A (do Karci): No i wiesz, jak wzięliśmy tę śmietanę w aerozolu i wyszliśmy ze studia, to pojechaliśmy do niego... Ty wiesz, że do jego domu wchodzi się przez 10 bram, każda strzeżona przez dwóch antyterrorystów i za każdym razem byłam poddawana wykrywaczowi metalu? No, ale w końcu po godzinie doszliśmy na miejsce, otworzył mi drzwi, weszłam pierwsza, zapalił światło, ale okazało się, że nie ma prądu, no i właśnie wteeeedy... (reżyser: Jesteście na wizji!, ja w kamerę <lol> i przez zęby) Potem ci powiem... Ekhm, witamy Państwa w czwartym odcinku programu "Z epiką, liryką i dramatem przez świat".
K: Dziś naszymi gośćmi będą: Brian Littrell z zespołu Backstreet Boys, który da nam wiele rad, dotyczących życia duchowego, zapowiada też, że przekaże nam również pozdrowienia od pewnej osoby - jednak nie chce zdradzić kto to, ale wg tajnych źródeł to osoba bardzo wysoko postawiona w telenowelowych kręgach kościelnych, a także fryzjerskich. Zawita do nas również pan Piotr Bodo - tak przynajmniej brzmi jego ksywa ARTYSTYCZNA, opowie nam o swej niedawno wydanej płycie "Wypchany ptak Bodo" oraz o singlu, w którym udziela się wokalnie Erykah Badu. A w kuchni pichcić nam będzie małżeństwo Bon Jovi czyli John Bongiovi i Richie Sambora (ruszam brwiami). Eh... Wy nie wiecie co się dziś działo u mnie w domu... Myślałam, że zwymiotuję z emocji związanych z goszczeniem kogoś takiego jak Rychu, ale na szczęście zatrzymało się na wysypce na plecach i jęczmieniu pod okiem.
A: Dobrze, że z emocji nie dostałaś pryszczy na twarzy, bo w efekcie - znając ciebie - przyszłabyś w kartonie na głowie jedynie z otworami na oczy... I przestań panikować, błagam cię, przestań panikować, bo wymiętoliłaś sobie cały dół bluzki, a nie zaprosiłyśmy do studia Milagros Exposito i ci tego nie wyprasuje... Czy myślisz, że to już jest ten moment, czy to już jest ten czas, gdy możemy zaprosić do studia naszych gości? (odchyliłam się w stronę obsługi) Panie Mietku, cztery kawy poprosimy i ten sernik niech pan poda co dzisiaj przyniosłyśmy z Karcią.
Pan Mietek wnosi sernik: Ten sernik klawy dość wam wyszedł.
K: No panie Mieciula, kto panu kazał go smakować, przecież to dla gości...
Pan Mietek wnosi kawy: Oj pani, co się pani nerwujeee... Tylko rodzynek spróbowałem, takie ładne, duże wyłaziły z tego oklapłego zakalca, więc...
K (wypchnęłam pana Mietka z kadru, poleciał na dźwiękowca): Pan Mieciu ma takie poczucie humoru, a nie inne, ale jak sądzę nasi widzowie się do tego zdążyli już przyzwyczaić... Zapraszamy Rysia i Jasia!
Pan Mietek: Uuuuuu, jakie panie ładne... Bardzo ładny tapir, moja żona miała taki w 88' na dancingu... (złapał Johna w talii i idzie z nim) Umówi się pani ze mną?
John (mina ;|): Wie pan, raczej nie sądzę... Jest pan zbyt niski, a poza tym spotykałem się już z facetem w waciaku, potrzebowałbym odmiany.
Mietek (nie ustępuje): Ale pani to taka rasowa kobietka... Znam babki z wąsikiem, no ale żeby taki gobelin na klacie...
Richie (wypchnął Miecia biodrem i przerzucił John'owi ramię przez szyję): Ta pani jest już zajęta. (na John'a) Kochanie, mogłabyś przestać dawać mi powody do zazdrości?
John (odepchnął go): Chłopie! Ja jestem poważnym facetem z krwi i kości! Ja się nie uganiam za jakimiś...
Richie (foch): A będziesz jeszcze chciał, żebym ci spryskał tapir lakierem Taft na każdą pogodę, a wtedy takiego wała!
A: Cześć chłopaki, siadajcie! (spojrzałam na Karcię, a ona usiadła dopiero, gdy Richie usiadł, nie odrywając od niego wzroku)
Richie: No cześć, cześć. (już nakłada sernika i do kamery) Mam taki zwyczaj, że zawsze sprawdzam czy atrapy.
John (wepchnął głowę przed Richie'm i do kamery): Korzystając z okazji chciałbym pozdrowić...
Richie (odsunął mu głowę): Tak, tak, wiemy, nie przynudzaj... Dobry ten sernik. (na John'a) Jedz, nie krępuj się, pozwalam. (uśmiech)
John: No skoro nalegasz... (też nakłada) Patrz i nawet kawę nam dali, a nie jak to u Wojewódzkiego - woda z kranu.
Richie: No, albo jak u mojego wujka Zygmunta z Tucholi... Wiesz ile on potrafi herbat zaparzyć z jednej torebki? Ostatnio jak u niego byłem to samą wodę dostałem*.
K (staram się na patrzeć na Rycha, a przynajmniej nie gapić jak sroka w gnat - swoją drogą nawet gnat byłby z Ryśka cudowny - już się zamykam): Co tam u was?
John (popił kawę): A dajcie spokój, dostałem namiar na bardzo dobrego fryzjera od niejakiego Rolanda Pieczkowskiego, który zdążył mi jeszcze prześpiewać swoją wersję "Livin' On A Prayer"...
Richie (je sernik): Takiego pazura w głosie nie słyszałem odkąd Irena Santor zaśpiewała "Już nie ma dzikich plaż".
John: Tak właśnie, wracając do mojej fryzury, ten fryzjer do mnie, że on mi proponuje ścięcie włosów i zostawienie cienkiego warkoczyka przy karku, powiedziałem, że nie jestem w New Kids On The Block, nie mam zamiaru być w przyszłości...
Richie (słodzi kawę): Ale jak ćwiczyłeś ich układ ze "Step By Step" to nie wiedziałem, że ze schodów można tak długo spadać.
John: A dlaczego mnie wtedy nie złapałeś!
Richie: Zbok.
A: John, ja nie wiedziałam, że ty jesteś taki asertywny...
Richie: NO! Nie zapędzałbym się tak z tym stwierdzeniem, jak mnie widzi to od razu ulega. (śmiech)
John (zaczął się bawić jego włosami): Bo ty masz na mnie te swoje sposoby...
Richie (walnął go w łapę): Weź się uspokój, chłopie.
John: Co, już ci się nie podobam? Specjalnie dla ciebie ubrałem dzisiaj legginsy od ADRIANO (przejechał dłonią po udzie).
Richie: No rzeczywiście i już ci oczko poszło.
John (zniewieściałym głosem, walnął go w ramię): Oh, ty zboczuszku, gdzie mi się patrzysz. (obaj w śmiech, spojrzeli na nas) To o czym rozmawialiśmy?
K: O twojej fryzurze, J...
John: A właśnie! (rozsiadł się, rozwalił ramiona na oparciu kanapy, założył nogę na nogę) Powiedziałem: żaden warkoczyk, włosy i tak ledwo odratowałem po tym nieszczęsnym grillu...
Richie: Bo ci mówiłem, że trudno! Stało się! Ann się zakochała w Carterze, a ty nic na to nie poradzisz, choćbyś się spocił, włosy przykleiłyby ci się do czoła, zaśpiewałbyś acapella refren "Livin'...", nawet jeśli byś opuścił spodnie - na Ann nie zrobiłoby to wrażenia, bo na mnie też już nie robi, niestety postarzałeś się. A na klacie masz już zakola.
John: Bo mnie ciągnąłeś za mojego persa!
K: To może z innej beczki: kiedy następna płyta...
John na mnie: W październiku. (na Rycha) Wiesz jak mnie to bolało?!
