środa, 31 sierpnia 2011

Złote Maliny rozdane!

K: Nasi Drodzy Czytelnicy! Tudzież Drogi Czytelniku - żeby nie było, że już myślimy, że czytują nas miliony, a ty jeden wierny odbiorco czytasz, płacisz wysokie rachunki za prąd i masz przez nas wadę wzroku. Ale doceniamy każdą osobę, która poświęci czas naszemu blogaskowi. Dobra, jest sprawa. I to grubsza. Nasz blog miał być o sztuce. Wiadomo, o tym, co wg nas jest sztuką. O tym, co nas rusza. Ale to, co ruszyło nas wieki temu no i dziś powróciło z siłą wodospadu z ubikacji jest... IMPREZA U FORRESTERÓW. Tak, tego historycznego rodu z "Mody Na Sukces". Może ktoś pomysli, że tym samym zmieniamy profil działalności. Ale nie mamy takiego zamiaru. Po prostu, jak to napisała Ann: "tego nie można przemilczeć, nie chcemy tego zabierać do grobu". No i mamy zamiar się z wami podzielić koktajlikiem w przeddzień ślubu... Kogo?! Oczywiście, że Ridge'a Forrestera i Brooke Logan! Musimy wam to przedstawić. Wiadomo. Kicz może być sztuką. Nawet banan czy CocaCola wg Andy'ego Warhola(rym!). Ale niestety... Tutaj poleciał taki kicz, że nawet klipsy z wytartym złotem z Jablonexu tego nie przebijają (klipsy są epickie). Ann napiszże coś, bo ogrom tego, co zamierzamy zaprezentować mnie przytłacza.
A: Ekhm... oczywiście. Oddawaj mikrofon, jeszcze nas nie stać na drugi, bo nie zarabiamy reklamami na blogu. Teraz głos zabierze Ann <odwrót w stronę publiki>. Drodzy czytelnicy, pewnie każdy z was zna słynną rodzinę Forrester'ów z "Mody...". Teraz mamy okazję uczestniczyć w ich spotkaniu rodzinnym, gdzie zamierzano dobrze się bawić. Chociaż jak widać budżet filmu jest tak niski, że nie zapewniono aktorom nawet jednej godziny w Szkole Nauki Tańca Agustin'a Egurroli. Jak zobaczyłam ich ruchy i sztuczną radość - myślałam, że padnę. Mówię wam - odcinek mógłby startować w Wielkim Plebiscycie "Tele Tygodnia" na najbardziej nieudaną imprezę roku. Tym samym Ridge Forrester, znany na Filmwebie jako Ricz, dostałby honorową odznakę jako "Drewniak Roku", "Trapez" lub "Trójkąt".
K: Ale co by nie mówić Ann - "Moda..." to epika. Legenda sceny telewizyjnej. To nie jest jakaś produkcja Televisy, że po 170 odcinkach znika z anteny. Tutaj jest ponad sześciotysięczna epopeja, saga czy tam po prostu tasiemiec. I postaci, które są już legendarne, chociażby Ridge, o którym już wspomniałaś czy pan Eryk. Ann, a przypomnijmy, że w tym fragmencie nie uczestniczy jednak piastująca w tym serialu tron królowej Stephanie...
A: Tak, niestety zabrakło tu Stefy. A któż z nas nie chciałby zobaczyć Stephanie wywijającej w bamboszach, oliwkowej garsonie z przypiętą brochą, która od ciągłego wywijania przez Eryka spada wprost pod stopy par roześmianych, tudzież Brooke i Ridge'a. No cóż... nie zobaczyliśmy jej na imprezie rodzinnej, ale może skusi się na występ w kolejnej edycji Tańca Z Gwiazdami, tańcząc rumbę z Maserakiem.
K: Tak, a proszę wspomnij jeszcze o jej legendarnych pantalonach! Nie mogą zostać pominięte!
A: Chodzi ci o te słynne pantalony nożyczek Ridge'a Forrester'a, które powstały w Domu Mody Forrester Creations i odgrywają główną rolę w jej szafie? Jak można byłoby o nich zapomnieć!
K: Chyba po jako takim wprowadzeniu, możemy przejść do fragmentu, prawda?
A: Jak najbardziej. PANIE I PANOWIE, zapraszamy na imprezę. Ridge stawia! <fanfary>

                                                                                 źródło: youtube.com

0:06 Eryk (pseud. Stary) wyciąga rękę wskazując na Ridge'a
K: Jakby miał luzacko powiedzieć: It's you, son!
A: Bardziej: Zajumał mi moją byłą żonę, brać go!

0:10 Sztuczne "wow" Brooke
A: Tak, jakby weszła tu nie wiedząc o tym, że przygotowała przyjęcie.
K: A nie byłabyś zaskoczona, gdybyś zorganizowała sobie przyjęcie niespodziankę? Musiałabyś udawać przed sobą, żeby sobie nie zepsuć imprezy.
A: Zauważ, że nawet lektor tego nie przetłumaczył. Pewnie był w zbyt dużym szoku i musiał zbierać się z podłogi. Albo mu pomogli.
K: Albo miał problemy z przetłumaczeniem "wow". Może siedział w słownikach do rana.

0:26 Brooke: "Zawsze chciałam być twoją żoną"
K: Zauważ, że potem jeszcze pokazała na Ridge'a. Wskazała na niego, żeby cała reszta facetów w tym pomieszczeniu, z którymi łączyły ją zażyłe stosunki nie pomyślała, że to do nich.
A: Swoją drogą powiedziała to tak, jakby w życiu nie była jego żoną. A który to już ślub na ich koncie? Łącznie z tymi unieważnionymi... to ósmy.

0:33 Brooke: "... dogadzać ci"
A: Wiadomo w jaki sposób... Oprócz jej matki nikt się nie ucieszył, nawet Ridge, bo i tak miał ją na skinienie palca.
K:
Mnie zabiła reakcja całej reszty na "dogadzanie". Wiesz, takie trochę uhahanie, bo nie wypada się źle bawić. Ale też niefajnie śmiać się z każdej bzdury!

0:40 Czym się ubawił Thorne?
K: Chyba trzymał go jeszcze śmiech z "dogadzania".
A: Ja myślę, że śmiał się z wypowiedzi Brooke "Do końca naszych dni" - chyba nawet Thorne nie jest na tyle głupi, żeby w to uwierzyć.

0:45 Ridge: "Chcemy zobaczyć, jak tańczycie."
A: Amerykańska wersja Wodeckiego i Tyszkiewicz.
K: Się śmiej! Zrobili casting na wieczorku zapoznawczym przed ślubem. Trzeba sprawdzić kogo nie kamerować, żeby źle nie wypadło. Jak się potem okaże - Thorne'a. A właściwie: ta taśma musiałaby się skończyć po toaście weselnym.

0:51 Ridge: "... and swiiiing"
K: Ann, uważasz, że liczba "i" w słowie "swing" jest wystarczająca?
A: Myślę, że trafiłaś idealnie. Zwróć uwagę na minę Brooke. Coś jak "imprezę czas zacząć", wstęga przecięta, szampan rzucony o statek, a jaki efekt - okaże się za chwilę.

0:55 Taniec Ridge'a
K: No i mamy pierwszy efekt - lekko szokujący. Jak Ridge mówił "swing" - nie żartował.

0:57 Thorne - część pierwsza
A: Czyli "przyczajony tygrys, ukryty smok" .
K: Impreza się zaczęła, to Thorne machając ramionami i zwiniętymi w pięści dłońmi podszedł luzackim, bujającym krokiem do Jackie. A potem zobaczmy reakcję Jackie, jak zrozumiała, że Thorne ją CHYBA tym sposobem prosi do tańca: "Oh no...". I tu mamy dwie interpretacje: zapewne wg scenarzystów miało to być coś typu: "Nie umiem tańczyć, nie lubię, błagam nie róbmy scen" - ale to dziwne zważywszy, że zaprasza ją Thorne, który jak widać lubi, ale mu nie wychodzi! Druga interpretacja: "Oh no..." (w domyśle: Matko, jak mnie rodzina w TV zobaczy, kiedy nie rozumiem ruchów tego gościa...)

0:58 Thomas i stopniowe wygięcie
A: Stopniowe, bo go chyba coś w krzyżu strzyknęło. Albo sobie pomyślał: "E tam, na pewno mnie nie kamerują, mogę zaszaleć." No niestety Thomas, wlazłeś na wizję.
K: I zauważmy, że trochę mu nie wyszło, zniosło go lekko do tyłu.

1:02 Dominick i Katie tańczą wolnego do szybkiego
A: Bo u nich co innego gra.
K: Chyba jakiś Szopenowski nokturn.

1:03 Wracamy do Thorne'a
A: Oj tak. Powrót w wielkim stylu. Thorne zgubił kroki, chociaż w sumie nie mógł zgubić, bo ich nie miał.
K: Wiesz, na razie możemy myśleć, że Thorne się po prostu jeszcze nie rozgrzał! Spięty, wiesz... może powtarzali tę scenę i się bał, że to przez niego. Co jest zresztą bardzo prawdopodobne. Ale jak widać - zaniechali ulepszania.
A: Tak to tańczy mój tata po pijaku, tyle że jemu jeszcze koszula ze spodni wychodzi. A jako, że u Forresterów impreza dopiero się zaczęła, bo ciągle leci ta sama melodia, ruchy Thorne'a są niczym nieuzasadnione.

1:07 Spójrzmy na dwie postacie: Ridge i Thomas (widać, od kogo Thomas uczył się tańczyć)

1:07 twist Thorne'a
A: Kolejny, który bierze przykład z Ridge'a. Nawet się z tym nie kryje, bo non stop się gapi w jego stronę. K: Ann, wiesz co? Im bardziej on się rozkręca - tym bardziej myślę, że on już się rozgrzał i nie ma co dawać mu na to czasu.

1:15 Stary i Felicia
K: Chyba usłyszeli melodię, która grała u Nick'a i Katie.
A: Albo jak wspomniałaś wcześniej: "Kawiarenki". Ale wiesz... Stary jest już stary. On już nie może sobie pozwolić na różne wygibasy.
K: Jak się potem okaże po fryzurze - mam wątpliwości!

1:15 Thorne solo
A: Nasz mistrz parkietu jak widać idealnie prezentuje się w solówkach. Pewnie powiedział Jackie "Zobacz jak daję czadu sam, bo z tobą mi nie wychodzi. Gubisz rytm".
K: Pozwól, że zacytuję: "nasz mistrz parkietu jak widać idealnie prezentuje się w solówkach". Zabrzmiało to jak: nasz majonez idealnie prezentuje się w sałatkach.

1:15 Ridge z Brooke bujają się za rączkę
A: O tak: Kółko graniaste, cztero kanciaste. Ridge nawet sobie nie zdaje sprawy jak słowo kanciaste do niego pasuje. <hahaha>
K: Ann, daj spokój. No cóż, wiesz, taka jego uroda, urok jego trapezoidalnej części twarzy od załamania kości szczęki po skosie, a potem zakończonej ostrym podbródkiem jako krótsza podstawa.
A: I tu właśnie znaleźliśmy odpowiedź na pytanie: Dlaczego "Drewniak Roku"? Jego by nie można było zrobić z wosku jak Beckham'a lub Jackson'a... Jego trzeba byłoby wyrzeźbić z drewna. Byłby początkiem peletonu, a babki (fanki Ricza) z całego świata jeździłyby robić sobie zdjęcia z drzewem.
K: A on pozowałby, obejmując je gałęzią za ramię.
A: Myślisz, że urwałyby mu listka?
K: Bez komentarza.

1:15 Thomas tańczy za szybko
K: Na momencie 1:15 dzieje się tyle, że ciężko to ogarnąć.
A: Bo on chciał na siłę Steffy zatrzymać. Ona miała go już dość i w końcu, gdy reżyser po raz piąty szepnął "JUŻ!", efektownie powiedziała "STOP".
K: Ale jak zasuwał! U niego grali walca minutowego w 30 sekund! (cytat nie mój)

1:26 Brooke i Ridge, a kulminacja - 1:29 (Brooke nie kuma, o co Ridge'owi chodzi z akcją "Ramię")
K: Brooke sądziła, że się obkręci, ale... Gdzie tam Ridge poszedłby w takie pospólstwo, postanowił zaryzykować, włączyć do programu show coś nowatorskiego.
A: Właśnie, chciał pokazać jej nowy krok. Wiesz, no Ridge to światowy człowiek, jest otwarty na nowości. Chociaż pantalony w dalszym ciągu projektuje.

1:54 Wężowe ruchy Thomas'a
A: Myślał, że włączyli 50 Centa. Jakież było jego zdziwienie, gdy okazało się, że muzyka dobiega z jego MP3.
K: A jakież było zdziwienie MP3 na ruchy Thomas'a!

