóż... co mogłam zrobić? Powiedziałam mu, że trudno, zastąpi go ktoś inny. I jak wtedy krzyknął mi do słuchawki "What the hell" tak mi głośnik szlag trafił na miejscu.
K (wycieram sobie chusteczką smar z czoła): Dobrze, że nie masz wideofonu. Jakbyś zobaczyła tę twarz, wysilającą się, by oddać efekt furii, a tak naprawdę czyniącą z naszego Ricza jeszcze większe drzewo ze spróchniałą korą na twarzy, mogłabyś wybuchnąć śmiechem, a wtedy Ricz nasłałby na ciebie swoją żonę zombie oraz Thomas'a, który oplutłby cię szczelnie brwiami i kazał ze sobą tańczyć - musiałabyś przeprosić Ricza na łamach "Twojego Imperium", nie dałabyś rady salsie z Thomas'em.
A: Wolę tańczyć salsę z Thomas'em niż twist'a z Thorne'm. Ale Karcia, doprowadź się do porządku, a tak właściwie gdzie jest Billy? Pewnie czeka za kulisami o suchym pysk... (<lol>) o suchej twarzy i czeka aż łaskawie wypowiesz magiczne słowo "witamy Billego Idola!"
K: Tak więc, ze smarem na policzku i muchą, która lata dookoła mnie, bo pewnie cuchnę jak zwłoki, na których bardzo chciałaby sobie pożerować... EKHM! Przed Państwem... Billy Idol! (pobiegłam od razu do wejścia, ale musieliśmy się minąć, bo ja wybiegłam mu na spotkanie, z kalifornijskim wiatrem we włosach - przynajmniej tak zapewnia producent naszych wentylatorów - a on mnie nie zauważył i wyszedł dopiero po dwóch minutach).
Billy (wchodzi do studia razem ze swoją uniesioną wargą, w obu rękach torby pełne zakupów): Cześć Ann... (podał rękę - zapewne było mu ciężko) Cześć, wszystkim. (wszedł do kuchni, rozpakowuje się) Mam tu dziś ze sobą... (pokazuje do kamery) Karpatkę w proszku, zupkę Amino pomidorową, czosnek w kostce Knorra, winogrono kupione w promocji z Lidla... Widać, że z promocji, bo połowa brązowa...
K (weszłam do studia wkurzona, nie zauważyłam Bill'owego: cześć, tylko od razu nalewam sobie wody, piję): Co za ćwok. Biegłam i biegłam... (oparłam się łokciem o blat) Następnym razem to ja siedzę na kanapie i robię wywiad z Juanem Pablo.
Billy: Ale ja po prostu...
K (odwróciłam się): Mógłbyś nie przeszkadzać? Rozmawiam z koleżanką. Może trochę kultury i mniej brytyjskiego akcentu, co?! I nie stosuj lokówki, włosy na klacie kręcą ci się naturalnie. (na ciebie) Weź, spytaj, co on tu zrobi z kostki bulionowej i drożdżówki ze zdechłą pszczołą. 
A: Billy.... (Billy wyciągnął jeszcze słoik z żywym karpiem) powiedz nam, jakie menu przygotowałeś dla nas na dziś?
Billy: A wiecie, ostatnio leżę sobie w łóżku, rano było, bo dochodziła 12, ledwo co zdążyłem oko otworzyć i ruszyć wargą, a tu nagle dzwonek. Więc wstałem z tego łóżka, otworzyłem, a tam sąsiadka. Wiecie, gdyby jeszcze jej córka to pół biedy. I ona do mnie, że ma pytanie: czy zupa w proszku musi się zagotować***. (w kamerę) pozdrawiam serdecznie moją sąsiadkę: Pani Krystyno, jeśli pani ogląda ten program, zaraz pani zobaczy, jak się robi zupę w proszku, a jeśli pani nie ogląda, to niech sobie pani ten odcinek nagra.
K (zabrałam talerz): Dobra, to daj tę drożdżówkę, bo dla gości się przyda, chociaż jak wiadomo - postawimy na stole, każdy będzie uważał, że nie wypada żreć na wizji, więc nie sięgnie, a my potem w papier i do domu. Przynajmniej będę miała czym ugościć... Przecież do mnie nie przychodzą goście. Ciul z gośćmi. Sama zjem. 