Richie: No na pewno nie bardziej jak wtedy, kiedy do balsamu dodaliśmy ci octu. Ale przynajmniej już nie masz wszy w gobelinie.
A: Dobra, chłopaki, spokojnie...
John: Wszy na klacie? Dostałem je od ciebie, bo jak ktoś przez granie na gitarze zapomina o myciu głowy przez tydzień...
Richie: To nie był tydzień tylko 6 dni!
A: HALO!
Richie: Teraz przez twoje gorzkie żale będę na Pudelku, a to ty powinieneś tam być, jako posiadacz warstwy pudlowej sierści na torsie.
John: Zazdrościsz, ja wiem, nie raz mi mówiłeś "John, ale ty masz włosy"!
Richie: Taaa, bo już dalszej części czyli "...jak sianokosy" nie słyszałeś. A gdybyś mnie posłuchał i używał olejku na zniszczone końcówki z AVON'u....
A: SPOKÓJ! (obaj na mnie) Możecie nam i naszym widzom zdradzić, co dzisiaj wyczarujecie w kąciku kuchennym?
John i Richie obaj foch, ręce skrzyżowane na klatce, odwróceni do siebie plecami.
John (kątem oka na Rycha): Ale proszę, powiedz!
Richie (odwrócił się do niego): Ale nie, no ty powiedz...
John: Nie, no, ale proszę, teraz mów paplo jedna...
Richie: Nie, nie, nasza zespołowa papuga na pewno powie to lepiej**...
K: EJ! Idźcie robić te pierogi! (do kamery) Będą pierogi.
Richie: Właśnie, ja z chęcią je zrobię sam!
John: Ale ja też umiem i to nawet lepiej, moja babiczka pochodziła z Chrzanowa, więc możesz ze swoimi pierogami z torfu i nawozu azotowego zbierać się z tej kuchni. (wstaje)
Richie (też wstał): No zobaczymy, takich falbanek na pierożkach jak ja na pewno zrobić nie umiesz, za grube palce, trzeba mieć sprawne rączki.
John: Sprawne rączki... Dziwne, że jak gramy w palanta, to masz dziurawe łapy, żeby złapać piłkę.
Richie: Nie moja wina, że ta gra to twoja domena, jak można się zorientować po nazwie.
A (do Karci): Co Richie chce od rąk John'a? Ma bardzo zgrabne palce... NO CO?
K: Skoro Rysiek mówi, że jest coś z nimi nie tak - zapewne ma rację. (na ciebie) Będę wpierdzielać nawet na surowo to ciasto, byle Rychu je robił. (mina :> na Rycha)
Richie: To ja robię z kapustą i grzybami.
John (na ciebie): Ann, nie masz mu za złe? Świństwo ci robi, nie? A wiesz, powiem ci w najgłębszej tajemnicy: on w przedszkolu miał taki fetysz, że kiedy wszyscy robili ludziki z kasztanów, to wtedy on z żołędzi.
A: A to nawet lepiej, ja lubię żołędzie, to znaczy w sumie to jednego, określonego już i przypisanego jako mój własny osobisty, a jest nim Nick Carter w fryzurze na żołędzia. Żółtego żołędzia.
John: Eh, Ann... mógłbym wiele, ale tego czegoś z siebie nie zrobię. (na Richie'go) Co ty robisz? To są grzybki marynowane!
A: O, to dawaj. (zabrałam i jem) Grzyby też lubię. <lol> Znajdźcie sobie jakieś inne, a jak nie będzie, to wyślecie Mietka do sklepu, on już w Realu ma kartę stałego klienta i 1% zniżki na zakupy powyżej 100 zł. Karcia, nie sądzisz, że czas na kolejnego gościa?
K: Musimy? (wychyliłam się i lukam do kuchni) Matko, jaki on jest cudowny... (na ciebie <lol>) Walnął Jaśka łyżką stołową... (do kuchni) Dobrze! Uważaj chochla! (na ciebie <lol>) Zrobił unik. (ty mina :/, więc ja ;|) Ekhm... Co tam dalej? (nijakim głosem) Aaaa, Brian Littrell. (w kamerę) To znaczy Brian "grzywka na żel i niebieskie oczy w 'As Long'u...' oraz jakże przecudnej urody kości policzkowe i taki również uśmiech" Littrell.
Bri (wszedł do studia): Cześć!
K: Siadaj! (usiedliśmy) A może sernika?
Bri: A nie, nie, ja nie mogę, poszczę. Ale coś słodkiego bym zjadł... Poproszę gumę Orbit dla dzieci. Różowa.
K: Aha. Kawy? (już mam nalewać)
Bri: Oj nie, nie, Ojciec Tadeusz nałożyłby na mnie klątwę, a ja muszę być na wiecu poparcia dla Radyjka.
A: To może chociaż herbaty?
Bri: Ale jedynie z cytrynką, bo Ojciec Tadeusz mówił, że kwas z cytryny oczyszcza duszę. (uśmiech)
A: Aha....... Eeeee, panie Mietku, przyniesie pan nam jedną herbatę? Z cytryną?
Bri: Z cukrem nie, bo Leigh powiedziała, że powinienem ograniczać. (noga na nogę) Co tam u was dziewczyny, ładnie tu w studio macie. Ale żadnego krzyżyka nad drzwiami nie widzę...
A: No bo...
Bri: Ale nie tłumacz mi się, dziecko... (wyciąga różaniec) Mam tu dla was coś takiego, poświęcony przez ojca Tadeusza, jest to najszczersza imitacja pereł.
A: Bo te prawdziwe pewnie Tadeusz schował do swojego sejfu...
Bri: Co mówiłaś?
A: Że bardzo ładny.
Bri: No... sam wybierałem. (uśmiech)
K: Co tam u was? Ostatnio był tu Nick... (w tle Ann: Oj był, był...) EKHM! Dziś ty, w szóstym odcinku mamy Kev'a...
Bri: On już ostrzy nożyczki na przycinanie wąsa, a także brzytwę, skalpel, nóż kuchenny.
K: Dlaczego obciąłeś grzywkę? Ja wiem, że tak ni z gruszki ni z pietruszki, ale jednak ten element twej fryzury ukształtował głęboko moje dzieciństwo, a także psychikę w toku dorastania.
Bri: Leigh powiedziała, że nie będzie spać z Kapitanem Caveman'em, któremu tylko nos wystaje zza włosów... A jak mi to powiedziała, już miałem zamawiać dmuchaną maczugę z firmy produkującej przedmioty dmuchane w szwedzkiej korporacji Sroków.
A: Ale przecież ona też zakochała się w tej grzywce.
Bri (westchnął): Pamiętam ten dzień, rok 1997, plan teledysku do "As long...", chcieli mi założyć soczewki kontaktowe kolor Morska Bryza, ale oko mi łzawiło za bardzo, więc podjęli się koloryzacji w Paincie... A Leigh... Już jak widziałem ją na zdjęciach wiedziałem, że jest niesamowita....
A: Tak, a jak do ciebie podeszła, żeby się przywitać, powiedziałeś, że wiesz jak ma na imię... (rozmarzyłam się) No co... Znam tę historię na pamięć.
Bri: Ale wybacz, ja to muszę sam powiedzieć, bo jak wrócę do domu, to mnie zdzieli wałkiem. Jakoś to tam skleicie. (do kamery) I ona do mnie podeszła i przywitała się, a ja jej na to, że wiem jak się nazywa.
A: <lol> Bri...ale to idzie na żywo <lol>
Bri: <lol> Macie pozdrowienia od Juana Pablo <lol>
K: O! A co tam u niego? Właściwie skąd się znacie?!
Bri: Długa historia. Pierwszy raz zetknąłem się z nim, kiedy podpisywał umowę sprzedaży konfesjonału z A.J.em. Potem jeszcze na lewo opychał mu święte obrazki, A.J. był nawet gotowy na kupno 50 ław kościelnych, ale okazało się, że salon mieści jedynie 47. Ale do czego ja zmierzam: otóż, kiedy zobaczyłem tego człowieka, który poszedł do seminarium z własnej woli...
