poniedziałek, 19 września 2011

"Electrical Storm" ma 220 V

Mamy dziś dzionek deszczowy i zimny. Siedzę sobie w mojej bluzce w fioletowe paski... Właściwie w trzy fioletowe pasy, każdy w innym odcieniu fioletu. I wiecie co? Mam otworzone okno. Mam ciary. Podwójne, gdyż chłodne powietrze jest połączone z utworem "Electrical Storm" U2. Pozwólcie, że otworzę okno szerzej... Otworzyłam też drugie, ale troszkę przymknęłam oba -nie przeginajmy, prawda... Trzęsie mną i telepie. A najgorsze, że mam dreszcze na plecach, które nie chcą mną porządnie wstrząsnąć i dać mi spokoju, tylko latają po plecach i denerwują. Jedziemy z klipem? A właśnie... Właściwie: na pierwszym miejscu piosenka, na drugim - klip. Tak być powinno. Ale ALE! W tym wypadku teledysk jest tak kompatybilny z utworem, że podaruję wam - a raczej U2 podarowało NAM - piosenkę razem z obrazkiem. I nie mam zmiaru dać świętego obrazka każdemu, kto przeczyta tę notkę, gdyż ja nie duszpasterz Juan Pablo, a wy nie Marie Desamparady. Mam nadzieję, że nie ma tam również nigdzie Berni. Jeśli jest... <przełyka ślinę> pozdrawiam ją oraz jej misternie ułożony kok.


                                                                    źródło: http://www.youtube.pl/

Ja wam coś powiem. Ta piosenka zaczyna się delikatnie - brawa dla pana Władka za wyjście z inicjatywą, żeby wprowadzić sporo subtelności. Ale kiedy Bono wchodzi z wokalem - oglądając program "Twoja Muzyka, Twoja Lista" na VH1, myślałam, że zapowiada się nuda. Bo Paul Hewson, jakby od niechcenia zarzucił pierwszymi słowami. Lecz nie mogłam porzucić cudownego pomysłu przesłuchania piosenki do końca ani zobaczenia jak rozstrzygnie się historia ukazana w klipie (właściwie to ona zaintrygowała mnie na tyle, żeby dalej nadstawiać uszu, a jej analiza możliwa jest dzięki temu, że ktoś znalazł klucz do klipu i podzielił się nim w komentarzach na YT - ja tam dodałam jedynie szczegóły).
Mamy pana wychodzącego z cichego, spokojnego morza. Larry Mullen Jr, perkusista U2, dźwiga telewizor, który wynosi z wody. HM - powiecie - fajnie, ciekawe jak w Atlantydzie odbiera Polsat. No tego nie wiemy. Z czasem główny bohater wynosi z wody walizkę. Na końcu - niesie na rękach panią z płetwą. Nie bójmy się, to nie kolejny horror pt. "Moja narzeczona to półryba, ziejąca palącą plazmą". Kobieta to syrenka. Ale nie jest to także bohaterka filmu animowanego "Auta". Bardziej - widząc rybi element - "Rybki z ferajny". Co dzieje się dalej? Bohater wypycha na brzeg wannę. Jak widać po syrence, lokuje się ona tamże, zanurzając się w wodzie.

The sea is swells like a sore head
And the night it is aching.  
Two lovers lie with no sheets on their bed
And the day it is breaking.

On rainy days we go swimming out.
On rainy days, swimming in the sound.
On rainy days we go swimming out.

"Morze pęcznieje jak obolała głowa i noc przepełniona jest bólem, dwoje kochanków leży na łóżku i dzień się przedziera" - właściwie, gdyby wsłuchać się w głos Bono, to on jednak nie jest nudny. Bardziej zmęczony, wlokący się, ciężki - no i świetnie odzwierciedla podane wyżej słowa. Sytuacja między dwojgiem ludzi kipi - ale widocznie jest to stan ciągły, więc są przyzwyczajeni; na tyle, by Pan Wokalista zaśpiewał to w stylu "relax, take it easy". "W deszczowe dni wychodzimy pływać... Pływać w dźwięku" - no ba, licencia poetica i co pan zrobisz? Nic pan nie zrobisz. Wg mnie, biorąc to na mój babski rozum - bohaterowie mogą pływać w dźwięku deszczu - jak się okaże w toku piosenki - deszczu zbawiennym dla ich związku LUB mogą pływać w dźwięku swoich słów - może kiedy w końcu spada deszcz - mogą wreszcie sobie wykrzyczeć pewne rzeczy i atmosfera się wyklaruje.

Co tam w klipie mamy dalej... Bono się przewija przez krajobrazy Puszczy Białowieskiej bądź Kampinoskiej, co możemy stwierdzić po charakterystycznych liściach na krzaczkach umieszczonych w tle. I mamy bombę. Bo zwrotka zmierza ku końcowi.

Car alarm won't let you back back to sleep,
You kept awake dreaming some else's dream.
Coffee is cold, but it will get you through.
Compromise, there's nothing new to you. 

"Alarm samochodowy" - zgrzyt, no ale co - "nie pozwoli ci zasnąć ponownie, budzisz się śniąc czyjś sen. Kawa jest zimna, ale postawi cię na nogi. Kompromis, nie ma w tym dla ciebie nic nowego". Słyszycie te zarzuty? Właściwie to jest, cytując Karola Krawczyka: "eskalacja żądań, STRAJK!". Najpierw łagodnie, jakby ON tłumaczył JEJ, że tak dalej być nie może, mimo, że jakby się oboje z tą sytuacją pogodzili. Podobnie tekst o kawie. Ostatnie zdanie, wyrażające zirytowanie: "kompromis, nie ma w tym dla ciebie nic nowego". Jakby chciał powiedzieć: "zróbmy z tym porządek raz na zawsze, bo sytuacja przycicha na chwilę, ale w gruncie rzeczy i tak jest fatalnie".  