Billy (rozcina opakowanie zupy): Ja mogę przyjść. (warga w górę)
K: Nie, nie możesz. (spojrzałam kątem oka, uśmiech sam ciśnie się na usta) Dobra, na razie. Przyjdziemy za pół godziny podać przepis naszym widzom. (w kamerę) Wyświetli się on na nowej planszy, którą zrobił nam grafik komputerowy pan Chomik.
Billy: Ale przepis jest bardzo...
K: Za pół godziny! Cholera! (zabrałam drożdżówkę i na ciebie) Do części salonowej, jak mi nie chcesz siniaka nabić****!
A (do kamery) Dzisiejszym gościem na salonach jest znany amerykański projektant mody, który swoją firmę Forrester Creations odziedziczył po ojcu, jeden z największych biznesmenów z całego świata, zdobywca najwiekszej ilości Złotych Malin, a jego ostatnią nagrodą była Telekamera w kategorii "Drewniak Roku" - Ricz Forrester! (kamera na niego)
Ricz (noga na noge, macha, lekki uśmieh) Hello, my Logan, ups, pomyłka. Hello, DAK. Oj, to też nie to. (dzwoni do mamy) Mamo, co ja miałem powiedzieć jak już wejdę? Aha, aha... No.. papatki, całuski mua mua mua. (odłożył) Cześć dziewczyny.
K: Witamy cię, Riczu. Może drożdżóweczkę?
Ricz: A chętnie. Ta drożdżówka ma bardzo ciekawą fakturę, ta śliweczka ma piękny odcień purpury, ostatnio taki widziałem w 32 odcinku "Triumfu...", kiedy Larry przygryzł wargę, aż mu się lekko udusiła i wypłynął piękny fiołkowy fiolet. Bardzo miła w dotyku... Zupełnie jak aksamit, który Thorne zamówił w 2001, specjalnie na garsonkę ślubną dla mojej mamy, jednakże popieprzyły mu się okazje i mama musiała brać ślub w czerni. Na szczęście nie zamówił dwóch świec i katafalku, bo mama mogłaby dostać zawału, rozpłakać się, a najpewniej wyklęłaby go i usunęła siłą z rodziny, dając mu jeszcze Brooke do kompletu. (zjadł drożdżówkę) Oczywiście do kompletu wypoczynkowego, Brooke z niczym nie komponuje się tak zjawiskowo, jak ze skrzynią na pościel.
A: Co ty mówisz, przecież podobno ją kochasz.
Ricz (oblizuje palce) Kochana, jak ja mogę ją kochać. Przynajmniej na razie. Przecież niedawno dowiedziałem się, że moim ojcem jest kochanek matki, a bratem kochanek Brooke. (ręka na twarz) Nie wiem jak się z tego wygrzebię. Muszę iść do Taylor, poproszę ją o rękę po raz nie wiem który, mama będzie bardzo zadowolona... Hmmm... może tym razem dla urozmaicenia poproszę ją o nogę. Daj mi nogie, daj mi nogie,daj mi nogieeee... Chociaż.. Cholera, mówię wam - ja to mam życie. Brooke - miłośniczka ogniska sypialnianego, wiecie zawsze miałem wyjście awaryjne w postaci Taylor.. No, ale odkąd wciska sobie botoks w usta mam wrażenie, jakbym spał na poduszce puchowej.
K (jem drożdżówkę): To ty śpisz na jej twarzy?
Ricz: Nie żebym to robił z premedytacją... Po prostu śpi mi się lepiej. Te poduszki z telezakupów Mango, które mają wyprofilowany kształt specjalnie dostosowany do mojego kręgosłupa i karku... To jakiś szajs. Chociaż jak je zamawiałem, to uprzedzali, że dla kogoś z brakiem załamania w karku i w części lędźwiowej to nawet łóżko wodne nie pomoże, powiedzieli, żeby lepiej nie wydawać pieniędzy i spać na ziemi, bo nawet nie odczuję twardości podłoża. Ale niestety nie mogę. W naszym pałacu w Beverly Hills marmury są zbyt krzywe. Bąbelek powietrza w poziomicy nie dość, że nie jest na środku, to nawet nie wychylił się zza plastiku.
A: Dobrze, a może przedstawisz nam swoją najlepszą modelkę i tym samym najnowszy projekt? (do kamery) Proszę państwa, tylko u nas: Ricz Forester, jego tap madl i tap prodżekt!