K (cichaczem do kamery): Kazała mu to zrobić Bernarda, jego matka.
Bri: No i ta scena, gdzie zdjął koloratkę, poświęcił się dla córki...
K (cichaczem do kamery): Założył koloratkę po kilku minutach.
Bri: Teraz jesteśmy w stałym kontakcie. Oboje mamy pokaźną kolekcję DVD ze ślubów i chrzcin i często spotykamy się na mszal... Naaa herbacie chciałem rzec! Ojcze Tadeuszu, proszę nie wszczynać krucjaty! Nie może mnie ojciec wykluczyć ze wspólnoty, o proszę... (wyciągnął z kieszeni seledynowy beret i założył go) A jakie profity ze znajomości... Dziewczyny... Nawet na kolędę dostaję obrazki w wersji limitowanej: brokatowe, trójwymiarowe, zdarzyły się nawet dwa ręcznie rysowane kredkami świecowymi oraz jeden malowany na szkle.
A: To rzeczywiście bardzo interesujące... Ale Brian, mamy już na linii pierwszego słuchacza, który chciałby się ciebie poradzić w pewnej kwestii.
Bri: Tak, słucham?
Słuchacz: Szczęść Boże, dzień dobry wszystkim zgromadzonym w studiu i chwała na wysokości Ojcu Niebieskiemu. Panie Brian, moje imię Edward, mam 67 lat i bardzo ucieszyła mnie pana postawa względem Ojca Tadeusza. Wie pan, bo dzisiejsze społeczeństwo nie zdaje sobie sprawy z tego, jaki to jest dobry duszpasterz Kościoła Katolickiego. Ja proszę pana żyję skromnie, próbuję utożsamiać się z Bogiem, ponieważ tak nakazał mi ojciec Tadeusz. Dlatego też co miesiąc połowę swojej renty wysyłam jemu....
Bri: Panie Edwardzie....
Słuchacz: Ale pan mi nie przerywa, panie Littrell... Tak więc, wysyłam jemu, a on mi za to przysyła w podzięce prenumeratę Gościa Niedzielnego. Ale chyba już zaprzestali produkować, bo od roku nic nie wysłał...
K: Panie Edwardzie, dziękujemy bardzo. Mamy już na linii kolejnego słuchacza... Słuchamy panią!
Słuchaczka: Witam Państwa...
Bri: Witam i od razu przypomnę za wróżbitą Maciejem, że dzwoniąc w trakcie porady można od razu dodzwonić się do studia!
Słuchaczka: Chciałam zapytać: przychodzi do mnie jutro ksiądz z wizytą duszpasterską i poproszę o poradę: co podać do jedzenia: sałatkę warzywną, kanapki, czy może koreczki śledziowe?
Bri: Uważam, że najodpowiedniejszy byłby cały obiad: mizeria, ziemniaczki z koperkiem, jakiś schabik, no może kaczka...
Słuchaczka: W tyłkach się poprzewracało! Yyyy... Proszę nie słuchać, to mój małżonek. A te ziemniaki...
Bri: Najlepiej z nasłonecznionych kartoflisk wschodniej Małopolski***.
K: Dziękujemy pani! Brian, przenieś się proszę ze swoim beretem do kącika uduchowionego, a my z Ann przejdziemy do kuchni... Ann! Zostaw tę kawę, chodź już! (ciągnę cię za rękę)
A: No idę, idę... (do kamery) Proszę Państwa, aktualnie z kuchni dobiegają różne hałasy, jakby rzut patelnią o podłogę, a teraz wybrzmiał dźwięk zrzucanego noża. Czyżby działo się coś niepokojącego, czyżbyśmy musieli zadzwonić po Sebastiana Wątrobę i Joannę Czechowską z W11? (lukam w kierunku kuchni) Chyba jednak nie, no chyba, że chcieliby sobie w czasie przerwy zjeść kanapki słuchając "Livin On A Prayer" acapella.
K (pobiegłam do kuchni, wepchnęłam się między John'a a Ryśka): Cześć słońc... Tzn. Richie. (oparłam się łokciami o blat) Jak idzie wyrabianie ciasta?
Richie: Popierniczyły mi się przepisy i najpierw zrobiłem masę solną. Wziąłem więc przepis z tych pierogów, które miałyście w zamrażarce. Niestety nie miałem spulchniacza ani emulgatora ani zapachu identycznego z naturalnym, więc wyszło jak wyszło.
John (smakuje): Ty... ale czegoś mi tutaj brakuje... Jakieś takie... (spojrzał na niego i mieli ciasto) Nie?
Richie (posmakował): Hyyy... (palce do buzi) Zapomniałem dodać farszu.
John: Ty jo! Ty się nadajesz do kuchni!
Richie: No, a ty się nadajesz! Pokaż twoje pierogi! (posmakował)
John: Richie, nie!
Richie: Kuwa... Ostatni raz żarłem plastelinę jak miałem dwa lata!
John: Bo ty robiłeś takie fajne falbanki, a mnie nie wychodziły z ciasta, więc wziąłem, to co dobrze się klei... (rozerwał pieroga) Ale ja mam farsz! Zobacz czerwona plastelina robi za truskawki!
A: John, bardzo ładne pierożki....
Richie: A mnie to już nie pochwalisz!
A: Bo ciebie Karcia może chwalić do końca życia, jeśli byś chciał. (na John'a) Naprawdę bardzo ładna falbanka, a ta truskawka... nawet pestki z brązowej plasteliny.
John: JO?! (luka pod światło) Widocznie plastelina musiała mi się zmieszać ze sobą.
Bri (z kącika): Nie, panie Józefie, nie. Nie mogę pana rozgrzeszyć. No wie pan! Zjedzenie batona przed obiadem to nie jest grzech na jedną Zdrowaśkę! Pozwoli pan, że zaczerpnę rady specjalisty... Halo, ksiądz Tadeusz?
K: Rysiek, ja zjem wszystko co ugotujesz, nawet człowieka, szczura... Złapać jakiegoś?
Richie: Daj spokój... i nie jedz tego, bo się otrujesz. (zabrał mi pieroga z ręki) Ja tu jeszcze ulepszę moją recepturę, a jak nie wyjdzie, to trudno. Zamiast iść z pierogami do ciebie, pójdziemy do baru Pierożek na Toruńskiej.
K: Mnie to pasi <zaciesz>. Oj Rychu, Rychu. Co ja z tobą mam. Idę, bo wiesz... Bodo przyjdzie. Ja bym nie szła, ja bym w tej kuchni z tobą do śmierci została, moglibyśmy nocować w piekarniku albo w tosterze, na polówie, na karniszu, na szafce, na okapie, na blacie nie, bo tu nie wiadomo co się działo, ale np. w... www... w CZYMKOLWIEK!
John: Ja ci dam taki worek po ziemniakach, to się kimniesz w nim...
Richie: Ale ty zabawny jesteś! (na mnie) Polówę to ja mam od wizyty cioci Jadzi, to się świetnie składa. Ta polówa. (śmiech)
John: Moja polówa stoi obok jego, także czasem mu zarzucę rękę przez pas czy...
Richie: Nie kończ! Nie wracajmy do tego, błagam, wiem, pomyliłeś się, sam rano przyznałeś, że jednak nie jestem podobny do twojej żony i nie wiesz jak mogłeś się tak walnąć w ocenie.
K: To ja idę. Papa Rysiu!
Richie: Pożycz kredkę do oczu! Bo widzę, że fajna.
K: Weź sobie z torebki! Za 5,19 z Rossmanna! Ann, zapowiedz Bodzia, co?
A: Przed Państwem w naszym studiu popularny w kręgu własnej rodziny człowiek, który jest ciągłym biegiem, ale nie jest kulą, która się zamknęła - PIOTR BODO! (pusczona melodia jak w "Od przedszkola do Opola", jak wchodziły dzieci, usiedliśmy) Cześć Bodo.