Let's see colours that have never been seen,
Let's go to places no one else has been.  

I się wnerwił. Może chciał ją sprowokować, dać jej do myślenia. Ale jak to zrobił... "Zobaczmy kolory, które były niewidoczne, udajmy się w miejsca, w których nikt jeszcze nie był" - coś w stylu: "musimy się zabrać za robienie porządku w naszych relacjach, a czeka nas coś wspaniałego".
Ja rozumiem, że pierwszy refren już nastąpił dobre parę sekund temu. I był tenże fragment przyjemny, miły, świetna melod... ALE TERAZ TO SIĘ DOPIERO DZIEJE! Bo mamy mocne wejście gitary! Ludzie, cała latam. Aktualnie kucam na krześle obrotowym taka jestem podekscytowana, zachwycona, zabita, zmieciona.

You're in my mind all of the time,
I know that's not enough.
Well, if the sky can crack
There must be some way back
For love and only love.

"Cały czas mam cię w umyśle, wiem, że to nie wystarcza" - takiej analizy nie powstydziłby się terapeuta w dobrej poradnii małżeńskiej w Los Angeles. Wymiotło. Nie umiem wam przekazać słowami, jak bardzo uwielbiam ten fragment. "Jeśli niebo może pęknąć, to musi istnieć jakaś droga powrotna dla miłości i tylko miłości". Czujecie ten wers? Niebo pęka, dając deszcz, tytułowy Electrical Storm - czyli burzę z wyładowaniami elektrycznymi. Czyli dla głównych bohaterów burza będzie ratunkiem, tą drogą powrotną, z zastrzeżeniem, że na nią można wejść tylko, jeśli ma się w sobie samą miłość. Widać nie ma tu miejsca dla fochów, chimerów, humorów i innych bzdur. 
Klip: od 2:08 - jak on na nią spojrzał! Spojrzał... Powiódł po niej wzrokiem! Uffff, cudownie. Widzimy też, że oboje są w wannie - zabrzmiało to dziwnie, co? No, ale są. Mamy te momenty zażywania higieny w duecie połączone z obrazkami, kiedy pani będąca syrenką nie przebywa w wodzie, lecz to nie zmienia faktu, że nadal przebywa z głównym bohaterem. Czyli mamy dwa środowiska: jej - woda, jego - ląd. Jak widać, oboje próbują przystosować się do życia, jakie prowadzi partner. 2:55 - smutne. Leżą obok siebie, ale każdy wie, że nie tak powinni (nic nie sugeruję, ANN!). Syrena się załamała. Może nie potrafi żyć z nim bez tego, do czego przyzwyczajona była dotąd. Przecież on na początku wynosząc walizkę i telewizor dał sygnał, że nie umiał się dostosować do jej warunków. Więc spróbowali związku na jego zasadach - lecz nie zdało to egzaminu.

It's hot as hell, honey in this room.
Sure hope the weather will break soon.
The air is heavy, heavy as a truck.
We need the rain to wash away our bad luck.

"Kochanie, w tym pokoju jest gorąco jak w piekle, miejmy nadzieję, że niedługo będzie załamanie pogody. Powietrze jest ciężkie, ciężkie jak tir, potrzebujemy deszczu, by zmył naszego pecha". Tekst koresponduje z klipem, bo tu też zaczyna się robić niewesoło. Ale zaraz ciśnienie znajdzie ujście: u The Edge'a w gitarze, a u Bono w wokalu. Jak on cudowne się drze. BOSKO. I mamy ten smutny refren, że nie ma innej opcji, że spadnie deszcz, pierdzielnie grom z jasnego nieba i ujdzie z nas to, co siedzi tak długo.
A nasz bohater i bohaterka w klipie musieli się rozstać. On zaniósł ją z powrotem do wody, więc widocznie oboje doszli do wniosku, że nie umieją ze sobą żyć. A szkoda, taka ładna para.
 
Szczerze? Związek przedstawiony w "Electrical Storm" jest świetny. Może to pokręcone, co teraz napisałam, ale tak to odczuwam i biorę pełną odpowiedzialność za swoją decyzję. Bo cholibka... Jak sobie pomyślę, że już atmosfera dramatu narastała i  nagle on ją szarpnął za ramiona, pewnie jeszcze jej krzyknął w twarz, że ją kocha... Jestem tragiczna, wiem. Ale miło, że mogę się tym podzielić z kimś, a Ann niedługo będzie musiała opłacać psychoterapię w klinice doktora Lubicza. Dzięki za uwagę!


Karcia

1 komentarz:

  1. Ann:
    Co do wanny: oni trzymają się pewnie zasady "Oszczędzaj wodę - kąp się z przyjacielem".
    Co do 2:08 - świetnie, przyznaję ci rację.
    A poza tym: nie opłacę ci psychoterapii, bo ja przez ciebie mam podobne myślenie z tym: szarpnie za ramiona, wykrzyczy że kocha ;d najwyzej wylądujemy razem. byle w jednym pomieszczeniu, jesli tak to mogą sobie zabierać klamki i okna. wazne ze bedziemy miec moj telefon i słuchawki.

    OdpowiedzUsuń