Ricz (wstał): Poproszę o aplauz! (weszła Stefa w bamboszach, garsonie z poduchami na ramionach i obowiązkowo brochą) Łuuuhuuuu! (klaszcze) Oh, mother! Nie miałaś zakładać tej broszki. Psuje mi cały efekt mojego najnowszego dzieła. (usiadł obrażony)
Stefa: Synku, wiesz że jestem związana. Ta broszka należała do mojej mamy siostry córki koleżanki koleżanki brata teściowej z poprzedniego małżeństwa. Bądź wyrozumiały. (poprawia brochę) Witam was, dziewczyny.
Ricz (wstaje): Dobra! Ekhm. Proszę Państwa, oto najnowszy projekt firmy Forrester Creations...
Stefa: Zapamiętajcie: to nie projekt z Sypialni Brooke!
Ricz: Widzimy tu przepiękne bawełniane spodnie na kant i elegancką garsonkę z poduszkami wypchanymi piórem przepiórki, a absolutnym zaskoczeniem jest ten kolor: afrykańska oliwka.
Stefa (obkręca się): Jak widać, klasyka, elegancja, szyk, czar i inne bardzo pochlebne słowa na temat mój oraz projektu mego syna. Czego nie można powiedzieć o jego blond kochance, ta kobieta zrobi wszystko żeby wepchnąć się do jego wieśniackiej pastelowej pościeli, mając na celu spłodzenie kolejnego dziecka. Znając życie, w trakcie trwania ciąży pójdzie jeszcze do trzech innych gachów i będzie mieć antyczny dylemat: czyje to dziecko. (na Ricza) Synu, oznajmiam ci! Na pewno nie twoje! Jej jajnik i twój plemnik nie są kompatybilne! Komórka tej krowy jest zbyt utleniona, a ty przecież przyciemniasz fryzurę henną!
Ricz: Oh, mother... Musisz to teraz rozwlekać?! Czy zawsze będziesz prowadzić te żenujące rozprawy na mój temat? Zrozum! To, że odwiedzam cię co drugi dzień, każde święta spędzam z tobą, w nocy dzwonię, płacząc do słuchawki, z kciukiem w buzi, a ty przyjeżdżasz, żeby opowiedzieć mi bajkę o Calineczce, dać szklankę mleka i pluszowego Yodę z "Gwiezdnych Wojen" to naprawdę nie oznacza, że jestem maminsynkiem! Bo nie jestem, rozumiesz?!
Stefa (głaszcze go po plecach): No już, już... Jak będziemy wracać, kupię ci mleko czekoladowe, O.K.?
Ricz (ociera łzy): Dołóż jeszcze jaśka w Olinka Okrąglinka i wybaczam.
A (na Karcię mina ;| i w kamerę) Dobrze, zostawiamy tu na kanapie Ricza, który nie jest maminsynkiem i jego matkę-modelkę i przechodzimy do kącika "Rodzinnego", gdzie czekają już na nas Osvaldo i Victoria Sandoval. Są przykładem udanego małżeństwa, ona prowadzi dom mody w Meksyku, a on jako wybitnie uzdolniony aktor niedawno kupił teatr. (siadam) Moi drodzy, opowiedzcie nam trochę o swoim małżeństwie.
Osvaldo: Na początku chciałbym powiedzieć, że pracuję dla TELEVISY. (do kamery) Guiermo, pozdrawiam cię, przyjacielu!
Victoria: Czy ty możesz przestać mówić o pracy chociaż przez chwilę?
Osvaldo: Kochanie, wiesz, że to dla mnie bardzo ważne, ale nie tak, jak ty.
Victoria: Daruj sobie. Robiłam dla ciebie wszystko: od rana do wieczora pracowałam, czasem nawet nie nocowałam w domu, a ty znalazłeś sobie kochankę.
Osvaldo: Kochanie, ona nic dla mnie nie znaczyła. Zawsze kochałem tylko ciebie.
Victoria: Nie chcę tego słuchać, zniknij z mojego życia. Nigdy ci nie wybaczę.
Osvaldo: Ale dzisiaj rano obiecałaś dać mi jeszcze jedną szansę.
Victoria: Niestety, to niemożliwe. Spakuj się i opuść mój dom.
Osvaldo: Zróbmy to chociaż dla naszej córki, Fer. Ona to bardzo przeżywa.
Victoria: Fer jest już duża i zrozumie. Osvaldo, nie zmienię zdania.