Bodo: Nazywam się Piotr Bodo, tak przynajmniej brzmi moja kswa... artstyczna...
A: <lol> Tak, już to wiemy. Bodo, powiedz nam... jak zmieniło się twoje życie po występie w Idolu, w którym, powiedzmy sobie szczerze: no, nie doceniono twojego wokalu.
Bodo: Włśnie się zstnawiam, czy jury to na pwno była banda błaznów czy może szbciej klaunów. Uważam, że mój wokal wystarczał mi na pewno do tego mrnego programiątka, który znikł z antny, a ja ndal działam, dzięki mojemu ukłdowi choreograficznmu z elementami biegu zaintrsował się mną klb sportwy Bieżnia Suwałki i tam działam, chcą mnie wsłać na olmpiadę zmową w Salt Lake City, wystrtuję w biegu z pochodnią do znicza olmpisjkiego, lecz ja będę nieść pod pachą wpchanego ptaka jako smbol mej wolnści.
A: Czy uważasz, że błędnie cię jurorzy ocenili na castingu?
Bodo: Czy błednie? Oh złotko, nigdy nie zapomnę Kubie tego, że mnie obraził mówiąc, że jestem kulą, która się zamknęła. No dziewczyny, do tego Leszczyński z tekstem w kierunku mojej osoby, że jestem showmanem, Elżunia, że z wokalem dramatycznie. (w kamerę) Radzę kupić lepszy aparat słuchowy, no i na deser Cygan, którego opinia kompletnie mnie nie obchodziła. Tak więc wiecie.... nie ma nad czym rozpaczać, bo oni mają oceniać MNIE? (nachylił się) Dziękuję. (oparł) Ja jestem artystą i za takiego się uważam, nawet za bardzo dobrego artystę, bo taki się stałem podczas poczęcia przez rodziców i taki dorastałem.
K: Opowiedz nam coś o twoim stroju, radziłeś się jakichś stylistów w tej kwestii? Ten łańcuch na włosach tak oryginalny...
Bodo: Łńcuch otrzymałem od Eryki Badu, którą pozdrawiam z tego miejsca bardzo serdecznie, dziękuję, że zgdziła się udzilić wokalnie na mej płycie, którą skądinąd polecam. Wracjąc do mego stroju: ma koszula była dziłem samego Armaniego przynajmniej tak było napisane mazakiem na metce. Ale wracając do tego całego meni... przepraszam.. ŻYRI. Powiedzieli, że jestem ciekawy, interesujący, na pwno mnie zpamiętają... Wtdy pomyślałem o moim kumplu Rolandzie, z którym jestem w stałym kontakcie listowym i pomyślałem: pozbędą się mnie tak jak jego. Więc wyrwało mi się: no. A następnie: no trudno.
A (zaśmiałam się): Przypomnijmy sobie ten występ!
K: Dziś naszymi gośćmi będą: Brian Littrell z zespołu Backstreet Boys, który da nam wiele rad, dotyczących życia duchowego, zapowiada też, że przekaże nam również pozdrowienia od pewnej osoby - jednak nie chce zdradzić kto to, ale wg tajnych źródeł to osoba bardzo wysoko postawiona w telenowelowych kręgach kościelnych, a także fryzjerskich. Zawita do nas również pan Piotr Bodo - tak przynajmniej brzmi jego ksywa ARTYSTYCZNA, opowie nam o swej niedawno wydanej płycie "Wypchany ptak Bodo" oraz o singlu, w którym udziela się wokalnie Erykah Badu. A w kuchni pichcić nam będzie małżeństwo Bon Jovi czyli John Bongiovi i Richie Sambora (ruszam brwiami). Eh... Wy nie wiecie co się dziś działo u mnie w domu... Myślałam, że zwymiotuję z emocji związanych z goszczeniem kogoś takiego jak Rychu, ale na szczęście zatrzymało się na wysypce na plecach i jęczmieniu pod okiem.
A: Dobrze, że z emocji nie dostałaś pryszczy na twarzy, bo w efekcie - znając ciebie - przyszłabyś w kartonie na głowie jedynie z otworami na oczy... I przestań panikować, błagam cię, przestań panikować, bo wymiętoliłaś sobie cały dół bluzki, a nie zaprosiłyśmy do studia Milagros Exposito i ci tego nie wyprasuje... Czy myślisz, że to już jest ten moment, czy to już jest ten czas, gdy możemy zaprosić do studia naszych gości? (odchyliłam się w stronę obsługi) Panie Mietku, cztery kawy poprosimy i ten sernik niech pan poda co dzisiaj przyniosłyśmy z Karcią.
Pan Mietek wnosi sernik: Ten sernik klawy dość wam wyszedł.
K: No panie Mieciula, kto panu kazał go smakować, przecież to dla gości...
Pan Mietek wnosi kawy: Oj pani, co się pani nerwujeee... Tylko rodzynek spróbowałem, takie ładne, duże wyłaziły z tego oklapłego zakalca, więc...
K (wypchnęłam pana Mietka z kadru, poleciał na dźwiękowca): Pan Mieciu ma takie poczucie humoru, a nie inne, ale jak sądzę nasi widzowie się do tego zdążyli już przyzwyczaić... Zapraszamy Rysia i Jasia!
Pan Mietek: Uuuuuu, jakie panie ładne... Bardzo ładny tapir, moja żona miała taki w 88' na dancingu... (złapał Johna w talii i idzie z nim) Umówi się pani ze mną?
John (mina ;|): Wie pan, raczej nie sądzę... Jest pan zbyt niski, a poza tym spotykałem się już z facetem w waciaku, potrzebowałbym odmiany.
Mietek (nie ustępuje): Ale pani to taka rasowa kobietka... Znam babki z wąsikiem, no ale żeby taki gobelin na klacie...
Richie (wypchnął Miecia biodrem i przerzucił John'owi ramię przez szyję): Ta pani jest już zajęta. (na John'a) Kochanie, mogłabyś przestać dawać mi powody do zazdrości?
John (odepchnął go): Chłopie! Ja jestem poważnym facetem z krwi i kości! Ja się nie uganiam za jakimiś...
Richie (foch): A będziesz jeszcze chciał, żebym ci spryskał tapir lakierem Taft na każdą pogodę, a wtedy takiego wała!
A: Cześć chłopaki, siadajcie! (spojrzałam na Karcię, a ona usiadła dopiero, gdy Richie usiadł, nie odrywając od niego wzroku)
Richie: No cześć, cześć. (już nakłada sernika i do kamery) Mam taki zwyczaj, że zawsze sprawdzam czy atrapy.
John (wepchnął głowę przed Richie'm i do kamery): Korzystając z okazji chciałbym pozdrowić...
Richie (odsunął mu głowę): Tak, tak, wiemy, nie przynudzaj... Dobry ten sernik. (na John'a) Jedz, nie krępuj się, pozwalam. (uśmiech)
John: No skoro nalegasz... (też nakłada) Patrz i nawet kawę nam dali, a nie jak to u Wojewódzkiego - woda z kranu.
Richie: No, albo jak u mojego wujka Zygmunta z Tucholi... Wiesz ile on potrafi herbat zaparzyć z jednej torebki? Ostatnio jak u niego byłem to samą wodę dostałem*.
K (staram się na patrzeć na Rycha, a przynajmniej nie gapić jak sroka w gnat - swoją drogą nawet gnat byłby z Ryśka cudowny - już się zamykam): Co tam u was?
John (popił kawę): A dajcie spokój, dostałem namiar na bardzo dobrego fryzjera od niejakiego Rolanda Pieczkowskiego, który zdążył mi jeszcze prześpiewać swoją wersję "Livin' On A Prayer"...
Richie (je sernik): Takiego pazura w głosie nie słyszałem odkąd Irena Santor zaśpiewała "Już nie ma dzikich plaż".
John: Tak właśnie, wracając do mojej fryzury, ten fryzjer do mnie, że on mi proponuje ścięcie włosów i zostawienie cienkiego warkoczyka przy karku, powiedziałem, że nie jestem w New Kids On The Block, nie mam zamiaru być w przyszłości...