1:58 Brooke - kobieta szalona
A: No cóż... Kobieta się zmachała. Ale twierdzi, że nie jest zmęczona.
K: Ale spójrz jak się ubawiła! Aż ją Ridge siłą z parkietu musiał ściągać! A w ogóle się na to nie zapowiadało.
A: Musieli pogadać o ważnych sprawach... Wiesz: on nie widzi Phoebe, a ona Rick'a. Normalnie taki dramat, że odpuścili sobie jeden taniec. A mogła być taka piękna rumba...

2:17 Thorne nadal w swoim świecie, więc Jackie obraca się sama
A: Bo on właśnie pewnie też zauważył, że nie ma Rick'a i Phoebe. On chyba w ogóle myśli, że tańczy sam, coś mi się zdaje. A Jackie tylko się ociera, bo chce przejść.
K: Jackie chyba trochę za bardzo się wczuła. Aż jej ramiączko z sukienki spadło. Ale oczywiście: Thorne jej go nie założył, bo już miał w swojej głowie wizję siebie jako Travolty.

3:26 Bridget nie bardzo wyszła akcja z ręką, więc ręka poszła we włosy

4:03 Bujanie Thomas'a
K: Się chłopak nie może zdecydować - czy falka w lewo, czy w prawo. Na 4:08 uciekła mu stopa.
A: Thomas myślami jest na Hawajach. Dajcie mu ukulele, koszulę w kwiaty i wieniec na szyję.

4:10 No i kolejna ofiara Thorne'a: Felicia
K: Felka, nie szukaj rytmu, bo Thorne i tak ci na to nie pozwoli.

4:14 Brooke wykończyła Ridge'a
A: Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że Ridge zwraca się do kobiety, z którą nazajutrz po raz ósmy weźmie ślub - po nazwisku. LOGAN. Ale u niego to normalne więc, nie dziwmy się. OH BRAK.
K: Niestety nie ma Stefy, żeby mógł powiedzieć: OH MADER.
A: Ani Taylor, żeby mógł wyszeptać OH DAK.

4:42 Ridge: "Za 24 godz. będzie następna najpiękniejsza noc." Ojciec Brooke: "Nic nie słyszałem."
K: Wiesz, starsze pokolenie ma wpisane w kodeks emeryta, że trzeba się zawstydzić kiedy młodzież żartuje, szczególnie na takie tematy.
A: Może on nadal myśli, że jego córka ma 18 lat i wychodzi za mąż coraz pierwszy. Nie doczytał scenariusza, albo nie umie odczytać hieroglifów.

5:59 Thomas, cóż za nonszalancka poza!
K: Pewnie zaraz przyjdzie Stary i okrzyczy wnuka, że nie szanuje tapicerki na kanapie.
A: A zobacz jak podnosił kieliszek. Wraz z podnoszeniem, opuszczał głowę. Może myślał, że w ten sposób napije sie szybciej.
K: Tak, że uzyska szybszy kontakt z winem.
A: To raczej był spad, pewnie zasypiał. Wiesz cały dzień kręcenia jednej sceny przez taneczne umiejętności Thorne'a może człowieka wymęczyć.

6:09 Fryzura pana Eric'a
A: Czyli artystyczne pokrycie łysiny z przodu włosami ze środka głowy.
K: Bardziej
 dowód na to, że Stefa czaiła się gdzieś na balkonie na tle malowniczej tapety z widokiem na L.A. nocą.

7:02 Dlaczego Thorne stoi?!
K: A nie, przepraszam. Po głębszej analizie tej sceny: on tańczy, tylko tego nie pokazuje.
A: Przynajmniej złapał rytm stojąc w miejscu. Ma pewność, że go nie zgubi.

8:52 Thorne wymiata
K: Zastanawia mnie... Co on ma z tymi ramionami... zgięte w stawie łokciowym pod kątem 90 stopni i barki w górę i w dół.
A: Kazali tańczyć to tańczy. Ale widać, że już się trochę zmęczył.
K: Wiesz, że jak to napisałaś, jakimś cudem usłyszałam dźwięk twojego głosu szczególnie w słowie: zmęczył i aż mi się go żal zrobiło.

8:56 Ridge w tle
K: Ridge'owi przestało zależeć. Tylko zgina się w kolanach, ramiona swobodnie wzdłuż ciała.
A: Kółko graniaste 2. Chyba mu się zebrało na wspomnienia młodości.

9:36 UWAGA! Przemowa mistrza tańca!
K: Czy tam zawsze na ważnym wydarzeniu musi być przemowa?!
A: A jak się wszyscy śmiać zaczęli na zdanie "Za Ridge'a i Brook". Nawet oni wiedzą, że nie pierwsze nie ostatnie.
K: Ale zastanawia mnie, co jest w tym zabawnego. A może oni śmieli się z nieprzetłumaczonego na polski: "yeah". Cholera! Stanisław Olejniczak dał ciała. Nie przeczytał tego w tłumaczeniu. A pewnie to była cała pointa. I potem: "Śledziłem wasze losy od zarania dziejów". Czyli od momentu, w którym Ridge wynalazł koło. Albo kiedy Brudnowłosi ukradli szampon.

9:58 Szczerość Thorne'a
A: "Wypijmy za najwspanialszy romans w rodzinie, która nie stroni od romansów" - trochę pocisnął, ale reszta tego nie zauważyła.
K: Ale zobacz, że nikt się nie śmiał. A właśnie tutaj wg mnie powinni najbardziej.

10:08 Brooke wodzi kieliszkiem w powietrzu
K: Ona jest bardziej wstawiona niż to się może wydawać. Nie zauważyła, że Thorne stoi dwa metry od niej.
A: Bo ten kieliszek jej opada w rytm wypowiadanego "thank - you"
K: Ale po co się tak starała śmigać kieliszkiem do rytmu. Przecież Thorne i tak nie zauważył.

10:14 Niski budżet
A: Dla Felicii nie starczyło kieliszka i musiała pić sok malinowy Paola ze szklanki.
K: Bardziej z miseczki do kompotu. Ann! Bo ona pewnie pije PONCZ! Przecież to arystokracja... Co my tutaj z takiej Polski wiemy o ich zwyczajach. Pewnie w USA pić herbatę z wazonu to popularny trend!

10:18 STARY
A: Przyjrzyjcie się jaką zrobił minę, gdy okazało się, że to nie szampan tylko zwykła zbyt mocna herbata. W dodatku bez cukru.
K: On tu zrobił klasyczną minę Bohdana Łazuki.

K: Jest jeszcze coś. Coś bardziej wspaniałego niż impreza u Forrester'ów. Fragment koncertu, w którym brali udział "aktorzy" "Mody Na Sukces". Skupia się on na Starym. Otóż wyszedł on na scenę w swoim epickim beżowym bezrękawniku, a panie na widowni z istnym młodzieńczym zapałem jęły go oklaskiwać, podniósł się raban, chaos... Coś takiego mógł wzbudzić w płci żeńskiej jedynie Eric. Wykonał on piosenkę GLENN'A MEDERIOS'A pt. "Nothing's Gonna Change My Love For You". Ann, kontynuuj, za duże emocje...
A: Aż mi się dłonie spociły z tych emocji. Erykowi pewnie też z racji tego w jakim uścisku trzyma w ręce mikrofon, co możemy zauważyć już na samym początku, dokładnie od 0:22, a potem od 1:19. Widać, że zgarnęli go prosto z planu 4682 odcinka "Mody...", zdążyli zapytać czy zna tę piosenkę, on im na to "pi razy drzwi", dali mu mikrofon, wylazł tak jak stał i zaczął... "If I had to live my life without you near me, klhdanda (tu zapomniał tekstu, nagle szybkie: "empty", po czym równie szybkie "thank you", by zmieścić się w wersie). Karcia, może opowiedz coś o wybitnej choreografii....
K: Ależ z największą, szczerą wręcz ochotą. Popatrzmy na moment 0:55 - następuje podniesienie ramienia (niestety Eric stoi tyłem, więc się tego domyślamy), wędruje ono stopniowo w górę i nagle na 0:57 mamy wyciągniętą w przód rękę i znak "stop" wykonany płaską dłonią, skierowaną wewnętrzną stroną do odbiorcy - czujecie tę dramaturgię? Przeanalizujmy 1:41: Eric wodzi ramieniem po nieboskłonie (pewnie widzi tam Stefę), a cóż za wyraz twarzy, natchniony artysta, Michał Anioł rzeźbiący Dawida. Lecz dalej... Eric zniszczył tę atmosferę... Ann, proszę opowiedz o momencie 2:08, bo zawiodłam się na Starym.
A: O tak, na 2:08 Eric dowiedział się, że nie tylko on zna tę piosenkę i już ucieszony, że jakby co, żeeee jaaakby była kolejna wpadka, to go babki uratują. A jakie przy tym gibanie... i ta ręka... Najpierw płaska ale pewnie przypomniał sobie, że to już dziś prezentował, więc w ruch poszedł palec. Jednak pewnie stwierdził, że nie chce być touch przez jakąś babkę (bo jak wiadomo Eric gustuje w młodszych), więc schował palec i w ogóle całą rękę, żeby go nie korciło, nie rzucając podejrzeń. 2:42 - CHANGE i zachęta Eric'a do powstania. Coś jak "proszę wstać, Sąd idzie", ale tutaj było to nieme. Szkoda tylko, że nikt nie wstał, nie złapał się za ręce i nie gibał... Publika odebrała Eric'owi możliwości krzyknięcia "Sopot, jesteście zajebiści".
K: Może i nie było łapania za ręce... Ale spójrz na moment 2:51! Tam już rączki poszły w górę, mamy biesiadę, ławę piwną, zaraz ktoś przyniesie swojskie ogórki i wino pędzone cichaczem w piwnicy.
A: Czy to już nawiązanie do Juana Pabla? Ale chwileczkę, skoro już mowa o mężczyznach... MAMY NA SALI RODZYNKA! 3:40 - człowiek w czerwonej koszuli czy czymś... Pozdrowienia dla grona męskiej widowni!
K: Wiecie co... Ja się zastanawiam do dziś czy to na pewno jest facet. Nie wiem! Może ja ślepa jestem, -3 w jednym oku, ale nie mam tej pewności! Na 2:51 mamy zbliżenie... I ono nie rozwiewa moich wątpliwości.
A: Jeśli to kobieta to nie nasza wina, że wygląda jak chłop.
K: Tak... I tym optymistycznym akcentem, można zakończyć naszą notkę. Z wybrzeży Madagaskaru żegnają się z Państwem: Karcia...
A: I pozdrawiająca prosto z grzbietu żyrafy... - Ann. Oglądajcie nas w kolejnym odcinku. Do zobaczenia.

Link do występu Erysia:


Ann i Karcia

środa, 24 sierpnia 2011

Cinderella - Rockowy Kopciuszek

Dziwne? Oksymoron? Rockowy Kopciuszek - też się z tego śmiałam swego czasu. Że co, że zamiast z miotłą w domu macochy lata z gitarą, a zamiast nosić zgrzebne szare sukienki i fartuszek - nosi skórzane spodnie, kowbojki i cekiny? O i znowu! Cekiny. Ale w rocku cekiny są dopuszczalne. Przecież to Rock N' Roll - tu człowiek się wyraża jak tylko chce. A właśnie jest taka nisza jak glam rock - i tam wszyscy androgyniczni tudzież zakręceni wykonawcy znajdują schronienie! I "glam" to jest prześwietne określenie. A trzeba być prawdziwym facetem, żeby mieć odwagę przebrać się za kobietę - jak to powiedział Michael Monroe z Hanoi Rocks. Tapir, różowa szminka i czarna kredka do oczu - taki niezbędnik glam rockowca swego czasu robił wrażenie na dziewczynach... Na mnie robi nadal! Bo widać, że taki facet nie boi się niczego, skoro walnie włosy na blond, a powieki obsypie brokatem.
Oto zdjęcie, (jak widać okładka zbioru teledysków, a chłopaki zatrzymani w tym kadrze wyglądają wspaniale) wyciągnięte z przepastnych stronic rodzinnego albumu (proszę werble... panie Zdzisiu werble! Znowu zasnął, no nic, trzeba sobie poradzić bez wielkiego wejścia):


                                źródło: http://www.miomusik.com/cinderella/rocked_wired_blused_the_greatest_video_hits_DVD_large.jpg
Pierwszy z naszej lewej: Eric Brittingham, basista; jak widać - świetne włosy, ogólnie prezentuje się fantastycznie. Podczas występu Cinderelli na festiwalu w Moskwie ze względu na złe samopoczucie, spowodowane 38-stopniową gorączką (co wyczytałam w komentarzu na YT), Pan Wokalista przyspieszał tempo piosenki (co również przeczytałam), a Pan Basista - świetnie pokiwał głową i westchnął, jakby miał powiedzieć: chłopie, mleko z czosnkiem pić pod pierzyną, a nie robić z kilkuminutowego utworu 30-sekundowy jingiel reklamowy. To było cudowne!
Kolejny osobnik: Pan Tom Kiefer:> Ekhm... czyli Pan Wokalista, Pan Gitarzysta i Pan Od Fortepianu - nie strojenia, lecz śmigania na klawiszach. Dobry Boże, co on miał za geny, że dały mu taką buziuchnę, w szczególności usta. Miał na co nakładać błyszczyk o smaku cytrynowym, nie powiem. O włosach nie wspomnę, bo zabijają z miejsca. Pewnie ręki w tych puklach nie mógł znaleźć tydzień. I jak widać na zdjęciu - mordercze kowbojki.
Dalej! Jeff LaBar, gitarzysta. On miał coś w sobie z Gene Simmons'a czy Paul'a Stanley'a z KISS, tylko bez makijażu. Podobnie jak koledzy - rewelacyjna fryzura i świetne całuski (rękawiczki), jakie zaaplikował na dłonie podczas cyknięcia tej fotki.
Ostatni z grupy: Fred Coury, perkusista. Jak się okazało - zastąpił swego czasu Steven'a Adler'a, kiedy ten miał kontuzjowaną rękę na stanowisku bębniarza Guns N' Roses, więc może do mnie mówić na "ty". 