Osvaldo: Dobrze, nie będę cię już więcej błagał.
Vistoria: Jakie to proste! Zrezygnować ze mnie i naszej miłości.
Osvaldo: Więc daj mi tę ostatnią szansę. Zrób to dla nas. Obiecuję ci, że będę sobie nakładał hennę na brwi systematycznie.
Victoria: Nie. Nie mogę...
Osvaldo: Jeśli nie chcesz zrobić tego dla nas i Fer... zrób to dla naszego ogrodnika..
Victoria: Dobrze. Dam ci tę ostatnią szansę.
Ridge przybiegł do was: Ah to tak! Zaprosiłyście mnie (gestykulacja wyciągniętą ręką, palec wskazujący odgrywa tu dużą rolę), a teraz zachwalacie obce domy mody!
Victoria: Proszę wybaczyć, ale ja poświęciłam bardzo wiele dla rozwoju mojej kariery, Osvaldo wie coś na ten temat, więc proszę mi nie insynuować, że jestem jakąś podrzędną krawcową!
Osvaldo: Victorio... Nie denerwuj się, błagam...
Victoria (na niego): A ty myślisz, że nie widzę, że wodzisz wzrokiem za modelką tego sztywniaka?!
Ricz: OOOO! Wypraszam sobie, sztywniakiem jest mój brat, kiedy schodzi biodrami w dół podczas Macareny! Ja jestem drewniakiem, zapracowałem na ten zaszczytny tytuł, gdyż od 87 roku nie robię nic innego, tylko mam na twarzy wypisaną kostnicę na 15-ście osób!
Osvaldo do Stefy: Piękna zieleń.
Victoria łzy w oczach: Piękną zielenią nazwałeś kiedyś moją plamę na spódnicy, kiedy wyrżnęłam na boisku podczas meczu: my kontra dom mody Spectra.
Ricz: I wygrali z wami, bo mieli kopie naszych projektów! A wasz projektant, Pipino to jakiś chałturnik!
Pipino (wbiega do studia, cały w materiale): O przepraszam, ty nadęty bucu! Pipino przynajmniej zna swoją wartość, a ty jesteś marną podróbą Calvina Kleina!
Ricz: A ty uczyłeś się szyć u Gucciego!
Pipino: No niee.... No niee.... Co za zniewaga! A ty pikujesz torby u Chanel!
Ricz: Jak ja torby u Chanel, to ty szyłeś kostiumy Backstreet Boys u Versace!
Pipino: Tak?! A ty jesteś odpowiedzialny za finansową klapę filmu "Operacja Hamburger", bo nawet nie umiałeś dobrze umieścić szwów na plasterku sera i wyciąłeś za mały otwór na głowę w bułce, tak, że aktor nie mógł się przecisnąć!
Osvaldo: Nie kłóćmy się.
Victoria (odwrót na niego): Myślisz, że nie widzę, co się dzieje między tobą a Stefą?! Dlaczego sprzedałeś swoje udziały w firmie?
Osvaldo: Bo chciałem kupić teatr! I wiem, że jestem twoim dłużnikiem, nie tylko w kwestii pieniędzy, ale również w tej ważniejszej, gdyż dałaś mi ostatnią szansę...
Victoria: Ale straciłeś ją, patrząc łapczywie na tą siwą z brochą!
Stefa: No wiesz, nie przesadzajmy. W końcu, Osvaldo do mnie też nic nie brakuje... Bardzo porządny mężczyzna.
Osvaldo: Dziękuję, jesteś taka niewinna, nie zmieniaj się.
Ricz (duszony zasłoną przez Pipino): Niewinna? To on nie wie, że ja jestem twoim nieślubnym dzieckiem?!
Victoria (podchodzi do Osvaldo): Najpierw upokorzyłeś mnie przed całą śmietanką towarzyską, sypiając z moją makijażystką, a teraz zaczniesz romansować z tą starą modelką?
Stefa: Oh, bo się zaczerwienię.
Osvaldo: Ależ kochanie...
Victoria: Milcz! Oświadczam ci, że jeszcze dzisiaj dzwonię do moich prawników! (stanęła przed kamerą, dłoń przed siebie) ŻĄDAM ROZWODU!
Osvaldo: Gwiazdko! Jesteś moim niebem, moim życiem...
Victoria: Pewnie sobie znajdziesz kolejną lafiryndę!