Richie (słodzi kawę): Ale jak ćwiczyłeś ich układ ze "Step By Step" to nie wiedziałem, że ze schodów można tak długo spadać.
John: A dlaczego mnie wtedy nie złapałeś!
Richie: Zbok.
A: John, ja nie wiedziałam, że ty jesteś taki asertywny...
Richie: NO! Nie zapędzałbym się tak z tym stwierdzeniem, jak mnie widzi to od razu ulega. (śmiech)
John (zaczął się bawić jego włosami): Bo ty masz na mnie te swoje sposoby...
Richie (walnął go w łapę): Weź się uspokój, chłopie.
John: Co, już ci się nie podobam? Specjalnie dla ciebie ubrałem dzisiaj legginsy od ADRIANO (przejechał dłonią po udzie).
Richie: No rzeczywiście i już ci oczko poszło.
John (zniewieściałym głosem, walnął go w ramię): Oh, ty zboczuszku, gdzie mi się patrzysz. (obaj w śmiech, spojrzeli na nas) To o czym rozmawialiśmy?
K: O twojej fryzurze, J...
John: A właśnie! (rozsiadł się, rozwalił ramiona na oparciu kanapy, założył nogę na nogę) Powiedziałem: żaden warkoczyk, włosy i tak ledwo odratowałem po tym nieszczęsnym grillu...
Richie: Bo ci mówiłem, że trudno! Stało się! Ann się zakochała w Carterze, a ty nic na to nie poradzisz, choćbyś się spocił, włosy przykleiłyby ci się do czoła, zaśpiewałbyś acapella refren "Livin'...", nawet jeśli byś opuścił spodnie - na Ann nie zrobiłoby to wrażenia, bo na mnie też już nie robi, niestety postarzałeś się. A na klacie masz już zakola.
John: Bo mnie ciągnąłeś za mojego persa!
K: To może z innej beczki: kiedy następna płyta...
John na mnie: W październiku. (na Rycha) Wiesz jak mnie to bolało?!
Richie: No na pewno nie bardziej jak wtedy, kiedy do balsamu dodaliśmy ci octu. Ale przynajmniej już nie masz wszy w gobelinie.
A: Dobra, chłopaki, spokojnie...
John: Wszy na klacie? Dostałem je od ciebie, bo jak ktoś przez granie na gitarze zapomina o myciu głowy przez tydzień...
Richie: To nie był tydzień tylko 6 dni!
A: HALO!
Richie: Teraz przez twoje gorzkie żale będę na Pudelku, a to ty powinieneś tam być, jako posiadacz warstwy pudlowej sierści na torsie.
John: Zazdrościsz, ja wiem, nie raz mi mówiłeś "John, ale ty masz włosy"!
Richie: Taaa, bo już dalszej części czyli "...jak sianokosy" nie słyszałeś. A gdybyś mnie posłuchał i używał olejku na zniszczone końcówki z AVON'u....
A: SPOKÓJ! (obaj na mnie) Możecie nam i naszym widzom zdradzić, co dzisiaj wyczarujecie w kąciku kuchennym?
John i Richie obaj foch, ręce skrzyżowane na klatce, odwróceni do siebie plecami.
John (kątem oka na Rycha): Ale proszę, powiedz!
Richie (odwrócił się do niego): Ale nie, no ty powiedz...
John: Nie, no, ale proszę, teraz mów paplo jedna...
Richie: Nie, nie, nasza zespołowa papuga na pewno powie to lepiej**...
K: EJ! Idźcie robić te pierogi! (do kamery) Będą pierogi.
Richie: Właśnie, ja z chęcią je zrobię sam!
John: Ale ja też umiem i to nawet lepiej, moja babiczka pochodziła z Chrzanowa, więc możesz ze swoimi pierogami z torfu i nawozu azotowego zbierać się z tej kuchni. (wstaje)
Richie (też wstał): No zobaczymy, takich falbanek na pierożkach jak ja na pewno zrobić nie umiesz, za grube palce, trzeba mieć sprawne rączki.
John: Sprawne rączki... Dziwne, że jak gramy w palanta, to masz dziurawe łapy, żeby złapać piłkę.
Richie: Nie moja wina, że ta gra to twoja domena, jak można się zorientować po nazwie.
A (do Karci): Co Richie chce od rąk John'a? Ma bardzo zgrabne palce... NO CO?
K: Skoro Rysiek mówi, że jest coś z nimi nie tak - zapewne ma rację. (na ciebie) Będę wpierdzielać nawet na surowo to ciasto, byle Rychu je robił. (mina :> na Rycha)
Richie: To ja robię z kapustą i grzybami.
John (na ciebie): Ann, nie masz mu za złe? Świństwo ci robi, nie? A wiesz, powiem ci w najgłębszej tajemnicy: on w przedszkolu miał taki fetysz, że kiedy wszyscy robili ludziki z kasztanów, to wtedy on z żołędzi.
A: A to nawet lepiej, ja lubię żołędzie, to znaczy w sumie to jednego, określonego już i przypisanego jako mój własny osobisty, a jest nim Nick Carter w fryzurze na żołędzia. Żółtego żołędzia.
John: Eh, Ann... mógłbym wiele, ale tego czegoś z siebie nie zrobię. (na Richie'go) Co ty robisz? To są grzybki marynowane!
A: O, to dawaj. (zabrałam i jem) Grzyby też lubię. <lol> Znajdźcie sobie jakieś inne, a jak nie będzie, to wyślecie Mietka do sklepu, on już w Realu ma kartę stałego klienta i 1% zniżki na zakupy powyżej 100 zł. Karcia, nie sądzisz, że czas na kolejnego gościa?
K: Musimy? (wychyliłam się i lukam do kuchni) Matko, jaki on jest cudowny... (na ciebie <lol>) Walnął Jaśka łyżką stołową... (do kuchni) Dobrze! Uważaj chochla! (na ciebie <lol>) Zrobił unik. (ty mina :/, więc ja ;|) Ekhm... Co tam dalej? (nijakim głosem) Aaaa, Brian Littrell. (w kamerę) To znaczy Brian "grzywka na żel i niebieskie oczy w 'As Long'u...' oraz jakże przecudnej urody kości policzkowe i taki również uśmiech" Littrell.
Bri (wszedł do studia): Cześć!
K: Siadaj! (usiedliśmy) A może sernika?
Bri: A nie, nie, ja nie mogę, poszczę. Ale coś słodkiego bym zjadł... Poproszę gumę Orbit dla dzieci. Różowa.
K: Aha. Kawy? (już mam nalewać)
Bri: Oj nie, nie, Ojciec Tadeusz nałożyłby na mnie klątwę, a ja muszę być na wiecu poparcia dla Radyjka.
A: To może chociaż herbaty?
Bri: Ale jedynie z cytrynką, bo Ojciec Tadeusz mówił, że kwas z cytryny oczyszcza duszę. (uśmiech)
A: Aha....... Eeeee, panie Mietku, przyniesie pan nam jedną herbatę? Z cytryną?
Bri: Z cukrem nie, bo Leigh powiedziała, że powinienem ograniczać. (noga na nogę) Co tam u was dziewczyny, ładnie tu w studio macie. Ale żadnego krzyżyka nad drzwiami nie widzę...
A: No bo...
Bri: Ale nie tłumacz mi się, dziecko... (wyciąga różaniec) Mam tu dla was coś takiego, poświęcony przez ojca Tadeusza, jest to najszczersza imitacja pereł.
A: Bo te prawdziwe pewnie Tadeusz schował do swojego sejfu...
Bri: Co mówiłaś?
A: Że bardzo ładny.
Bri: No... sam wybierałem. (uśmiech)
K: Co tam u was? Ostatnio był tu Nick... (w tle Ann: Oj był, był...) EKHM! Dziś ty, w szóstym odcinku mamy Kev'a...
Bri: On już ostrzy nożyczki na przycinanie wąsa, a także brzytwę, skalpel, nóż kuchenny.