Teraz utwór, z którym po raz pierwszy zetknęłam się oglądając film "Zapaśnik". Wrestler Ram jechał samochodem, a z radia snuło się "Don't Know What You Got Till It's Gone", chyba największy przebój Kopciuszka. A o Cinderelli i tej piosence przypomniał mi Kev! Tak ten sam, Kev Richardson z BSB, kiedy oglądałam kulisy kręcenia klipu do piosenki "Just Want You To Know". "Don't Know..." powinnam chyba zafundować osobną notkę, ale spróbuję streścić wszystko, co chcę wyrazić tutaj.

 źródłohttp://www.youtube.com/                  
                        
Na początek mamy fortepian, cudowna linia melodyczna wygrywana na tym instrumencie jest nie do opisania. Jakby ktoś wciskał mi do ucha marcepan i cukier waniliowy. I nagle od 0:15 mamy przygotowanie melodii do zwrotki. Właściwie... Tę piosenkę należałoby rozpatrywać jako całość, bo każdy jej fragment może być refrenem czy zwrotką, a nawet obiema tymi rzeczami jednocześnie. Ale niech będzie, że to zwrotka.
  I can't tell you, baby what went wrong,
  I can't make you feel what you felt so long ago,
  I'll let it show.
Jakie to proste: nie potrafię ci powiedzieć, co poszło źle. Facet nie wie, no może taka już jego konstrukcja, że się nie domyśla, a może naprawdę się zagubił. Drugi wers rzuca o kostkę brukową. "Nie potrafię sprawić byś czuła to, co czułaś tak dawno" - coś wygasło, a on wiadomo - mimo, że pewnie by chciał, nie jest czarodziejem, który machnie peleryną i powie "Expecto patronum", a ona rzuci mu się na szyję.
  I can't give you back what's been hurt.
  Heartaches come and go and all that's left are the words,
  I can't let go.
"Ból serca przychodzi i odchodzi, a to co zostaje to słowa, nie potrafię odpuścić" - i teraz można to rozumieć dwojako: albo, że zostają tylko słowa, które nie ukoją cierpienia, bo ono i tak będzie się pojawiało lub połączmy te wersy: bolało, boli, będzie boleć, ale ja nadal kocham i nie potrafię zrezygnować. Boże, jaka ta piosenka cudowna jest.
Wchodzi gitara i zaczyna się robić poważnie.
  If we take some time to think it over, baby,
  Take some time let me now
  If you really want to go.
Czyli facet proponuje, żeby wszystko na spokojnie przemyśleć. I jeszcze używa wspaniałego słowa "baby", które by mnie skłoniło do zahaczenia w rozważaniach nawet o filozofię antycznej Grecji. "Daj sobie trochę czasu, powiedz, jeśli naprawdę będziesz chciała odejść" - przez słowo "naprawdę" ten fragment wbija w asfalt. Bo widzę gały Tom'a, który pyta: NAPRAWDĘ CHCESZ ODEJŚĆ? Otóż, Tom... NIE!
Wkroczyliśmy w strefę refrenu, a tu gitara pruje równo i świetnie dopełnia się z melodią fortepianu.
  Don't know what you got till it's gone.
  Don't know what it is I did so wrong.
  Now I know what I got is just this song
  And it ain't easy to get back,
  It take so long.
"Nie wiesz, co posiadasz, dopóki tego nie stracisz" - ile razy pojawia się ten motyw w piosenkach, a tylko w Cinderelli mnie naprawdę porusza. "Teraz wiem, że to co posiadam to ta piosenka" - sprawia, że utwór jest jeszcze bardziej dobijający. "I nie jest łatwo się pozbierać, zajmuje to wiele czasu" - jak dobrze, że mamy tu oczywistą oczywistość, co powoduje, że  tekst w "Don't know..." nie jest wydumany i grafomański.
Druga zwrotka - tu już równo rytm wybija perkusja, gitary zatrudnione na stały etat, a fortepian nigdzie nie pobiegł.
  I can't feel the things that cause you pain.
  I can't clear my heart from your love falls like rain,
  Ain't the same.
"Nie umiem czuć tego, co przysporzyłoby ci ból" - zabiło. Tak kocha, że nie umie skrzywdzić jej nawet emocjami. A może... Skoro już się dowiedzieliśmy, że bohaterka nie chce być z podmiotem lirycznym - on spróbuje powstrzymać swoją miłość? "Nie umiem oczyścić mojego serca z twej miłości, która spada jak deszcz" - matko moja miła. No taki cholerny romantyzm...
  I hear you calling far away,
  Tearing through my soul I just can't take another day.
  Who's to blame?
"Słyszę, że wołasz z oddali, przedzierasz się przez moją duszę, nie zniosę kolejnego dnia". Po 1: Ona już nie jest z nim, odwróciła się od jego uczuć, a teraz woła. Albo on ją słyszy cały czas, mimo, że jej już nie ma. Po 2: Słowo "tearing" śpiewane jest przez Tom'a tak, że czujemy jak cierpi, kiedy ona wierci w jego duszy dziurę wiertarką udarową Boscha. "Who's to blame" - widocznie nie można znaleźć winnych, chyba, że to pytanie retoryczne.
Kończy sie drugi refren i...
  Do you wanna see me begging, baby?
  Can't you give me just one more day?
  Can't you see my heart's been dragging lately?
  I've been looking for the words to say.
Się okazało, że chłop nie wytrzymał, wygadał się, poszedł pewnie z bukszpanem pod jej drzwi i zaczął: "Czy chcesz widzieć, jak błagam? Nie możesz dać mi jeszcze jednego dnia?" - On prosi o jeden dzień z nią... Jeden więcej... 24 godziny, za które pewnie dałby się pokroić. "Czy nie widzisz, że moje serce ostatnio się wałęsało, szukałem słów" - no i chyba wyraził to wszystko, co poszukał w słowniku w tym utworze.
Jednym słowem: Cinderella to dobry zespół, na pewno jeszcze wspomnę o innych świetnych utworach tej kapeli, ale ten, który leżał i leży mi nadal na sercu już jest do waszej dyspozycji.

Karcia

"Martrys - Skazani Na Strach". Analiza filmu.

Ostatnio błądząc po kanałach telewizyjnych bez celu, z brzoskwinią w ręku i jej sokiem na brodzie natknęłam się na klatkę (nie schodową, tylko filmową) pewnego filmu, która mnie zaciekawiła na tyle, że odłożyłam pilota i zaczęłam oglądać. Otóż moim oczom ukazała się kobieta stojąca w drzwiach pewnego domu, ubrana cała na czarno z kominiarką na głowie i dubeltówką w ręce, którą zabiła mężczyznę w średnim wieku – jak się okazało, pana domu. W tej chwili pomyślałam sobie „Matko, co za bajka”, ale brnęłam w to dalej. W momencie gdy kobieta z zimną krwią zamordowała jeszcze jego żonę i dwójkę dzieci, postanowiłam sprawdzić co to za film. „Martyrs – skazani na strach”, horror, rok 2008. I pamiętam komentarz mojego taty, który siedział wtedy ze mną w pokoju - ”Boże, co ty oglądasz. Wychodzę”. No i wyszedł, a ja zostałam sama w pokoju z czterdziesto calowym telewizorem, na którym wszystko wyglądało jeszcze straszniej i brzoskwinią w łapie, którą aż odechciało mi się jeść.
Przyznam się szczerze, że na początku nie sądziłam, że film wzbudzi we mnie tak mocne wrażenia. A uwierzcie – wzbudził. Wzbudził na tyle, że do końca następnego dnia miałam jego obrazy w głowie i nie mogłam się pozbierać. Pewnie pomyślicie, że przegięłam, ale…film naprawdę daje do myślenia. Szczególnie w kwestii cierpienia i tego ile zwykły człowiek może wytrzymać. Chyba ważną informacją jest to, że film ten jest oparty na faktach. To może ja już zacznę o nim troszeczkę opowiadać, bo zachowuję się egoistycznie względem tych, którzy go nie widzieli i nie mają pojęcia o czym mówię. A dziwnie tak pisać do siebie samej.
Na początku filmu jesteśmy świadkami sceny, w której widzimy uwięzioną młodą dziewczynkę w jakimś strasznie ciemnym pomieszczeniu. Siedzi na krześle z otworem, przez który bez zbędnego wstawania może załatwić swoje potrzeby fizjologiczne prosto do wiadra znajdującego się pod nim, przykuta łańcuchami. Po chwili zbliża się do niej kobieta, z miską jakiejś obrzydliwej mazi, którą ją karmi. I następuje punkt kulminacyjny ich spotkania, ponieważ dziewczynce jakimś cudem udaję się zbiec z miejsca, w którym była przetrzymywana. Biegnie… biegnie… płacze… woła o pomoc. Kolejne 15 lat swojego życia spędza w zakładzie psychiatrycznym. Mała dziewczynka, która powinna cieszyć się dzieciństwem – jest uważana za obłąkaną tylko dlatego, bo ktoś wyrządził jej tak straszną krzywdę, że nie może się pozbierać. Boi się. Koszmar z przeszłości towarzyszy jej w teraźniejszości, by po piętnastu latach stanąć u progu domu jej oprawców i zamordować ich. Tak, kobieta o której mówiłam na początku – to ona. Biedna „mała” Lucie.
Tym sposobem dokonuje zemsty, ale nawet „wymierzenie sprawiedliwości” nie pozwala jej odzyskać wewnętrznego spokoju. Jak się okazuje, wyzwoleniem z cierpienia jest tylko śmierć, dlatego podcina sobie gardło na oczach swojej przyjaciółki Anne, która towarzyszyła jej w „sprzątnięciu” dokonanej rzezi.
Można byłoby myśleć, że skoro wątek Lucie został zakończony, nic więcej nie może nas zaskoczyć. Otóż nic bardziej złudnego. Wraz z odejściem Lucie, na główny plan przechodzi Anne, która nie wie jeszcze co ją może spotkać, gdy zostanie w tym domu. A moi drodzy – zostaje, co więcej – znajduje tajemnicze przejście w  szafce , które prowadzi do tego samego miejsca, o którym w zakładzie psychiatrycznym opowiadała jej Lucie. Chodząc po korytarzach w pewnym momencie słyszy głosy, jęki, nie jest tu sama. W jednym z pomieszczeń znajduje wychudzoną, poranioną kobietę z kołem metalowym na głowie zasłaniającym jej oczy. Uwalnia ją i wyciąga z tego obrzydliwego miejsca na górę, gdzie ją uspokaja i pielęgnuje. Sceną tragiczną, obrzydliwą i drastyczną jest scena, w której zaczyna ściągać jej z głowy to COŚ. Jako, że śruby były wbite aż do czaszki, krew się leje, kobieta krzyczy a my musimy to oglądać. W sumie nie musimy, bo możemy albo wyłączyć, przełączyć na jakiś ciekawszy kanał typu Mango, lub zasłonic oczy, ale poco. Jedyne co wtedy pomyślałam to zdanie: „Chyba wolałabym umrzeć”. Pewnie myślicie – O CO TU CHODZI, ja też tak myślałam. Zachodziłam w głowe do momentu, gdy do domu wkroczyli ludzie, mordując kobietę z lochów, a Anne do nich zabierając. W kolejnej scenie poznajemy kobietę, którą ja pieszczotliwie nazywam Babcią (bo ma jakieś 70 lat i turban na głowie). Wyjaśnia Anne cel organizacji, która torturuje młode dziewczyny. SEKTA, cholerna sekta, która ma zamiar z ludzi zrobić męczenników, by ich wyzwolić. Anne staje się ich kolejną ofiarą i może wybrać jedną z dwóch dróg: walczyć o swoje i nie poddać się, albo pogodzić się z cierpieniem. Jest bita, poniżana, ale nadal się broni. W końcu uświadamia sobie, że nie ma to najmniejszego sensu i akceptuje ból, któremu jest poddawana. Wie co ją czeka i przechodzi przez to, można byłoby  rzec, z dumą. Już nie płacze, już nie krzyczy. Dlaczego? Być może nawet nie ma na to siły. Jej męka trwała przez dłuższy okres (można to stwierdzić na przykład po bardzo spuchniętej twarzy od ciosów zadawanych przez jednego z członków organizacji) aż w końcu usłyszała wiadomość „Już niedługo, jeszcze tylko jedna próba”. Pewnie myślicie „świeeetnie, niedługą ją wypuszczą”. Wypuszczą? Wiecie co oni jej zrobili? Obdarli ją ze skóry, zostawiając tylko płat skóry twarzy. To było straszne, ten widok… a ona nawet nie płakała. Nawet się nie sprzeciwiała. CHORE. Tak, to jest chore. Ale Babcia w końcu dopięła swego – Anne stała się męczęnnicą, czwartą męczęnnicą przez okres badań trwających 17 lat, ale pierwszą, która zdecydowała się opowiedzieć jej, co czeka ludzi po śmierci. Być może dlatego, by już skończyli krzywdzić inne osoby, by ten koszmar się skończył. Ale nie skończył się, bo Babcia po usłyszeniu „długo oczekiwanej wiadomości” – popełniła samobójstwo. I tu się nasuwa pytanie, na które film nam nie odpowiedział : Dlaczego? Dlaczego się zabiła? Może wiadomość od Anne ją tak ucieszyła, że chciała się znaleźć w lepszym świecie. A może jest odwrotnie: Babcia miała nadzieję, że po śmierci istnieje wspaniałe życie, a tak naprawdę jest odwrotnie i w akcie desperacji – strzeliła sobie w usta, nie wyjawiając nikomu tajemnicy, tym samym pozwalając na kontynuację bestialskich badań.
Film jest kontrowersyjny, nie dla ludzi o słabych nerwach i dużej wrażliwości, bo sceny naprawdę są oszałamiające i drastyczne. Jednak POLECAM. Być może was nie powali, ale zmusi do refleksji. Przez tą recenzję znów mam jeden obraz w głowie : Anne wisząca na łańcuchach, brak skóry, widoczne tylko mięśnie i oczy…miała cudowne, spokojne oczy.