Stefa: Oj, ja znam taką jedną. Najlepszy seks w sypialni u Brooke. I trójkąty też są. TANIO! Podać numer?
Victoria: Jeszcze się okaże, że mnie zdradzasz z jakimś facetem!
Pipino (obwiązany materiałem, przyciska Ricza nogą do podłogi): To ona nic nie wie?
Victoria (płacz): Osvaldo! To koniec! Definitywny! (wybiegła)
Osvaldo: Zaczekaj! (biegnie za nią) Mogę się z tobą zabrać samochodem? Oddam ci za benzynę!
A (na ciebie <lol>) To może zobaczmy co dzieje się w kuchni?
K (idę do kuchni z talerzami po drożdżówce): Cześć Billy. Ja sobie tu pozmywam, a ty nam podaj przepis na zupkę w proszku. Tylko powoli, bo ludzie muszą zanotować ten magiczny kod (zmywam).
Billy: Oczywiście. JEDNA ZUPKA. Akurat mam dla przykładu Amino. Ale kupcie lepiej Doprawionego Skurczybyka Knorra. (ręka ugięta w łokciu, dłoń zaciśnięta w pięść) Większy rock n' roll!
K (podeszłam do niego): A jak robimy zupkę?
Billy: Otwieramy opakowanie, następnie wyjmujemy makaron, jak widać zgrzebnie scalony w kostkę. Miażdżymy go. Można to zrobić: (wylicza na palcach) dłońmi, walnąć o stół i zebrać z podłogi zmiotką, rzucić o ścianę, zrzucić z okna - ale to za dużo roboty, bo trzeba uprzednio zrzucić na dół miskę, rozwalić młotkiem, rozciąć sekatorem, potraktować prądem elektrycznym - ale nie działa, próbowałem kiedyś wsadzić dwa najbardziej wystające z kostki makarony do kontaktu, lecz zero reakcji. Potem wysypujemy z tajemniczej srebrnej paczuszki przyprawę, a właściwie esencję całej zupki na makaron. Następnie wlewamy wodę do czajnika, czekamy aż się zagotuje, w czasie oczekiwania na wrzątek możemy zrobić kocioł w domu, niekoniecznie z udziałem wrzątku, gdy woda się zagotuje tudzież dojdzie - coś jak w kotle, możemy zalewać makaron. Kiedy już nasiąknie i zrobi się paciaja, możemy spożywać w pokoju. Tudzież gdziekolwiek nam to odpowiada, nawet na parapecie, jeśli sąsiedzi z bloku nie będą darli twarzy, że pomidorowa ścieka nam z makaronu na ich szyby, no ale...
K: To, co Billy, wpadniesz na drożdzówkę? Tzn. niewiele zostało, ale kupię w drodze do domu, ogólnie mam na zewnątrz bloku fajne parapety, więc możemy zastosować twój przepis. Mam też strasznych sąsiadów i możemy im nachlapać zupą na okna. Bo ja cię strrrrasznie przepraszam, za moje wejście, przegięłam.
Billy: Dooobra, masz zupę, zjedz. Ale nie mogę dziś przyjść, bo niestety, jestem już umówiony. (podchodzi do niego Stefa, on obejmuje ją ramieniem) Rock N' Roll! (Stefa robi "różki")
K (z makaronem wystającym z twarzy, mina WTF, zjadłam, podeszłam do ciebie): Zaprośmy może na przegląd prasy, a Billy z heavymetalową Stefą niech odjadą na stalowym rumaku, na którym ja miałam jechać! Jednak każda Stefa może być heavymetalowa*****.
A: Taaaak... (patrzymy przez okno jak odjeżdzają na Harley'u) jeśli się ją dopicuje w stylu heavymetalowym.
Ricz: (otwiera okno) Matka! Tylko nie zniszcz garsony! (do kamery) Dziś z państwem się już żegnam, muszę przyjąć dostawę nowych materiałów i zacząć z tatą pracę nad kolekcją: Toaleta Stefy. Do zobaczenia!
A: (siadamy na kanapie, biorę do ręki gazetę) Drodzy widzowie, sprawdźmy co dzieje się w szerokim świecie plotek, show biznesu i skandali. (luknęłam na pierwszą scenę) "Severus Snape poszukiwany. Wczoraj w porze wieczornej uciekł na łódce z Hogwartu, zabierając ze sobą cały zapas eliksiru wielosokowego i parasolkę gajowemu Hagridowi. Plotki donoszą, że gdy Rihanna się o tym dowiedziała zwolniła Jay-Z z klipu do swojej piosenki 'Umbrella' i chce nagrać nowy klip u boku czarodzieja".