K: Dlaczego obciąłeś grzywkę? Ja wiem, że tak ni z gruszki ni z pietruszki, ale jednak ten element twej fryzury ukształtował głęboko moje dzieciństwo, a także psychikę w toku dorastania.
Bri: Leigh powiedziała, że nie będzie spać z Kapitanem Caveman'em, któremu tylko nos wystaje zza włosów... A jak mi to powiedziała, już miałem zamawiać dmuchaną maczugę z firmy produkującej przedmioty dmuchane w szwedzkiej korporacji Sroków.
A: Ale przecież ona też zakochała się w tej grzywce.
Bri (westchnął): Pamiętam ten dzień, rok 1997, plan teledysku do "As long...", chcieli mi założyć soczewki kontaktowe kolor Morska Bryza, ale oko mi łzawiło za bardzo, więc podjęli się koloryzacji w Paincie... A Leigh... Już jak widziałem ją na zdjęciach wiedziałem, że jest niesamowita....
A: Tak, a jak do ciebie podeszła, żeby się przywitać, powiedziałeś, że wiesz jak ma na imię... (rozmarzyłam się) No co... Znam tę historię na pamięć.
Bri: Ale wybacz, ja to muszę sam powiedzieć, bo jak wrócę do domu, to mnie zdzieli wałkiem. Jakoś to tam skleicie. (do kamery) I ona do mnie podeszła i przywitała się, a ja jej na to, że wiem jak się nazywa.
A: <lol> Bri...ale to idzie na żywo <lol>
Bri: <lol> Macie pozdrowienia od Juana Pablo <lol>
K: O! A co tam u niego? Właściwie skąd się znacie?!
Bri: Długa historia. Pierwszy raz zetknąłem się z nim, kiedy podpisywał umowę sprzedaży konfesjonału z A.J.em. Potem jeszcze na lewo opychał mu święte obrazki, A.J. był nawet gotowy na kupno 50 ław kościelnych, ale okazało się, że salon mieści jedynie 47. Ale do czego ja zmierzam: otóż, kiedy zobaczyłem tego człowieka, który poszedł do seminarium z własnej woli...
K (cichaczem do kamery): Kazała mu to zrobić Bernarda, jego matka.
Bri: No i ta scena, gdzie zdjął koloratkę, poświęcił się dla córki...
K (cichaczem do kamery): Założył koloratkę po kilku minutach.
Bri: Teraz jesteśmy w stałym kontakcie. Oboje mamy pokaźną kolekcję DVD ze ślubów i chrzcin i często spotykamy się na mszal... Naaa herbacie chciałem rzec! Ojcze Tadeuszu, proszę nie wszczynać krucjaty! Nie może mnie ojciec wykluczyć ze wspólnoty, o proszę... (wyciągnął z kieszeni seledynowy beret i założył go) A jakie profity ze znajomości... Dziewczyny... Nawet na kolędę dostaję obrazki w wersji limitowanej: brokatowe, trójwymiarowe, zdarzyły się nawet dwa ręcznie rysowane kredkami świecowymi oraz jeden malowany na szkle.
A: To rzeczywiście bardzo interesujące... Ale Brian, mamy już na linii pierwszego słuchacza, który chciałby się ciebie poradzić w pewnej kwestii.
Bri: Tak, słucham?
Słuchacz: Szczęść Boże, dzień dobry wszystkim zgromadzonym w studiu i chwała na wysokości Ojcu Niebieskiemu. Panie Brian, moje imię Edward, mam 67 lat i bardzo ucieszyła mnie pana postawa względem Ojca Tadeusza. Wie pan, bo dzisiejsze społeczeństwo nie zdaje sobie sprawy z tego, jaki to jest dobry duszpasterz Kościoła Katolickiego. Ja proszę pana żyję skromnie, próbuję utożsamiać się z Bogiem, ponieważ tak nakazał mi ojciec Tadeusz. Dlatego też co miesiąc połowę swojej renty wysyłam jemu....
Bri: Panie Edwardzie....
Słuchacz: Ale pan mi nie przerywa, panie Littrell... Tak więc, wysyłam jemu, a on mi za to przysyła w podzięce prenumeratę Gościa Niedzielnego. Ale chyba już zaprzestali produkować, bo od roku nic nie wysłał...
K: Panie Edwardzie, dziękujemy bardzo. Mamy już na linii kolejnego słuchacza... Słuchamy panią!
Słuchaczka: Witam Państwa...
Bri: Witam i od razu przypomnę za wróżbitą Maciejem, że dzwoniąc w trakcie porady można od razu dodzwonić się do studia!
Słuchaczka: Chciałam zapytać: przychodzi do mnie jutro ksiądz z wizytą duszpasterską i poproszę o poradę: co podać do jedzenia: sałatkę warzywną, kanapki, czy może koreczki śledziowe?
Bri: Uważam, że najodpowiedniejszy byłby cały obiad: mizeria, ziemniaczki z koperkiem, jakiś schabik, no może kaczka...
Słuchaczka: W tyłkach się poprzewracało! Yyyy... Proszę nie słuchać, to mój małżonek. A te ziemniaki...
Bri: Najlepiej z nasłonecznionych kartoflisk wschodniej Małopolski***.
K: Dziękujemy pani! Brian, przenieś się proszę ze swoim beretem do kącika uduchowionego, a my z Ann przejdziemy do kuchni... Ann! Zostaw tę kawę, chodź już! (ciągnę cię za rękę)
A: No idę, idę... (do kamery) Proszę Państwa, aktualnie z kuchni dobiegają różne hałasy, jakby rzut patelnią o podłogę, a teraz wybrzmiał dźwięk zrzucanego noża. Czyżby działo się coś niepokojącego, czyżbyśmy musieli zadzwonić po Sebastiana Wątrobę i Joannę Czechowską z W11? (lukam w kierunku kuchni) Chyba jednak nie, no chyba, że chcieliby sobie w czasie przerwy zjeść kanapki słuchając "Livin On A Prayer" acapella.
K (pobiegłam do kuchni, wepchnęłam się między John'a a Ryśka): Cześć słońc... Tzn. Richie. (oparłam się łokciami o blat) Jak idzie wyrabianie ciasta?
Richie: Popierniczyły mi się przepisy i najpierw zrobiłem masę solną. Wziąłem więc przepis z tych pierogów, które miałyście w zamrażarce. Niestety nie miałem spulchniacza ani emulgatora ani zapachu identycznego z naturalnym, więc wyszło jak wyszło.
John (smakuje): Ty... ale czegoś mi tutaj brakuje... Jakieś takie... (spojrzał na niego i mieli ciasto) Nie?
Richie (posmakował): Hyyy... (palce do buzi) Zapomniałem dodać farszu.
John: Ty jo! Ty się nadajesz do kuchni!
Richie: No, a ty się nadajesz! Pokaż twoje pierogi! (posmakował)
John: Richie, nie!
Richie: Kuwa... Ostatni raz żarłem plastelinę jak miałem dwa lata!
John: Bo ty robiłeś takie fajne falbanki, a mnie nie wychodziły z ciasta, więc wziąłem, to co dobrze się klei... (rozerwał pieroga) Ale ja mam farsz! Zobacz czerwona plastelina robi za truskawki!
A: John, bardzo ładne pierożki....
Richie: A mnie to już nie pochwalisz!
A: Bo ciebie Karcia może chwalić do końca życia, jeśli byś chciał. (na John'a) Naprawdę bardzo ładna falbanka, a ta truskawka... nawet pestki z brązowej plasteliny.
John: JO?! (luka pod światło) Widocznie plastelina musiała mi się zmieszać ze sobą.
Bri (z kącika): Nie, panie Józefie, nie. Nie mogę pana rozgrzeszyć. No wie pan! Zjedzenie batona przed obiadem to nie jest grzech na jedną Zdrowaśkę! Pozwoli pan, że zaczerpnę rady specjalisty... Halo, ksiądz Tadeusz?
K: Rysiek, ja zjem wszystko co ugotujesz, nawet człowieka, szczura... Złapać jakiegoś?