Ann

wtorek, 23 sierpnia 2011

Prince - "Raspberry Beret". Analiza klipu i piosenki.

Za każdym razem, kiedy słyszę tę piosenkę mam ochotę kręcić się dookoła, na jakiejś czerwonej karuzeli z Chupa Chupsem w ręce i kucykami gibającymi się po dwóch przeciwnych stronach głowy. Tzn. nie chcę być Dee Dee. Tzn. blondynką jestem. A niby "blondes have more fun" jak zapewnia naczelna blondynka, przepraszam blondyn - Rod Stewart... A przynajmniej zapewniał, wyginając się w czarnym spandeksie. Co do stwierdzenia Rod'a określającego poziom zabawy wprost proporcjonalny do rozjaśnienia włosów - nie sądzę, nie zauważyłam, nie zależy mi. Ale zdanie fajne. Zabawne. ;d
Wracając do Prince'a - właściwie, jakże mogłam w notce o Księciuniu (z bajki;d, a on był blondynem;d, a co mówił Rod?;d) wspomnieć o innym wokaliście, tak się względem Prince'a nie robi. A może! Właśnie tak! Bo przecież Prince nie udostępnia nam swej twórczości na YT. Może by nie chciał też być wspomniany przeze mnie. Takie jest życie, taki jest Prince.
A no właśnie. Taki jest Prince. Mimo, że jest Primadonną....przepraszam ARTYSTĄ (jeszcze gorzej), to trzeba przyznać: ten facet jest Sztuką samą w sobie. On by o margarynie napisał taką piosenkę, która by nas uniosła aż do chmur... Cloud... I już się znowu śmieję, no! Bo posłuchajcie, a raczej przeczytajcie: w piosence "Raspberry Beret" pojawia się White Cloud - chmurzasta, chmurkowa, cumulusowa, cumulonimbusowa gitara Prince'a. Biała, bialutka, bielusieńka... - czyli nie deszczowa. Wbrew pozorom deszczowa to była na Purple Rain... I też była nią White Cloud... Moja teoria jest chyba do chrzanu. O i kolorystycznie chrzan pasuje.
Tak skaczę po tych tematach, ale jest tyle do opisania! Pierwszy raz "Raspberry..." usłyszałam pod koniec października... jakoś 10-11 rano... rok był... 2008 i weekend z Prince'm na VH1. Właśnie szłam kupić sobie buty... I to dzięki Prince'owi pierwszy raz kupiłam buty na obcasie. Bo skoro Prince może - to co, ja jako dziewczyna chyba tym bardziej! A zresztą utwór "The Most Beautiful Girl in the World" podniósł mnie na duchu. Chyba wyślę Prince'owi z wdzięczności kartkę na święta.
Ale tak mnie zachwycił "Raspberry", że... otrzymałam czerwony berecik w lutym roku 2009. I oczywiście co? Mówię na niego malinowy. Pewnie powinnam mówić truskawkowy, bo maliny nie są czerwone. Ale wtedy Prince musiałby napisać piosenkę Strawberry Beret, a przecież nie będę go fatygować. Ostatnio rozmawialiśmy godzinę przez telefon, ale nie napomknęłam mu o tym pomyśle. Nie zdążyłam. Budzik zadzwonił.;d


Kto słyszy początek giarowy ze mną? Takie plumkanie? Tak, to jest Wendy! Plumka Wendy na gitarze. Wendy - członiki duetu "Wendy & Lisa" (łatwo się pokapować, która z tego duetu to Wendy, bo to Wendy). Lisa się jeszcze pojawi, ona śmiga na klawiszach. I przyłazi Prince. Dziewczyna w żabocie podaje mu gitarę. I widać, że już tam padła dwa razy i podniosła się sześdziesiąt siedem, kiedy patrzy na Mistrzunia. A Mistrzunio zarzuca takim magicznym boczniakiem, tak czarującym ukośnym uśmiechem odbierając od niej Cloud, że chciałabym mu nawet podawać widelec, żeby sobie dziabnął kiszonego ogórka albo mogłabym mu wymieniać obcasy w butach. Tam bym się namachała... nakleiła... wydała majątek na klej w sztyfcie, taśmę klejącą i przyssawki do okna, w  końcu bym zamontowała rzeczone obcasy i bym dostała taki uśmiech. Albo, co jest bardziej prawdopodobne, mogłabym dostać jedynie szorstkie: "Dzięki" od współpracownika zastępcy współpracownika kierownika odpowiedzialnego za dział obcasów, który podlega menadżerowi całego działu obuwniczego u Prince'a.
Ale dalej! Kto widzi te prześwietne ruchy typu: w dół i nagle w górę i ręce "klask" - rytm, moi drodzy, rytm! I zaczyna się rzeczona melodia... takie preludium do prawdziwego wystrzału z armaty wypełnionej serpentynami i konfetti. Princuś jeszcze zakaszlał... I NAGLE! BUM! Mamy to! Smyczki cudowne i wszyscy w dół i w górę.... WIELKOŚĆ. "I was working part time in a five and dime, my boss was mister McGee" - epika! A McGee to już tak drży, że widzę latające struny głosowe przez szczelny żabot Prince'a. Zwroteczka się snuje, jest fajnie. I nagle: "she walked in through the outdoor, outdoor". - jest spokój, każde słowo ma być chyba usłyszane na Uralu, bo wymowa wyraźna i tego tutaj... I nagle refren! Zmiótł mnie z powierzchni ziemi, jestem na Księżycu, czekam na pomoc. A właściwie nie czekam! "She wore a raspberry beret" - kto opiera piosenkę o część garderoby, jaką jest wełniany tudzież moherowy beret, jak słychać, zakupiony w "second-hand store" (czyli żaden tam Laurencjo Lansero)? Ale kobita zrobiła szał, bo miała beret. Albo miała w sobie tyle uroku, że beret został wyniesiony na ołtarze. Zaczynamy kolejną zwrotkę. "Old man Johnson's farm" - w tym głosie, w tym wokalnym polocie jest fala, która nas unosi nad najwyższą warstwę atmosfery i łapiemy Prince'a za łapkę i sobie z nim latamy. "She" - czyli falsecik, stopniujemy wysokość dźwięku, żeby szczęki nam opadły pod koniec, gdy już wyżej zaśpiewać nie można. Ale falset to Prince'a symbol - jeden z wielu. Drugi raz refren: I przyszła Wendy. Ta dziewczyna też jest tu epicka. Jej miny są zakręcone i czuć, że tak cholernie lubi tworzyć muzykę, że można pogratulować Prince'owi wyboru jej na członkinię jego cyrkowego taboru. Jest tu coś z bohemy - nikt mi nie powie, że nie, całe towarzystwo zebrane w klipie to cholerna awangarda. Wendy z dziwną przepaską na włosach - awangarda, Prince - no comment. A ci, którzy tańczą? Totalnie prześwietna grupa. Styl, klasa... Mimo, że może ktoś uznać to za przegięcie. Nikt tutaj nie boi się skrajności, widać to, no przecież gitarzysta z białą peleryną jest cudowny, gibający się z tą gitarą, w białych spodniach - CZAR! A ten ruch Prince'a?! Bioderkami ósemeczka i podgięcie nogi i wyrzut trwałą. Ah... O, jest Lisa przy białym fortepianie.  I te świetne bajkowe animacje... Normalnie "Piotruś Pan"...
No i skończyło się nam "Raspberry Beret". Prince zabił, dał, oszołomił. I wszystko na temat. Włączacie "Raspberry..." jeszcze raz? Ja sobie właczę. I nie pożałuję.


Karcia

niedziela, 21 sierpnia 2011

Ocena: album Backstreet Boys - "Unbreakeable"