K: Widzisz! Ale niech ona lepiej na niego nie liczy. Bo ja jej walnę parasolką przez łeb albo kurczakiem z przeceny w Realu przez brzuch, jak z reklamy Nicorette. Uwaga. Ja znalazłam coś takiego: "Skandal!" Ekhm... "Sebastian Bach odmawia farbowania włosów. Jak twierdzi, 'Po rozmowie z moją kumpelą, Ann, która oznajmiła mi, że jestem trochę babowaty, postanowiłem nie farbować włosów, zetnę je również na 2 mm i zaciągnę się do marynarki wojennej Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii, aby tam pod wodzą Elki walczyć o niepodległość narodu, a także korzystać z uroków życia marynarza. Mam nadzieję, że w końcu odnajdę słynny port o nazwie... USB'".
A: O NIE! NIE NIE NIE! (ryk) Jak on może! (ledwo co wyciagnełam telefon i przyciskam jak Anka z "... Zastępczej", pociągam nosem) Halo? Sebuś? Nie ścinaj włosów! Co? Jesteś u fryzjera? Dobrze, błagam cię, niech ona ci nałoży farbę. Ja ci będę te włosy miętoliła tak długo, aż będą tłuste. A będę to robiła tak efektywnie, że będą tłuste już po 5 minutach. Co? Już to zrobiła? To co famę puszczasz do gazet! (rozłączyłam się) Tak mnie wnerwił, wiesz?****** (zabrałam ci gazetę) Co tu jeszcze... No masz, "Taylor nabotoksowana. Ostatnio widziano ją jak latała nad L.A. przyczepiona sznurkiem do ręki pewnego mężczyzny. Z zeznań świadków był to Rysiek z Klanu, który myślał, że kupił balona dla swojej córki Kasi."
K (czytam dalej): "Zauważamy jednak, że w małżeństwie Rysiów dzieje się coraz gorzej. Jak donosi osoba z ich otoczenia, Grażynce nie podoba się sposób, w jaki Rysiek nauczył dzieci aplikować mydło na rączki. Poza tym, po balona dla Kasi wybrał się sam, co może sugerować, że nie uzgadnia już zakupów z własną żoną i kupuje prezenty dla dzieci na własną rękę." Patrząc na to, że ma Taylor uwiązaną u nadgarstka - trafili w dziesiątkę. (przewróciłam stronę) "DRAMAT! Mick Jagger przez 45 lat ukrywał to, że jego usta to tak naprawdę przeszczepione wargi suma. Sam Jagger oświadcza: "Moje partnerki odstraszał trochę zapach, ale zawsze mówiłem, że mama dała mi do szkoły kanapki a paprykarzem. Dziwne, że nie dziwiło ich to, że szkołę skończyłem kupę lat temu, a Uniwersytetu Trzeciego Wieku nie możemy tu zaliczyć, gdyż wyrzucono mnie, kiedy wyrwałem się w trakcie zajęć z moim kolegą Stanisławem z Zielonej Góry, 74 lata, nadciśnienie do dyskoteki Blue Paradise i przyłapali mnie na sfałszowanym dowodzie. Nie uwierzyli, że mam 18 lat. To dziwne, bo wszyscy mówią, że wyglądam dość staro jak na swój wiek". 
A: (palce do buzi) A zobacz tutaj obok! "Roland Pieczkowski ogłosił, że wybiera się do Hollywood. "Mam na koncie wiele owocnych występów w branży muzycznej, bywam trochę w polskim show biznesie, a teraz czas na show biznes zagraniczny. Mam nadzieję, że dostanę autograf od mojego idola Elvis'a Presley'a, dla którego przygotowałem cover jego piosenki "Love Me Tender". Myślę, że przekonam wszystkich do siebie wersją rockową piosenki Gabriela Fleszara - "Bilet do nieba". Gdy spytaliśmy się go czy już wie co na siebie włoży opowiedział bez wahania: "Na pewno dwie pary okularów żeby było fantazyjnie i oryginalnie".