Richie: Daj spokój... i nie jedz tego, bo się otrujesz. (zabrał mi pieroga z ręki) Ja tu jeszcze ulepszę moją recepturę, a jak nie wyjdzie, to trudno. Zamiast iść z pierogami do ciebie, pójdziemy do baru Pierożek na Toruńskiej.
K: Mnie to pasi <zaciesz>. Oj Rychu, Rychu. Co ja z tobą mam. Idę, bo wiesz... Bodo przyjdzie. Ja bym nie szła, ja bym w tej kuchni z tobą do śmierci została, moglibyśmy nocować w piekarniku albo w tosterze, na polówie, na karniszu, na szafce, na okapie, na blacie nie, bo tu nie wiadomo co się działo, ale np. w... www... w CZYMKOLWIEK!
John: Ja ci dam taki worek po ziemniakach, to się kimniesz w nim...
Richie: Ale ty zabawny jesteś! (na mnie) Polówę to ja mam od wizyty cioci Jadzi, to się świetnie składa. Ta polówa. (śmiech)
John: Moja polówa stoi obok jego, także czasem mu zarzucę rękę przez pas czy...
Richie: Nie kończ! Nie wracajmy do tego, błagam, wiem, pomyliłeś się, sam rano przyznałeś, że jednak nie jestem podobny do twojej żony i nie wiesz jak mogłeś się tak walnąć w ocenie.
K: To ja idę. Papa Rysiu!
Richie: Pożycz kredkę do oczu! Bo widzę, że fajna.
K: Weź sobie z torebki! Za 5,19 z Rossmanna! Ann, zapowiedz Bodzia, co?
A: Przed Państwem w naszym studiu popularny w kręgu własnej rodziny człowiek, który jest ciągłym biegiem, ale nie jest kulą, która się zamknęła - PIOTR BODO! (pusczona melodia jak w "Od przedszkola do Opola", jak wchodziły dzieci, usiedliśmy) Cześć Bodo.
Bodo: Nazywam się Piotr Bodo, tak przynajmniej brzmi moja kswa... artstyczna...
A: <lol> Tak, już to wiemy. Bodo, powiedz nam... jak zmieniło się twoje życie po występie w Idolu, w którym, powiedzmy sobie szczerze: no, nie doceniono twojego wokalu.
Bodo: Włśnie się zstnawiam, czy jury to na pwno była banda błaznów czy może szbciej klaunów. Uważam, że mój wokal wystarczał mi na pewno do tego mrnego programiątka, który znikł z antny, a ja ndal działam, dzięki mojemu ukłdowi choreograficznmu z elementami biegu zaintrsował się mną klb sportwy Bieżnia Suwałki i tam działam, chcą mnie wsłać na olmpiadę zmową w Salt Lake City, wystrtuję w biegu z pochodnią do znicza olmpisjkiego, lecz ja będę nieść pod pachą wpchanego ptaka jako smbol mej wolnści.
A: Czy uważasz, że błędnie cię jurorzy ocenili na castingu?
Bodo: Czy błednie? Oh złotko, nigdy nie zapomnę Kubie tego, że mnie obraził mówiąc, że jestem kulą, która się zamknęła. No dziewczyny, do tego Leszczyński z tekstem w kierunku mojej osoby, że jestem showmanem, Elżunia, że z wokalem dramatycznie. (w kamerę) Radzę kupić lepszy aparat słuchowy, no i na deser Cygan, którego opinia kompletnie mnie nie obchodziła. Tak więc wiecie.... nie ma nad czym rozpaczać, bo oni mają oceniać MNIE? (nachylił się) Dziękuję. (oparł) Ja jestem artystą i za takiego się uważam, nawet za bardzo dobrego artystę, bo taki się stałem podczas poczęcia przez rodziców i taki dorastałem.
K: Opowiedz nam coś o twoim stroju, radziłeś się jakichś stylistów w tej kwestii? Ten łańcuch na włosach tak oryginalny...
Bodo: Łńcuch otrzymałem od Eryki Badu, którą pozdrawiam z tego miejsca bardzo serdecznie, dziękuję, że zgdziła się udzilić wokalnie na mej płycie, którą skądinąd polecam. Wracjąc do mego stroju: ma koszula była dziłem samego Armaniego przynajmniej tak było napisane mazakiem na metce. Ale wracając do tego całego meni... przepraszam.. ŻYRI. Powiedzieli, że jestem ciekawy, interesujący, na pwno mnie zpamiętają... Wtdy pomyślałem o moim kumplu Rolandzie, z którym jestem w stałym kontakcie listowym i pomyślałem: pozbędą się mnie tak jak jego. Więc wyrwało mi się: no. A następnie: no trudno.
A (zaśmiałam się): Przypomnijmy sobie ten występ!
źródło: youtube.com
Piotr, dziękujemy ci bardzo za przybycie, życzymy ci sukcesów w branży muzycznej, sportowej, nawet fryzjerskiej.
Bodo: Dzięki, na pewno się przyda, zważając na fakt, że ostatnio nawiązałem kontakt z niejakim Erykiem Forresterem, spodobało mi się jego imię, gdyż jest męskim odpowiednikiem Eryki, którą pozdrawiam jeszcze raz, (macha) no i może coś wyniknie z naszej współpracy.
A (już śmiech na czubku nosa, Karcia, aż zasłoniła usta ręką): Emmm... W tej kwestii więc również życzymy powodzenia. Może jakiś singiel się niedługo ukaże.
Bodo: Nie omieszkam was o tym poinformować.
A (do kamery): A my, proszę Państwa przechodzimy do Przeglądu Prasy. Karcia, jaką tam gazetkę kupiłaś na dzisiaj?
K: A kupiłam ten... Czasopismo "Starożytny Egipt", dawali takie fajne figurki do numeru. (otworzyłam) O patrz: Ridge projektuje diadem dla Kleopatry, a Stary kupił nową piramidę w Beverly Hills, gdzie przeprowadzi się z rodziną. (odłożyłam) Kupiłam również "Fakt" z gazetą. Dawali takie fajne romansidła, tutaj mamy... "Pocałuj mnie, aż zabraknie mi tchu" i w wersji rock n' rollowej "Przywrzyj, aż pierdykną mi płuca". (otworzyłam "Fakt") Patrz: "Jędrula z 'Rodziny Zastępczej' przyłapany na romansowaniu z gosposią Jadzią. O wszystkim dowiedział się nasz tajny informator, który w porozumieniu z naszym pismem dostarcza nam informacji na bieżąco. Jak twierdzi: 'Para była razem na zakupach na straganie, a następnie ukrywała się przed żoną Jędruli, niejaką Alutką, która czytała swe wiersze na głos na środku przejścia dla pieszych'. Spytaliśmy męża Jadzi, Lesia, co twierdzi na temat tych doniesień. 'Jadzia jest gospodynią Jędrulów i tego się trzymać będę".
A: Pewnie mu załatwił jakąś rolę w swoim serialu "Zet jak Zazdrość" i Lesiu zadowolony... (wziełam gazetę do ręki) Słuchaj tego, to będzie dobre. "Nick Carter nie zasłonił żaluzji w swoich oknach!" (na Karcię) On nie ma żaluzji, tylko rolety... "Ostatnio widziano go w swym mieszkaniu z pewną tajemniczą, rudowłosą dziewczyną, podczas......" eeeeeeeeem... Co to za chłam, kto to pisał! Boże, co za plotkarskie artykuły, tylko żeby zrobić sensację z byle czego... "Brooke Logan atakuje! 80-latka z twarzą 40-latki pod koniec roku stanie na ślubnym kobiercu. Nie wiadomo jednak, kto będzie szczęśliwym Panem Młodym, bo jak twierdzi Brooke: "Jeszcze nie dokonałam ostatecznego wyboru. Zawsze jak zaczynam odliczać "Entliczek pentliczek" pojawia się jakiś nowy kandydat godny uwagi. Aktualnie ostatnim na liście jest mój syn R.J.".