                                            źródło:  http://backstreet-boys.nl/wp-content/uploads/BSB-Unbreakable.jpg

A: Ladies and gentlemen... WITAMY. Nadeszła wiekopomna chwila oceniania kolejnej płyty Backstreet Boys. Dziś w naszym studiu, prosto z odtwarzacza CD krążek "Unbreakable" wydany w 2007 roku. Jest to pierwszy album bez udziału Kevin'a Richardson'a, najstarszego członka grupy, który opuścił ją w roku 2006. Jednak chłopcy nie przestali tworzyć, występować i być kochanymi przez fanów. Także proszę państwa: nie jemy, nie szeleścimy, nie rozmawiamy... Zapraszamy na... Carol, to twoja kwestia... <lol>
K: Dziękuję za głos, Mietku. Drodzy widzowie festiwali w Opolu i Jarocinie oraz festiwalu Smaku, zapraszamy na recenzję albumu "Unbreakeable". Przed państwem, współprowadząca, która rozpocznie dzisiejszą galę: Ann! (oklaski, brawa, krzyki, okazjonalne gwizdy - ale to tylko menele)
A: "Everything But Mine" - **
Dziękuję za oddanie głosu. EKHM. Piosenka "Everything But Mine" - wg Karci tytuł tłumaczy się: "Jesteś wszystkim, tym co moje". Ale już wg tekstowo.pl tytuł oznacza "Jesteś wszystkim ale nie moim" (to jest ten moment, gdy cała sala ryczy ze śmiechu). Tak więc, trzymajmy się wersji Karci. Piosenka... Hmmm... na początku poczułam się jak w kościele. Później się trochę zabawa rozkręciła, ale nie na tyle, żebym mogła zdjąć skarpety i tańczyć na boso. Dobry moment : "you don’t have to be afraid of somebody else’s touch, just gimme a chance to prove, just how you should be loved". Refren jest przyjemny, ale cała reszta mnie nie przekonuje. Więc tylko dwie gwiazdki <mrozikowa> Ostrooo dziś zaczynam.
K: "Everything But Mine" -
*
Ja tam słyszę jakieś plumkanie jak w "Riders On The Storm"! Ale dobra! Ten utwór nie pasuje mi absolutnie. Ja go nie ogarniam! Za dużo się dzieje! Kto im podrasował głosy. Kto był taki mądry. Że jak Bri śpiewa, to ja nie wiem czy to na pewno Brian czy czasem Ruby z "Jetsonów"! Podkład nastawiony na zdobywanie klubów od Wschodniego do Zachodniego Wybrzeża, więc nie jest tym samym skierowany w moje ucho. Dzieje się tu za dużo. Naładowali jak na choinkę, ale nie zauważyli, że za dużo łańcuchów i już drzewko wykrzywione znacznie. A warstwa tekstowa nie zostawia wątpliwości, że ta piosenka jest... niefajna. No niestety.
A: Ale jesteśmy ostre, czuje się jak Pawlowićka. Tylko, że my nie mówimy, że było fajnie, a potem dajemy jedną gwiazdkę.
K: Tak, zgadzam się. Nie jesteśmy też jak Zbyszek Wodecki, który w duecie z włosami daje najmniej 7, mimo, że w tańcu gwiazda zgubiła buty, rytm i partnerkę obracając ją ciut zbyt wiele razy.
"Inconsolable" -
****
No w końcu coś, na czym można "zawiesić ucho". "I close the door" - epika. Wierzcie mi. To jest legenda. "I won't let you walk away tonight without a word" - i tak ma być. "If you were here right now, I swear I'd tell you this" - wspaniale zaśpiewane przez Brian'a, z naciskiem na SWEAR. I zaczyna się refren... Fantastyczny... "Everytime you leave I'm inconsolable". Druga zwrotka - A.J. To starcza za jej opis. Przegenialny głos, interpretacja, żyły na wierzchu, nóż w sercu, kuchenka gazowa w jajecznicy. Howie mi tu coś nie gra zbytnio... I Brian! "Cause, baby..." - i bezwstydnie wyciąga te nuty. I refren pod koniec, czyli kulimnacja emocji i powtarzane za chłopakami "to you" Nick'a i Brian'a. Bardzo dobry utwór.
A: "Inconsolable" -
****
Nigdy nie wiem jak to się pisze... Ale wracając - słyszę "I close the door" i widzę Nick'a w badziewiastym czerwonym sweterku na plaży (na której, jak się potem okazało zza kulis, ledwo co się zmieścił), potem przy "I try to sleep" widzę Brian'a zamkniętego w domu, później A.J.a przed samochodem - szpan musi być i Howie'go opierającego się o mur. Boże, jemu zawszę dadzą najgorszą rolę. Mogliby mu dać chociaż ten głupi lakier do włosów do ręki, to by się chłop mógł przynajmniej pochwalić, że był przed chwilą w Rossmanie... Ale wracając do piosenki : uwielbiam BABY z początku refrenu. To nawet nie jest BABY tylko BAAABY - i to jest właśnie fajne. A potem natłok słów i robi się świetnie, a jeszcze dopełnieniem końcowego refrenu jest rola Nick'a  i Brian'a na zmianę z "to " - uwielbiam to! AAAAAAAAAAAAA
A: "Something That I Already Know" - *****
"Here we are: seven days, and seven nights of empty tries" - A.J. jesteś świetny. Sposób, w jaki to śpiewa potrafi zabić. W sensie pozytywnym. Pewnie myślicie, że nie można zabić, żeby się fajnie zrobiło, ale wierzcie mi - MOŻNA. Doświadczam tego non stop. Wracjąc: REFREN! "Put me out of my misery" - świeeeetne tak samo jak "no you wouldn't have to lie to me if you would only let me go". AAAAAAAAAAA, uwielbiam te momenty! Ale to nie koniec, zwróćcie uwagę na to, jak później chłopcy śpiewają "it's time" (podpowiem: świetnie), a dalej to się dopiero dzieje: miłość, ból, rozpacz. PIOSENKA MEGA. I Brian oczywiście daje.
K: "Something That I Already Know" -
***
Pojawiają się tu dwa słowa, które brzmią wspaniale zarówno w mowie i śpiewie: "ritual" i "habitual". Ale niestety, to kropelka w tej trwającej parę minut piosence. Nudnawa melodia. Szczególnie w zwrotce, bo refren... REFREN TO JEST NORMALNA ZŻYNA z poprzedniego utworu! Zaczęło się i myślę "Inconsolable 2"?! "I don't wanna wait..." - się zgadza... i ta melodia! Nie no, daruję sobie ten utwór. Ale... Nick, chłopie "and it's finally come to this" - powiem, dał. Było to cudowne doświadczenie dla słuchu. Tak... I drugi refren, Nick: "something that I already know!" - o, kurczątko! Świetne! Matko i on dalej ciągnie tę rewelacjyjną sieczkę w ostatnim refrenie. Nick, kocham cię za to. I Brian'a też, jak się okazuje w toku piosenki. Zarobili na trzy gwiazdki. Bo dałabym jedną.
K: "Helpless When She Smiles" -
***
Jest jakaś magia w melodii tego utworu. Fortepian na początku potrafi zaintrygować. Więc słuchamy dalej, czy czasem pan pianista nie wpuścił nas w maliny. "She comes to me and leads me back to paradise" - wg mnie to jest wręcz biblijne, może mi padło na mózg, ale tak czuję. Refren trochę na siłę przebojowy... Ale może być. Nie zabija, ale też nie sprawia, że sami chcemy powybijać autorów. "It hurts so bad, but feels so good" - mówi się trudno żyje się dalej, nawet z tak nieodkrywczym, mało oryginalnym zwrotem. I piosenka się kończy... A kończy się wspaniale. Głosy chłopaków się przeplatają i spokojniutko kończą utwór. I fortepianik, który jest w porządeczku.
A: "Helpless When She Smiles" -
*****
Jak teraz tak patrzę na ten tekst... to stwierdzam, że ta piosenka ma SENS. O MATKO, ma sens. I ma świetną melodię. I ma świetne słowa. REFREN. Refren to jest apogeum, tu się kumuluje cała świetność i puenta piosenki. "I'm a house of cards in a hurricane, a reckless ride in the pouring rain" - cudowne. Facet może być wściekły na kobietę, ona może go ranić, może wbijać mu nóż w serce, ale co z tego skoro on jest "helpless when she smiles". "She's so hard to hold, but I can't let go" - te słowa mówią wszystko. W życiu nie posądziłabym się o to, że dam tej piosence pięć gwiazdek, ale daję z czystym sumieniem! Poza tym muszę wspomnieć, że warto luknąć na teledysk, dokładnie na moment 3:34 a dowiecie się, że Brian potrafi zabić uśmiechem.
A: "Any Other Way" -
 **
Na początku swej skromnej wypowiedzi, chciałabym zaznaczyć, że Nick świetnie śpiewa w pierwszej zwrotce trzy słowa : "day without you" - Carter, postarałeś się. Przyznaj się, do kogo chodziłeś na lekcje dykcji? Emmmm... pomimo głupiej (mówię wprost!) melodii, chłopcy nie zapomnieli, co kręci dziewczyny, a dokładnie - jakie teksty. "A world without you is only wasted space" - przykład jednego z nich. I to, co spodobało mi się szczególnie: "Like we never had a falling out. Like the tears, they never hit the ground. Like you're still here, you're still here". Ale przyznam się szczerze, że piosenka nie wpadła mi w ucho i wątpię w to, że jeszcze kiedyś jej posłucham.
K: "Any Other Way" -
*
Słyszę jakieś smyczki i myślę: to raczej nie to, co chciałam w tym momencie usłyszeć. Nick śpiewa... A.J. śpiewa... Zaczął się refren. Jak widzicie - nie mam żadnego odnośnika do świetności bądź beznadziejności. Eh... Życie. Eh... "Any Other Way". Piosenka nie zachwyca, nie wzrusza, nie pobudza. Kula się nie kręci, światła nie migają, bo odłączyli prąd. Wieje nudą. A tak wieje, że muszę zamknąć okno przyciskiem "STOP".
A: Odłączyli ci prąd? Dobrze, że masz komputer na baterie.
K: Mam, ale muszę kupić jeszcze paczkę paluszków. Duracell, nie cielęcych. Ann: ty się pytasz do kogo Carter chodził na lekcje dykcji? Oczywiście, że do Richardson'a.
A: A no tak... przecież Kev dobry w te klocki, on zawsze miał gadanego w piosenkach. Ah, wiesz..aż się łza w oku kręci nie słysząc głupiego 'This is for the lovers, stricly for the lovers....je."
K: No je, je, Kev ciągle je. On zawsze gdzieś z talerzem! Dla niego to musiała być manna z nieba, kiedy podpisali kontrakt z Burger Kingiem.
A: Tak... Już mu kromka chleba z Turystyczną by nie wystarczyła.
K: "One In A Million" -
*
Kolejna piosenka na tym albumie, którą załączam do akt "Nie Słuchać". Dobrze, by było gdyby została ona opatrzona w studio naklejką "Ściśle Tajne", aby nikt o niej nie wiedział. Nie wiem, mam się do tego bujać, huśtać, kolebać - co autor miał na myśli? Tekst, wiadomo: dziewczyna jest jedna na milion. To w Polsce jest takich około 38. Ale znając życie, BSB śpiewają to do każdej z nas. Taka ich polityka, do której się zdążyłyśmy przyzwyczaić. Ale... dochodzę do wniosku, że słowa nie są fatalne, bo podnoszą na duchu. Jednak wolę coś w stylu "The Most Beautiful Girl In The World".
A: "One In A Million" -
 *
BOŻE! Słyszę jedno głupie słowo "she" i mam wrażenie, że do tej piosenki został nakręcony film erotyczny, teledysk pornograficzny, a do singla rozdawali bananowe prezerwatywy. "Sheeeeeeeeeeeeee" jakieś takie, jakby ktoś miał zaraz w galoty narobić. I to nie byłby zwykły budyń. Ale wracając, bo robi się niesmacznie : śpiewają tu "jesteś jedna na milion", a jakoś im nie wierzę. Raczej jedna  z miliona. BEZNADZIEJA, nie chce mi się tego słuchać. Wyłączyłam i dziękuję za przemiłą podróż dookoła burdelu.
A: "Panic" -
 **
Bałam się, że włączę, a to okaże się być kolejnym gniotem. Niestety, przy pierwszych dźwiękach uznałam, że było się czego bać... Eh... Ale coś mi się podoba! "You're always walking away" jest fajnie zaśpiewane. Poprzez nudę panującą w piosence i szukania jakiegoś dobrego momentu, którego nie znalazłam zauważyłam, że Nick śpiewa don't - dĄĄAt, a śpiewając "panic" na pewno świetnie składa usta. Eh, widzicie, do czego zmusza mnie taka dziwna piosenka? DRAMAT, CHŁOPAKI, JEDNYM SŁOWEM!
K: "Panic" -
*
Nie, no chłopaki! Jak tak dalej pójdzie, to załapię załamanie nerwowe. Kurde, kolejna podobna do reszty dziwnych, nieprzydatnych, wymyślanych na siłę dźwięków. Mamy tu jeden bardzo dobry fragment tekstu: "When the snow hits your skin, the cold don't last forever, but you'll live it again, if you don't let the seasons change". Ale... Możnaby się pokusić o złośliwość, że w TVN Meteo chyba nie robią castingu na prezenterów. Lecz uznajemy tę uwagę za niebyłą i te cztery wersy idą na poczet zalet tej piosenki. Tzn one otwierają listę plusów. I zamykają ją.
K: "You Can Let Go" -
**
Mamy wolny klimat. Gitara akustyczna wybija się z podkładu. Aha, zapomniałam zaznaczyć - z ciągnącego się jak flaki z olejem podkładu. Zero inwencji, zero polotu przy wymyślaniu melodii. Na jedno kopyto. Podobnie jak większość poprzednich utworów. LECZ, tekst: "and there ain't nothing you can do to make me turn away from you" - o kurde! Fantastyczne. I przed ostatnim refrenem pojawia się świetnie zaśpiewany solidarnie przez chłopaków fragment: "baby, baby gonna be alright cause im by your side when the whole world turns against you".  To chyba na tyle z superlatywów. Bo reszta - to kaszanka jest. Bez obrazy dla kaszanki, która smażona ma niezły smak.
A: "You can let go" -
**
Jesssssssssst, w końcu wolniejsza, spokojniejsza piosenka, dosłownie przyjemność dla uszu po poprzednim natłoku dziwacznych dzwieków... Ahhh... "Don't you know that I'm your place to run" - ooooo, słoooodkie... i takie naprawdę A.J.owate, bo pod tymi wszystkimi tatuażami i czarnymi paznokciami (nie od brudu), to naprawdę kochany i wrażliwy facet. Spójrzcie na to: "and there ain't nothing you can do, to make me turn away from you" - czy to nie świetne? Nie ważne co zrobisz, on będzie nadal przy tobie. Mimo tego, że dziękuję tej piosence z całego serca (pora na oklaski) za to, że wyrwała mnie z końca pierwszej części płyty, to... nie zachwyca niestety. A jak mnie coś nie zachwyca, to nawet świetne słowa tu za dużo nie pomogą.
A: "Trouble is" -
*
Cholera jasna no, chłopaki! Gdzie są świtne utwory na miarę "I Want It That Way", "All I Have", nawet tego głupiego "Get Dow"n, który przynajmniej jest epicki. Przy "Trouble Is" nie da rady się ani pośmiać, ani poskakać, ani popłakać, no (piiiiiiiiiiiiiiiiiii). "The trouble is I can’t get her out of my mind" - a mój problem polega na tym, że słuchając takiego gniota nie mogę wyrzucić z pamięci świetnych lat 90., w których byliście gwiazdami. I szkoda, że piosenka nie jest na miarę Mount Everest.
K: "Trouble Is" -
***
Wiecie, co dzieciaki? To jest NIEZŁY kawał piosenki. Cholibka. Może melodia nie innowacyjna, ale dobra! I głos Howie'go bardzo mi się podoba - co jest sporym zaskoczeniem, bo jak się okazało w naszej rozmowie telefonicznej się Howie zdziwił, aż mu się włosy wyprostowały. "How come you never know what you got until it's gone" - nasłuchali się Cinderelli. (Swoją drogą zapraszam do przesłuchania piosenki "Don't Know What You've Got Till It's Gone" - miodzio) I dobrze mi się słucha refrenu. Nie ma morderstwa, pogrzebu, zmartwychwstania i wniebowstąpienia, ale jest nieźle.
K: "Treat Me Right" -
****
Ogłoszenie parafialne: to jest dobra piosenka! W końcu ktoś ruszył tyłek i przyłożył się do roboty! "Star" - A.J. zabiłeś jednym świetnie zaśpiewanym słowem. I słowotok Nick'a jest fantastyczny. Refren - melodia wspaniała. Cholernie rytmiczna. Moje ciało reaguje na każdy dźwięk. Brian - zwrotka należąca do tego człowieka to mistrzostwo. "Oh you got mi twisted, oh you got me twisted, I'm not someone you can just disrespect" i następujące po tym "OOOO" - ah! Cudowne. "How would you feel if you were in my shoes feeling used with your heart bruised" - po 1: widzę Briana na występie, zdejmującego buta i markującego rzut w publiczność, po 2: widzę to posiniaczone serce (to jest widok!), po 3: jest coś w "s" w słowie "bruised", ja w tym "s" słyszę smutek. Słyszę smutek w jednej literze. Tego jeszcze nie grali. Nie podoba mi się jedynie fragment: "You're just no good for me...". Ale "Treat..." to bardzo dobry utwór.
A: "Treat Me Right" -  
****
W koooońcu, nastał cud. Pan zszedł z Królestwa Niebieskiego i mnie zbawił. Dzięki, ooo paaanie składaaaam Ci dzięki... Przegięłam? Może trochę. Co do piosenki: W końcu, po długim wyczekiwaniu -coś normalnego. A.J.owe "baby, you were a star" sprawia, że widzę, dosłownie widzę jak patrzy na dziewczynę i jej to mówi. Ten tekst zastępuje jego standardowe "you're sexy lady". Refen, oooo tak, w refrenie się dzieje. KLASKANIE jest jego świetną częścią. A tuz po refrenie Brianowe "Oh, you got me twisted, oh, you got me twisted, I’m not someone you can just disrespect, ooooooooooooooo" i jest świetnie, czuję się super, Karci włączyli prąd, a ja poczułam ulgę, że chłopcy jeszcze potrafią na tej płycie DAĆ.
A: Love Will Keep You Up All Night -
***
Balladka... sympatyczna, ale trochę wijąca się jak wąż... Trzeba to przyznać. Ale muszę też przyznać, że uwielbiam tu refren. Jak Nick śpiewa "One day you're all alone, the next you're crying on the phone" mam ciary. Dosłownie. Bo on to śpiewa tak, żeeee... chciałby wyrwać dla niej swoje serce i jej dać. I sposób, w jaki śpiewane jest "sweet divine" w refrenie jest świetny. A pod koniec AJ razem z Nickiem dają podczas gdy Bad Boy śpiewa refren, a blondyn bez pozwolenia, na chama (co jest fajne) wtrynia mu się ze swoim "crying, you're crying" za co mogłabym go wycałować, bo wyszło cudnie.
K: "Love Will Keep You Up All Night" -
***
Widzę ten tytuł i czuję, że coś się święci... I słyszę fortepian, który trzyma poziom... Ale kurczę! "I'll just scream it in my mind" - i teraz kto mi powie, do jakiej piosenki ten fragment jest łudząco podobny! Ja sobie przypomnę... Jeszcze zobaczycie. "Because her heart can't lie and even though her face may try" - ładne. Powiem wam, ładne. Refren - nic ciekawego, nie ma szału. Druga zwrotka, A.J: "never enough" i w tle chłopaki powtarzają za nim te dwa słowa - niebo. I już mam kończyć, ale melodię jakiego utworu do złudzenia przypominają dźwięki wspomnianego wyżej wersu! WIEM! MAM! "Happy Xmas (War Is Over)" John'a Lennon'a, wers: "and new one just begun". Kamień mi z serca spadł, bo nie mogłabym zasnąć.
K: "Unmistakable" -
**
Piosenka nie jest fatalna, lecz... to chyba było w zamiarze "Inconsolable 3", skoro "Something That I..." było sequelem. Ale niestety, klapa. Znowu. Już się zdążyłam przyzwyczaić, że na "Unbreakeable" zdarzają się trzydziestometrowe, piękne... lipy. Właściwie baobaby. Wieje nudą. "Before we begin", które śpiewa Nick przed refrenem, jaki ma w planie konstrukcji utworu DAĆ, jest świetne. I "will you be" - także. Jednak, dobrze, że utwór dobiegł końca. Idę zanieść poduszkę i rozkruszyć ropę, żeby otworzyć oko.  
A: "Unmistakable" -
****
Lubię tę piosenkę. Moim zdaniem nadaje się na jesienno-zimowe wieczory, wiecie - bajery typu: deszcz puka w okno, na dworze ciemno jak w piwnicy, spaść można nawet z jednego schodka, a piosenka leeeeci ze swoim "anytime, anywhere, any place". Eh, "There'll come a day when you walk out of my dreams" - refren zaczyna się smutno... Przynajmniej ja to tak odbieram, bo w połączeniu z "face to face" wiemy, że piosenka opowiada o tym, co pewnie każdego z nas spotyka. Wyobrażamy sobie kogoś tak swietnego, że tylko taki ktoś może być w naszym umyśle, a potem czekamy na niego i czekamy... "How will I know your voice, when you haven't said a word?" - świetne. I uwielbiam powtórzenie wersu before we begin". Swoją droga na jesienno-zimowe wieczory przydałby się facet, siedzielibyśmy przy kominku, z winkiem, w rozciągniętych swetrach... ah, rozmarzyłam się.
A: "Unsuspecting Sunday Afternoon" -
 *
Kolejna ballada, ale o wiele gorsza. Jeden wers, który mi naprawdę przypadł do gustu (nie tylko dlatego, że akurat śpiewany przez pewnego niebieskookiego blondaska) to "Strange how easy it is, letting go. And I miss your face". Ale cała reszta....melodia DZIWNA (znowu!), mam wrażenie, że chłopaków tak zmęczyła ta płyta, że przy tej piosence zaraz padną i zaczną natychmiastowe, grupowe odsypianie. Wiem coś o tym, bo czuję się tak samo. Spać, spać, spaaaaaać.
K: "Unsuspecting Sunday Afternoon" -
*
Tytuł jakiś w temacie lat 60. / 70. Jakoś tak mi się skojarzyło. Może z "Pleasant Valley Sunday"? Wróćmy. "The kind of pain that never hurts, the one you hate to love is made for you" - cholera jasna, cukierek. W warstwie tekstowej. Pod względem muzyki - o matko, kolejny fatal. Wychodzę stąd, wysiadam na stacji, opuszczam pokład.
A: Ocena albumu "Unbreakeable" - ***
Zdziwiłam się, że średnia ocen wyszła trzy gwiazdki, spodziewałam się dwóch. Ale niewiele brakowało, bo to jest naprawdę bardzo słaba trójeczka. Powiem krótko: NIE POLECAM. Mimo tego, że było kilka dobrych utworów, zostały one przyćmione zupełnie przez gnioty, przez które teraz boli mnie głowa. Chłopcy nie postarali się, może powodem tego jest to, że chcieli zrobić "coś nowego", pójść w innym kierunku... Jednak marnie to wyszło i lepiej radzę zawrócić. Littrell, Carter, McLean i Dorough ! - w tył zwrot, lewa, prawa, lewa, prawa... Ufff, powiem wam: zmęczyłam się tą płytą. Przestawia ona całkiem innych Backstreetów, nie tych, z którymi znałam się od bachora.
Jak w każdej notce, czas na jakąś propozycję muzyczną z mojej strony. I dzisiaj będzie to "Helpless When She Smiles", bo zakochałam się w tej piosence. Ją akurat mogę z czystym sumieniem polecić.