K: A spójrz tutaj: "A.J. McLean przeziębił sobie pęcherz podczas paradowania na majtach na koncercie w Londynie. Oliwy do ognia dolewa fakt, że chłopaki schowali przed nim cały zapas Furaginu..." (słyszę hałasy) Ann! Spójrz! Czy to nie Lars Ulrich?!
Lars wbiega do studia: Zostałyście oficjalnie pozwane! Nie słyszę o sobie nic w tym programie - pozywam was!
K: Ale przecież powiedziałam Lars Ulrich!
Lars: Za to też was pozywam! Pozywam to całe cholerne studio, wasze nędzne ubrania...
K: O przepraszam! Ja mam na sobie najnowszą zimową kolekcję (całą) od Bluszczyński & Wierzbowski, a Ann wymyślną instalację z łazienkowych przyborów zatytułowaną Powiew Higieny!
Lars: Też was za to pozywam! Pozywam was za brochę Stefy i za zaczesane do góry brwi Osvaldo! K*rwa mać, nie wypłacicie mi się! A kulminacją jest to, że wykorzystałyście mój wizerunek w swej nędznej czołówce - za którą was pozywam - do swego nędznego programu - za który też was pozywam!
K: Ale przecież jesteś tam w szlafroku, masz przecudowne włosy, które dziś w rankingu z udziałem Bacha, Axla i Johna Bongiovi umieściłam na drugim miejscu. Wyglądasz tam świetnie!
Lars: A co ty myślisz?! Siebie też pozwę. Głupi nie jestem.
K (padłam na kanapę): Ann, ratuj.
A: Ale co ja mogę... Ja go umieściłam na ostatnim miejscu. (palce do buzi)
Lars: Pozywam cię za to! Jak mogłaś, moje włosy są świetne, nawet nie wiesz jak się nimi zarzuca. No właśnie, nie wiesz i za to też cię pozywam.
Reżyser: Panie Lars, odsuń się pan od kamery, bo zasłaniasz pan widok, a właśnie kamerujemy jako reklamę pańskie spodnie New Yorker.
Lars: (wymierzył na niego palec wskazujący) Jesteś pozwany. Jakim prawem mnie kamerujesz, co? (zabiera mu kamerę) Dawaj to! Oddawaj! Jak powiem Annie Marii Wesołowskiej co żeście tu ze mną zrobili to wam da trzy lata pozbawienia wolności w zawieszeniu. I jeszcze prokurator da wam niezłą przemowę końcową. (kamera trzask o podłogę) To ja spadam, na razie! Cholerne badziewia, nawet pożądnej kamery nie umiecie kupić. (stanął w drzwiach) Za to też was pozywam!
A: Ehkm... To by było na tyle w dzisiejszym programie, ale nie przegapcie kolejnego, bo w niiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiim...
K: A w nim: potrawy z jajek czyli: jak się gotuje prawidłowo jajko na twardo, 63 sposoby na jajko z użyciem... nie nie nie, nie niebezpiecznego narzędzia tylko majonezu. Chociaż w lato, jak postoi dłużej... Ekhm... Będą także gry i zabawy SMSowe, już zapraszamy do udziału w naszej sondzie: czy uważasz, że Lars nas świetnie pozwał? Ja właśnie wysyłam SMSa o treści TAK pod numer 0000, to nic, że koszt SMSa 10,28. Przeżyję, w końcu dostałam zapas chińskich zupek od faceta, który złamał mi serce. Tak więc, w tym szalonym stylu żegnamy się z wami, ja - Karcia....
A: I ja - Ann. Żegnamy się z wami, ale nie zapominajcie o nas. Przysyłajcie także listy z nurtującymi was pytaniami, skargami lub pomysłami na adres naszej redakcji, który właśnie teraz pojawił się na dolnym pasku. Najciekawsze listy będą czytane w programie na żywo. Na razie!


P.S.: Nasze wypociny to fikcja, proszę nie związywać się z charakterem i zachowaniem postaci. Wszelkie podobieństwo fizyczne - możliwie nieprzypadkowe, lecz cała treść to wymysły i interpretacja własnych chorych wizji.



* -"Rejs"
** -"Miodowe Lata", odc. "Alina i blondyna"
*** -"Miodowe Lata", odc. "Mur czyli zemsta"
**** -"Miodowe Lata", odc. "Smak wolności"
*****-"Miodowe Lata", odc. "Dola Idola"
******-"Miodowe Lata", odc. "Bar Szybkiej Obsługi"


Ann i Karcia