K: Ocena albumu "Unbreakeable" - **
Cholera jasna, dwie gwiazdki. DWIE GWIAZDKI! HALO! Backstreeci... Jak mogliście nawtykać tyle gniotów na jeden krążek. Ja nie wiem. Dobrze, że to nie Pen Drive o pojemności 4 GB, bo bym chyba popełniła rytualne samobójstwo, słysząc kolejne podobne do siebie utwory, które nijak mają się do waszych muzycznych skarbów. No, ale dobre i to, że na tak rozpaczliwie ciemnym tle tego albumu, łatwo można dostrzec pięknie świecące gwiazdki.
Polecam Wam przesłuchać piosenkę "Inconsolable". Posłuchajcie wyścigów B-Roka i Nick'a w kwestii "to you".
http://toofik.wrzuta.pl/audio/816hO42UrQw/backstreet_boys_-_inconsolable


Ann i Karcia

13.09 - Czeeeść... Bo wiecie, ekhm, taka sprawa jest, że... uuuuuufffff... stało się, no stało się, przegięłam. Bo tłumaczenie tytułu "Everything But Mine", czyli to, po czym cała widownia spadła z krzeseł i sturlała się pod scenę, nie licząc się z tym, że ktoś wpada na sąsiada i maże go hot dogiem z keczupem raz... Autor tłumaczenia na tekstowo.pl przetłumaczył to prawidłowo. To ja jestem nie halo. Ten człowiek zasługuje na moje szczere przeprosiny. Kimkolwiek jesteś - łączę się z tobą siłą kosmosu i wybacz, że naraziłam cię na nieprzyjemności. No i jeszcze Ann powołała się na moją wersję, co już dodało oliwy do ognia, gwoździa do trumny i wody do włączonej suszarki. Dziękuję za uwagę, jeszcze raz - odwaliłam dramat.

Karcia

środa, 17 sierpnia 2011

Ocena: album Backstreet Boys - "Never Gone"

                                              źródło: http://ecx.images-amazon.com/images/I/51i8hCS8BTL.jpg






K: I nadszedł ten wyjątkowy, specjalny, można by napisać Bożonarodzeniowy czas, by napisać kolejną notkę. Dziś recenzja kolejnego, szóstego albumu Backstreet Boys - "Never Gone", wydanego w roku 2005 po trzyletnim urlopie, jaki zafundował sobie zespół. I bardzo dobrze, że wrócili, bo zapewne niektórzy w owym czasie się stęsknili, a inni - uznali, że to już stare dziady i najwyższy czas by stali się eksponatami muzealnymi (czyli swego czasu ja - przegięłam!). Album zadedykowany został zmarłemu ojcu Kev'a. I rzeczywiście - utwory wiele mówią o wspomnieniach, utracie, tęsknocie, nadziei. Liryka na "Never Gone" szaleje jak halny po Tatrach - jak widać u mnie jak zefirek w parku, cienko z tym. Zaczynamy!
A: Jak ładnie napisałaś, ale z tymi starymi prykami rzeczywiście przegięłaś. Idź do księdza Juana Pabla, wyznaj ten grzech i błagaj o wybaczenie. "Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina", padnij na kolana, wiesz tam, artystyczne darcie koszuli, ryk...
K: Pójdę do Juana Pabla, tylko żebym Osvaldo w kościele nie spotkała. Jeszcze mnie złapie za rękę, powie: "Jesteś taka niewinna nie zmieniaj się" i cały nastrój do spowiedzi pryśnie, a właściwie odpryśnie jak jego odżywka do paznokci albo zejdzie jak jego henna. Do czytelników: proszę nam wybaczyć, "Triumf miłości" rzucił się na mózg.
A: Ważne, żebyś nie spotkała Larry'ego, bo jak zobaczysz rozlaną purpurę jego ust, nie pryśnie jedynie chęć spowiedzi, ale w ogóle chodzenia do kościoła. Wtedy staniesz się satanistką, chociaż pewnie nie bedziesz jeździła tramwajem nr 18, nie będą cię nazywać Mrocznym Księciem Podziemia, ani nie zasiejesz w tramwaju owsa, prosa czy też żyta... Ale może już zacznijmy, bo zbyt osobiście się zrobiło.

"Incomplete" - ****
Ekhm... tak - pierwsza piosenka z płyty i mamy okazję usłyszeć "innych" Backstreetów. Trzy lata przerwy rzeczywiście zrobiły swoje, wrócili dojrzalsi, głosy również poddane zostały pewnym modyfikacjom. A.J. - śpiewa i widzę go jadącego samochodem, w swoim podkoszulku, okularach i zaroście... "Where I’m going is anybody’s guess" - epickość na zwieńczenie zwrotki, a zaraz po tym proszę państwa, kochany przez wszystkie nastolatki, doprowadzjący do łez nawet ich matki, blondwłosy, niebieskooki Nick Carter z gładką gębą ze swoim "I’ve tried to go on like I never knew you". Lubię tę piosenkę. Zwracam uwagę na moment, na który zawsze czekam - 2:58 "I've trieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeed" <dynks>.
K: "Incomplete" - ***
"Empty spaces fill me up with holes" - od początku słychać, że coś wisi w powietrzu. Właściwie słychać to już po fortepianie na samym starcie utworu. Się Kev postarał, nie powiem. I cios z niespodziewanej strony, refren zdzielił nas równo słowami: "I tried to go on like I never knew you" - nie da się, ale chyba najgorzej próbować zapomnieć, bo się człowiek nastara, napoci, krwią obryzga siebie i wszystkich dookoła - a efekt jest odwrotnie proporcjonalny do zamierzeń.  "But without you all I'm going to be is incomplete" - chłopcy też doszli do tego wniosku. "I can seem to let you go, I don't wanna make you face this world alone" - cudowne. Cóż więcej trzeba. Jednak trzy gwiazdki, gdyż ponieważ zabiło, ale nie spowodowało, że zmartwychwstałam i wtedy zabiło ponownie. Co ja dziś piszę?!
K: "Just Want You To Know" - *****
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! Kocham tę piosenkę. Jak bananowo-czekoladowe Chupa-Chupsy (nie zabrzmiało snobistycznie? coś jak naleśniki z syropem klonowym? starałam się), jak VH1, jak... Już nie wiem do czego porównać ten utwór! Bo chłopaki tu dali, dali mi kawałek gitar, dali kawałek darcia papy (tej na twarzy, nie z dachu), dali mi tutaj spandeks! i tapir! i długie włosy! i kredkę do oczu! Może nie słychać tego w utworze, ale widać w klipie. Wróćmy do piosenki. Niby taka sielska anielska, ale... "I just want you to know, that I've been fighting to let you go" - jej już nie ma, a on jeszcze walczy, żeby ją wypuścić. Magia. "And deep inside I wish it's me instead. My dreams are empty, from the day, the day you slipped away" - czyli nie mamy do czynienia ze zwykłym odejściem. Bo jak niegdyś przeczytałam "chciałbym żebym to był ja zamiast ciebie" może traktować o śmierci. Faktycznie. Piosenka absolutnie przegenialna.
A: "Just Want You To Know" - ****
Na początku swojej wypowiedzi chciałabym napisać jedną bardzo ważną informację: Nick, wybaczam ci dłubanie w nosie z początku klipu. Chociaż było to DRAMATEM, CHŁOPIE!
Wracając do piosenki: świetna. Niby o tęsknocie, ale przy tym tak bardzo optymistycznie zaśpiewana. "I wish that I could believe that there's a day you'll come back to me" - ja to bym wróciła nawet w nocy... Uwielbiam, gdy od 2:55 Nick tak delikatnie śpiewa refren, podczas gdy już na "nights that never end" daje mocnego kopa, a potem już się samo kręci, łuuuuhuuu jest imprezaaa. Kula się kręci, światła migają, Nick liże starą babę, a A.J. w żółtych śpiochach daje czadu na perkusji - ogólnie super.

A: "Crawling Back To You" - *****
Uwielbiam tę piosenkę... Brianowe: "Everybody knows that I was such a fool" potrafi zabić bez dwóch zdań (szczególnie dlatego, bo on świetnie mówi słowo "fool"). "I know I broke your heart, I didn't mean to break your heart" - zostałam zabita ponownie, ale to oczywiście nie koniec, bo chłopaki tu dawali non stop. O, proszę bardzo, znowu - "Banging on your front door" czy też "Begging for a second chance". ŚWIETNE!! A później, co się dzieje z moim ciałem, gdy A.J. zaczyna refren, a chłopaki do niego dołączają... Piosenka ma świetną tematykę: facet odszedł od kobiety, teraz tego żałuje, czołga się do jej stóp i błaga, by przyjęła go z powrotem. Piękne...
K: "Crawling Back To You" - ***
Ballada przyjemna. Sympatyczna. Nie narzucająca się- bardziej snująca. Ale jakiż refren! "Banging on your front door, my pride spilled on the floor, my hands and knees are bruised and I'm crawling back to you" - no miłość to jest poligon, czołganie itd... Bo w całej instytucji tego uczucia to chyba krwawiące serce jest najfajniejsze, jeszcze takie bijące w ręce, ta krew tam spływa po dłoni, ścieka na asfalt.
A: Ty się chyba za dużo naoglądałaś "Ostatniego Kuszenia Chrystusa", zbyt często wałkowałaś scenę z wyciąganiem serca, albo jeszcze masz w głowie maturę i Pajęczycę.
K: Tak, boję się że kiedyś mnie nawlecze na pajęczynę i będzie na mnie krzyczeć, że mylę książki.
"Weird World" - *

Nie rozumiem trochę koncepcji początkowego: "hey, hey, hey". Utwór jakoś tak... nie wzrusza. Płynie sobie mimo uszu - niestety. Ogólnie jak zaśpiewali "hey hey hey" w refrenie - to jakby ostatnie "hey" przedłużyć, dodać "weaver" - to by się zrobiło "Dream Weaver" Garry'ego Wright'a. Się oglądało te telezakupy Mango, gdzie reklamowali płyty i puszczali piosenki, a co! Najgorsze, że znam tylko dwie linijki "Dream..." <co_jest?>. O i jak widać się rozproszyłam, "Weird World" nie skupił mojej uwagi. 
A: "Weird World" - *
WEIRD - to słowo chyba im się za bardzo wżarło w czasie pisania/komponowania/nagrywania. Bo chyba nie tylko tytułowy "world" jest "weird", ale w ogóle cała piosenka. Jakaś taka, tutaj, tego...dramat. Chłopcy- nie popisaliście się. Oczywiście nie chodzi o to, że macie na siebie gnać z długopisami czy pisakami i się nawzajem naznaczać. Nie podoba mi się melodia, słowa też niezbyt ciekawe... Chociaż doszukałam się kilku fragmentów nawet, nawet, ale nie uratowały piosenki przed jedną gwiazdką: "Never give up and don't let it wear out, your love" - ładne, ale zaśpiewane od trochę od niechcenia. "But don't let them take away your beautiful smile" - beautiful smile, czy mowa tu o panu Carterze? :D
A: "I Still" - *****
Bardzo lubię tę piosenkę. Może to ze względu na to, że nie ma przepychu, jest spokojna (do czasu) i naprawdę czuć tę ich tęsknotę, gdy śpiewają. Brianowe pytania typu "Who are you now?" czy "What do you do?" z pewnością ukazują nam to, że nadal myśli o kobiecie, z którą już nie jest. Poza tym wprost UWIELBIAM Nickowate "just can't let you go" i "you don't even know" - typowy dramat, ale za to jaki! A Refren? Refren jest genialny... "I still need you , I still care about you, I still feel you" - chociaż już nie są razem, chociaż się nie widują on nadal STILL... Eh...
K: "I Still" - ****
I teraz tak: pamiętam swego czasu jak... Jak ta piosenka... Backstreet Boys... Puszczana była... W radio. Ten wstęp taki cholernie charakterystyczny, więc zakodowałam te dźwięki na kilka lat, by teraz móc z tego skorzystać. A najlepsze, że jak słyszałam początek, to od razu przełączałam stację. Byłam co najmniej oszołomem. Teraz wielce nawrócona. Ale tak. "Who are you know, are you still the same or did you change somehow" - Brian, nasz wrażliwiec zaśpiewał to tak spokojnie, a zabolało. I jeszcze lepiej. Kiedyś słuchając wersji na żywo, natknęłam się na komentarz: Zauważcie, że Bri spojrzał na Nick'a i roześmiał się, gdy śpiewał: "And when I'm looking back how we were young and stupid, do you remember that?" - rzeczywiście, to jak powrót do przeszłości, aż się łza w oku kręci. Refren to jest normalnie protest. BSB założyli związki zawodowe i strajkują przeciwko tęsknocie. I rodzyneczek, rodzynka nawet: Kev wyciąga. A wyciaga wysokie "a" jak się dowiedziałam.
A: Zabiłaś mnie zdaniem "Zauważcie, że Bri spojrzał na Nick'a i roześmiał się, gdy śpiewał: "And when I'm looking back how we were young and stupid, do you remember that?" - rzeczywiście, to jak powrót do przeszłości, aż się łza w oku kręci." Czemu ja o tym nic nie wiedziałam?! Matko, oni są wspaniali i nigdy nie zapomną czasów grzyba z odrostem w "As Longu...", katan na "We've Got..." i dziwnych ruchów na "Get Down". I'm gonna cry... ;( buuuu.
K: Ann, aż się wzruszyłam. Ale dopiero po zejściu z anteny można płakać, bo nie po to mamy sztab makijażystów, który dba, żebyśmy jakoś wyglądały pisząc tego bloga, żeby rozmazać sobie tusz, co nie?
A: Fakt, ale trzeba powiedzieć makijażystce, żeby następnym razem nałożyła na nas wodoodporny.
K: Wodoodporny - może od razu usiądźmy w czepku i rękawkach? Weź dmuchanego krokodyla.

"Poster Girl" - ***
Taka niewinna pioseneczka. Pojawia się zwrot "Alphabet City", pewnie jest tam "Alphabet Street" (polecam ten utwór Prince'a, na klipie miał niezłą fryzurę). Wers który mnie ubawił, że bohaterka - Jodie liked "get in elevators, press in emergency stop and make love on the floor till the camera made us" - A.J., chłopaku, musiałeś, nie?! Przylepili mu wers! I jeszcze jeden Princeowy fragment, tym razem w kwestii śpiewania: "She says 'Nothing's forever'". Świetne jest jeszcze: "when you walked - I follow",  "when you left - I cry" - już niekoniecznie. Chyba największą zaletą tej piosenki jest wpadający w ucho refren. STOP! Już się miałam rozłączać... Ale... Trzecie nawiązanie do Prince'a! Uwaga: ostatni refren: "chain reaction taking you day by day" - padam!
A: "Poster Girl" - ***
To taka jakby wcześniejsza wersja "She's A Dream". Tyle, że tam była Shorty, a tutaj - jakaś Jodie. Przyznam się, dopiero co poznałam tę piosenkę. Czytając tekst natknęłam się na "she likes to party in the backseat" i od razu pomyślałam: "no nie, na pewno będzie to śpiewał Carter, bo on lubi takie klimaty!" - przesłuchałam i stwierdziłam, że nie rozpoznaję głosu - jestem dramatem! Wstyd mi. Musiałam poprosić o koło ratunkowe: telefon do eksperta (niestety, telefon do przyjaciela już wycofali) czyli Karci, która twierdzi, że to A.J. Uff, kamień z serca. :D Hmmm... Piosenka średnia. Jednak jest w niej coś ciekawego, może to tekst? Chłopak śpiewa o dziewczynie z plakatu. Maybe ja też ułożę jakąś piosenkę o Nicku? "Bądź moim grzybem, bądź moim słonecznym chłopcem, a obiecuję, że nie zostaniesz słomianym wdowcem" <hahaha>.
A: "Lose It All" - ***
Ciekawa piosenka, przyznaję. "'Cause knowing you are out there breathing" - świetne. I proszę państwa, jest tu zawarta pewna niespodzianka, ponieważ nawet Kev ma tutaj rolę. Tak, tak to nie żart! Druga zwrotka należy do Kevin'a Scott'a Richardson'a urodzonego wg Wikipedii w 1971, a wg Karci i jej jakiegoś tam źródła w 1972 :D . "And if I lose it all there'll be nothing left to lose and I would take the fall" - logiczne, że jeśli się straci wszystko - nic więcej już stracić nie można. Ogólnie, zachwyciło mnie: "heaven will be waiting when I fall into your open arms I believe you'll find me there, you'll find me there". Trzy gwiazdki, bo mają lepsze piosenki.
K: "Lost It All" - **
Marazm. Stagnacja. Nic się nie dzieje. Przynajmniej na początku. Czekam, aż się utwór rozkręci. Emmm... Nadszedł refren i nie ma zabicia, walnięcia, nawet małego zadrapania. Może Kev wprowadzi jakieś małe uczuciowe morderstwo. Jednak nie. Mimo, że pełno tutaj odnośników do oddechu, do zapierania dechu - nie zostałam uduszona. Ale, byłam nieuważna, bo już mi tu Ann wysłała swą recenzję; czytam i się okazało, ze jest tu epicki cytat którym dziś rano się zachwyciłam! "Heaven will be waiting when I fall into your open arms. I believe you'll find me there, you'll find me there"- tak, ten fragment zapracował na solidną gwiazdkę na rzecz całej piosenki.
A: Co ty byś beze mnie zrobiła, jak zwykle byś przegięła. Co ja z tobą mam! <mrozikowa> (czyt. Kamila Mrozik z Mam Talent kładąca w dramatycznym afekcie zwieńczenia swej równie dramatycznej piosenki rekę przed twarzą lub też na czoło)
K: Bo ci zaraz przypomnę jak nie wiedziałaś, czy to głos A.J.a czy Nick'a i się skończy rumakowanie!

K: "Climbing The Walls" - **
"Close your eyes, make a wish" - ktoś ma urodziny i zdmuchuje świeczki. Tak wynika. "This could last forever" - no naprawdę Bri, zaśpiewałeś to z takim żarem i uczuciem, że muszę się ubrać w kożuch i założyć skarpety z owczej wełny. Ten utwór jest niejako bezbarwny.  I... grzechem jest śpiewać nie podcinając sobie żył ani gardła "now I can't let you go, you're a part of me now", czyli chłopcy powinni mieć ten fragment na sumieniu. Ale jakże zaskakujące jest rozwinięcie się A.J.a pod koniec utworu - bardzo dobre tąpnięcie. Słuszne. W końcu. Bo już bym wyjmowała z szafy szal i beret. 
A: "Climbing The Walls" - *****
Początek może i trochę mroczny, jakby ktoś grał w jakiejś ciemnej ulicy między menelami i złodziejami, a ja musiałabym tamtędy przejść. Trochę dramat, ale wszystko ratuje nasz kochany, błogosławony Brian. Uwielbiam, chyba nawet otoczę kultem jego dwa wersy: "yeah, it's coming to get me, you're under my skin" - ufff, aż mi się gorąco zrobiło. Równie świetne, chociaż bardziej delikatne, jest na początku drugiej zwrotki "Take my hand, take my life" - coś jak bierz wszystko, bez ciebie i tak nie ma to znaczenia. Co do refrenu... "You're a part of me now" zabija. Nie wiem jak wy, ale czuję to tak, jakby trzymał mnie za nadgarstek, tam już się siniak robi aż, ale nie pozwala mi odejść bo jestem TYLKO I WYŁĄCZNIE jego. Czyli trochę na chama, co jest świetne. Howie dał tu popis w "it's an illusion..." i tak dalej. "Now I'm climbing the walls cause I miss you" - wspaniałe. Naprawdę wspaniałe...
A: "Beautiful Woman" - **
Boże, gdzie jest człowiek odpowiedzialny za dźwęk?! Dawać mi go tu. To mogłaby być dobra piosenka, ale ta melodia mnie strasznie irytuje... Ekhm, to może przejdźmy do tekstu... "What you do to me every time I hear ya" - taak... Kobieta ma nad facetem pełną władzę, a on - zaślepiony. Pasuje mi, kiedy śpiewają "my beautiful woman". A co myślicie o tym: "I'm so [pauza] in love [pazua] with you!" ? Mnie się podoba, w sumie cały refren jest dobry. Ale cholera no, dźwięk jest beznadziejny. Wkurzyli mnie, aż mi tips odpadł. <foch>
K: "Beautiful Woman" - ***
Matko nie mam pojęcia co w niej jest. Ale... Usłyszłam ją dziś (lepiej późno niż wcale) i bum bach, zabita. Ale zabita wykonaniem na żywo, bo wersja studyjna, cóż... Od początku: jest w niej coś rockowego. Z czasem. Po pierwsza połowa - taka dość chilloutowa, tekst z nie najwyższej półki. "The very time that I was thinking to be your fella" - to taki przykład. Ale refren ma bardzo dobrą melodię i słyszę gitary! Utwór jest niesamowicie rytmiczny: tum tum tum.., ale nie prostacko prosty. Rozwój tej piosenki słychać w drugim refrenie, przyłożenie i dalej idziemy po popowym parku, ale po chwili wskakujemy w rockową kałużę.
K: "Safest Place To Hide" - *****
Pierwszy dźwięk, a serce gdzieś poleciało. Zgaduj zgadula: "It's seems like yesterday when I said 'I do'" - kto śpiewa ten wers? Brawo dla pana w zielonym kapeluszu - B-Rok. Otrzymuje pan zapas pieprzu na 3 lata, nie organizujemy dostaw, więc proszę to jakoś załatwić. "Can you see me? Here I am? I need you like I needed you then." - nie no nie, nie mam po prostu słów. Ja wiem, że to jest może tekst elementarny, ale jak wymowny! I Brian.... WIADOMO. Mój ulubiony fragment: "when I feel like giving up, I climb inside your heart and still find" - moje serce jako Boeing 767 coraz wyżej w chmurach, usmażyłam bociana w silniku. Główny bohater piosenki znajduje"najbezpieczniejsze miejsce, w którym można się skryć". SZOK. I serce wchodzi w turbulencje, gdy A.J. śpiewa: "when this whole world gets too crazy (...) I know you give me sanctuary". Właśnie piosenka się skończyła, serce kołuje... O! Wylądowało.
A: "Safest Place To Hide" - *****

Słuchając już pierwszej zwrotki kto mi powie, że Brian i Leigh to nie jest świetna para?! No nikt mi nie powie. "It seems like yesterday when I said 'I do' and after all this time my heart still burns for you" - czy nie jest świetnie usłyszeć coś takiego od mężczyzny swojego życia, będąc już po ślubie kilka lat? "I know I promised you forever. Is there no stronger word I can use?" - posłużę się tutaj cytatem z "More Than That": "but forever come and gone", jednak ciebie się to Brisiu nie tyczy, zdecydowanie nie. Zabija mnie fragment "Can you see me, here I am" z naciskiem na HERE I AM. Karcia, jak sądzę leżymy obie, umarłyśmy, pochowają nas obok siebie, może być nawet grób rodzinny - idźmy na całość. Niech napiszą na nagrobku "umarły od zbyt dużej dawki sztuki". Matko, kocham BSB!!
K: Wynajmijmy grobowiec. Będziemy robić w nocy imprezy z muzyką BSB. Tylko, niech nas zakopią gdzieś daleko, pod drzewem, bo nie chcemy mieć sąsiadów, którzy przyjdą z pretensjami, że chcą spoczywać w spokoju.
A: O tak i zaprosimy Backstreetów prosto z klipy Everybody. Ja się pobawię w odwijanie mumii, a ty tam sprawdzisz czy bardziej ci się podoba Dr Jekyll czy Mr Hyde
K: Tylko, wiesz. Te bandaże zajodynowane. Się udusisz tam. Aha! I zapytaj Nick'a jak mu malowali oczy w tym klipie. Bo miał świetny make up. Ale ręce już mu tak fatalnie obwiązali, jakby założył rękawiczki z jednym palcem robione na drutach.
A: Nie uduszę bo i tak już będę martwa, więc jak. Ty! Ty się nie czepiaj tak Nick'a i jego bandaży tylko zajmij się przycinaniem paznokci Kevowi, bo jak cie dotknie, to bedziesz miała od razu 10 ran kutych. Chyba, że ci to pasi. Taki perwers.
K: Pożyczy się pilniczek od A.J.a. Ale on to chyba będzie miał inne zajęcie... Się z Blacky poznają w romantycznych okolicznościach - jak będzie nam przynosiła kwiaty na grób. A właściwie do grobowca, do wazonu wstawimy.
A: E tam, po imprezie zamiast wazonu będzie dużo innych naczyń szklanych. Blacky wchodzi, kamera na nią - zbliżenie, tam już łza komputerowa jej ścieka z polika, a w tle piosenka "Chryzantemy złociste w półlitrówce po czystej...."
K: Jakby ci nie wystarczyła sama obecność Carter'a, żeby mieć wizje jak po LSD i być rozanielona. Nick to twoja jedyna używka. I to w aplikacji wielorakiej: ty go wdychasz, wstrzykujesz, łykasz, palisz. Kolejny dowód na to, że narkotyki są do... WIADOMO. Wystarczy znaleźć swojego "Poster Boya", prawda?
A: Mnie to pasi. <zaciesz> A teraz uspokój się, bo mówiąc o Carterze, temperatura ciała wynosi 42 stopnie, a przed nami "Siberia", więc nie wypada. Muszę ubrać skarpety wełniane, czapkę, szal 2-metrowy, kożuch i jeszcze nauszniki i ruszamy.
K: Właśnie, drodzy czytelnicy - zapraszamy do Igloo.

A: "Siberia" - ****
Swojego czasu podobała mi się ta piosenka, ale chyba już mi się troche znudziła. Chociaż głos Briana tu wymiata, on jest taki biedny, taki kochany, a jeszcze jakaś krowa go zostawiła! "When you come back I won't be here she said and gently pulled me near, if you want to talk you can call". Ale Bri, chociaż taki aniołek nie dał sobie w kaszę dmuchać! "I just smiled and said let go of me" - i bardzo dobrze. A.J.... kolego, ty tutaj dajesz.. "In my dreams you are still here like you've always been" - zostawiła go, a on nadal jest jej wierny. Facet zdaje sobie sprawę, że wszystko co do tej pory miał, było kłamstwem. Kochał, ale nie był kochany. "'Cause someone else was on your mind, in your head". Piosenka rozgrzewa, chociaż tytuł trochę odpycha.
K: "Siberia" - ***
Podkład... jest... irytujący... Ale tylko podkład. Dziewczyna odchodzi - on przeżywa. I jeszcze ona się zachowuje dramatycznie fatalnie. "And no, it's not your falt" - no naprawdę, pocieszyłaś chłopa! Dużo to dało. Jak tu napisał, że w sercu jest Syberia, mróz, pewnie już mu nos z zimna odpada. Biedny... "Cause it's all so dark and mysterious when the one you want doesn't want you to" - smutna prawda. W drugiej zwrotce mamy próby pozbierania się po rozstaniu, jak słychać - chybione: "In my dreams you are still here like you've always been" - ciarki...
A: Igloo nam się trochę zawaliło. Bierz wędki, chodźmy nad przerębel.
K: Nie zapomnij o kapelutku wędkarskim z przyczepionymi rybami. Wiesz, można nic nie złowić, ale fason trzeba zachować.
A: Tak, najwyżej usmażymy pangę, którą kupiłyśmy w promocji w Realu. Wiesz 2 kg ryby, w tym 1 kg samej wody.
K: A w wodzie bakterie coli, które też swoje ważą.

K: "Never Gone" - *****
Howie! Jak mogłeś. W najmniej spodziewanym momencie wymruczałeś cicho: "I really miss you, there's something's that I gotta say" - tak się nie robi. Ostrzegaj, jak chcesz rzucać na kolana. Kurde, brnąć dalej w ten utwór? Bo tu naprawdę zarzucę całym tekstem i się skończy! Nie będę cytować każdej linijki: ta świetna, ta też o i tamta z lewej. Bri cholero! "Everything  that's good in me I owe to you" - krew się polała, zadrasnąłeś moje uczucia, rozorałeś, mam pobojowisko w serduchu! "Even though for now we've gotta say goodbye I know you will be forever in my life" - co ja mam napisać niby?! I jeszcze ta melodia! Piszcie dalej takie utwory, to się rzucę z rozpaczy pod pociąg! Tak A.J.! Wyciągaj w drugim refrenie! Dobijaj! Kręć śrubę! No i się posłuchał. Dawać elektrokardiogram, stan przedzawałowy.
A: "Never Gone" - ***
Na koniec została nam tytułowa piosenka. Możemy interpretować ją różnie: do kobiety, do mężczyzny, do kogoś kogo straciliśmy. W przypadku Kevin'a - do taty. Początkowe "I really miss you" - mówi wszystko. "Everything that's good in me I owe to you" - sam Kevin mówił, że gdyby był w połowie takim ojcem, mężem i przyjacielem jak jego ojciec, byłby spełniony. "Deep inside I know you are never gone, never far" - piękne. Słowa naprawdę są cudowne, to nie podlega dyskusji, przynajmniej według mnie samej, ale piosenka trochę się ciągnie.
Karcia, już tyle razy dziś umierałaś, że chyba stałaś się zombie.
K: Tak, zaraz wracam, muszę sobie przyszyć rękę, bo odpadła.
A: Bo to pewnie ta Rączka z "Rodziny Adamms'ów".


Ocena albumu "Never Gone" - ***
Ja nie wiem, jak można nie docenić tej płyty. Większość piosenek jest naprawdę dobra i zasługuje na uznanie. "Backstreet's back, alright!" i to w wielkim stylu. Chociaż dla niektórych to są nadal tylko stare, łysiejące, już pewnie jedną nogą w grobie pryki. I to jest dramat, bo prawdy w tym ani krzty. I chociaż swoim zejściem ze sceny ustąpili miejsca innym artystom i powracając nie udało im się na nowo odbudować świetności, która przypadła im na lata 97-01 - dobrze, że znów tworzą, znów występują, znów śpiewają.
Ode mnie dziś dla was (matko, mam dylemat!)... Hmmm... "I STILL". Bo ta piosenka naprawdę jest świetna, możecie się przekonać.


K: Ocena albumu "Never Gone" - ***
Płyta... momentami zapierająca dech w piersiach. Momentami - mówiąc ogólnie: nie postarano się. Na szczęście elementy fantastyczne zapadają w pamięć bardziej niz te nieudane. Przyznać trzeba: to jest ważna płyta w dorobku BSB. I choć, jak już napisała Ann, chłopcy nie wrócili na Mount Everest - to nic, bo przecież już go kiedyś zdobyli. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki - i nie weszli; twórczość BSB podobnie jak sami Backstreeci dojrzała.
Ja dziś zachęcam do przesłuchania... "Just Want You To Know" (warto obejrzeć klip). Niech bandany  w zebrę, różowe szminki i legginsy będą z wami!


Ann i Karcia