K (luknęłam w gazetę): Czytaj to! (pokazałam palcem) "Jordan Knight oświadczył: reguluję sobie brwi odkąd je mam." (na ciebie) Zdjęcie niemowlaka z pęsetą powinno święcić triumfy na demotywatorach. (dalej w gazetę) "Na początku było ciężko, czasem wyrwałem za dużo i musiałem domalowywać kredką, nauczyła mnie tego moja babcia, której zawsze dobrze wychodziły odręczne brwi. Z czasem jednak zaczęło mi wychodzić i umiałem uchwycić ten piękny kształt skrzydła jaskółki, gdzie załamanie następuje na 2/3 długości brwi". Załamanie to nastąpiło na całej długości Jordana, sądząc po naszych minach. "Maite Perroni potrafi grać." (na ciebie) Chyba wg William'a Levy. (w gazetę) Aaa, bo nie doczytałam! "... potrafi grać w remika! Ostatnio wygrała doczepiany kok Bernardy, niebieskie kąpielówki Osvaldo i sztuczne blizny Fausto".
A (wybuchnęłam śmiechem, zwijam się): Boże... uuuuuu... Ale ty, no Jordan przegiął. (w kamerę) Jordanie, twoje brwi są tak świetne, jak twoje sucho-wilgotne usta, ale przegiąłeś. Nie oddam ci za karę twojego sztucznego warkocza. I przekaż Danny'emu, że jemu też nie oddam, bo jak zaplatałam to połowa tego końskiego włosia się wyrwała. (lukam w gazetę) "Znany tramwajarz Karol Krawczyk po raz piąty w tym tygodniu przytrzasnął drzwiami staruszkę. Jedną z ofiar była Stefa Forrester, która najpierw nazwała go hipopotamem, a później nasłała na niego całą flotę swojego przyjaciela Massima Marone. Krawczyk chciał uciec do kanału, ale utknął w otworze, czym zatrzymał ruch w całej Warszawie. Gdy jego przyjaciel chciał wezwać straż pożarną, by pomogła mu się wydostać odpowiedział : "Ja nie jestem ciężarnym kotem!"****.
K: Ej, zobacz, a zdjęcie twoje i Nick'a umieszczono nie tylko na stronie tytułowej, ale również z tyłu... Oba chyba robione przez jakiegoś snajpera tudzież Leona Zawodowca, bo chyba wszystkie z dachu, a wy tam... Ale niewiele widać, Nick ma brudne okna. (odłożyłam gazetę, idziemy do Bri) Cześć Brian! Opowiedz nam, jak wielu słuchaczy cię dopadło i z jakimi pytaniami przyszło ci się zmierzyć.
Bri: Pytania były różne, różniste, kilka najciekawszych sobie wypisałem... (sięgnął po kartkę) "Czy woda święcona występuje w formie gazowanej lub smakowej?", odpowiedziałem, żeby sobie kupili Nałęczowiankę tudzież wodę jabłkową/truskawkową z Lidla za 1,19 zł. "Gdzie można kupić świecącą w ciemności figurkę Józefa Cieśli?", jak już wspomniałem, proszę szukać w sklepach internetowych, kiedyś nawet na Allegro znalazłem Józefa z odblaskową deską na ramieniu oraz z fluorescencyjną brodą.
K: Brian, jeśli będzie zbliżał się okres kolędy tudzież świąt - zadzwonimy do ciebie.
Bri: Właśnie, potrzebna mi fucha na Wszystkich Świętych...
K: Oczywiście, zareklamujesz znicze ze swojego straganu przy cmentarzu. (na ciebie) Chodźmy do Rycha, co?
A (na ciebie): Do Rycha i Jacha jak już! Brian, nie opuszczaj kącika duchownego, nic nie mów - wysłałam Leigh SMSa z informacją, że spóźnisz się odrobinę na kolację, a nasz grafik komputerowy pan Chomik przyniesie ci laptopa, weź mi pozgrywaj jakieś fajne zdjęcia Nick'a na pendrive'a. <lol> (Karcia już mnie za łapę ciągnie) Dzięęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęki! (poszłyśmy do kuchni, a tam zza blatu widać tylko dym i cztery nogi na blacie, wychyliłam się zza blat a tam Jach i Rych na krześle kosztowali Marlboro)
John: Wiesz Richie, piergoi nam za ch*ja nie wyszły, ale co się tam będziemy przejmować, nie?
Richie: Nie spięliśmy się i nie daliśmy rady. Weź tam zalej wodą ten barszcz WINIARY instant.
John: Ale ty mając polskie korzenie powinieneś mieć przepis na polskie dania w małym palcu.
Richie: Bo sobie wymyśliłeś pierogi... Trzeba było robić gołąbki, byśmy zawijali mięso liściem...
John: Chyba tym twoim.
A: EKHM.
John i Rychu wrzawa jak uczniaki przyłapane na paleniu w toalecie przez nauczycielkę od matmy: machanie rękami, żeby rozniósł się dym, nogi ze stołu szybko zdjęte, zgniecenie papierosa w nieudanych pierogach.
John (wypuszczając dym): My już... zaraz... (złapał go kaszel) O jeja... Ufff... No i co tam Rysiu? Już barszczyk dochodzi?
Richie: Co?! Aaaa, barszcz... Yyyy... (cichaczem zalewa barszcz z paczki) Nooo, wydaje mi się, że świetnie wyważyliśmy czas gotowania buraków...
John: Oj tak, to twoja zasługa...
Riche: Ależ Janek, nie bądź taki skromny, w końcu to ty podałeś mi ten przepis...
K (luknęłam im przez ramię): Na wodę czy na kupienie zupy w proszku?
John: Co? (na Richie'go) Widzisz?! Dyskretniej lej! Cały czas ci mówiłem, a ty przechylasz tę łapę jakbyś grał na jednorękim bandycie i szarpiesz za tę rączkę czajnika!
Richie (rzucił czajnikiem na kuchenkę): No taaak, bo ty oczywiście miałeś lepsze zajęcie, napychać tytoń do maszynki i papierosy kręcić! A gdybym nie naładował gazu do zapalniczki, to byś odpalał jeżdżąc tyłkiem po asfalcie i czekając aż ci iskra pójdzie!
K: Czy moglibyście się na chwilę uspokoić?! Rysiek, nie wyszły ci pierogi, ale i tak wychodzisz ze mną. John, nie wiem, idziesz z Ann na kawę, dopijacie ten barszcz, co tu się w ogóle wyprawiać ma?
John: Ja bym ten barszcz dopił, ale Ann pewnie się spieszy na brudzenie okien u Carter'a, więc wezmę laleczkę voodoo z żołędzi od Rycha i zapijając swój smutek wysokoprocentowym barszczem...
K: Aha, aha... Ann decydujże się, bo jeszcze mamy występ wokalny na koniec, a im szybciej, tym szybciej będę z Ryszardem na moim metrażu.
Bodo: Dzięki, na pewno się przyda, zważając na fakt, że ostatnio nawiązałem kontakt z niejakim Erykiem Forresterem, spodobało mi się jego imię, gdyż jest męskim odpowiednikiem Eryki, którą pozdrawiam jeszcze raz, (macha) no i może coś wyniknie z naszej współpracy.
A (już śmiech na czubku nosa, Karcia, aż zasłoniła usta ręką): Emmm... W tej kwestii więc również życzymy powodzenia. Może jakiś singiel się niedługo ukaże.
Bodo: Nie omieszkam was o tym poinformować.
A (do kamery): A my, proszę Państwa przechodzimy do Przeglądu Prasy. Karcia, jaką tam gazetkę kupiłaś na dzisiaj?
K: A kupiłam ten... Czasopismo "Starożytny Egipt", dawali takie fajne figurki do numeru. (otworzyłam) O patrz: Ridge projektuje diadem dla Kleopatry, a Stary kupił nową piramidę w Beverly Hills, gdzie przeprowadzi się z rodziną. (odłożyłam) Kupiłam również "Fakt" z gazetą. Dawali takie fajne romansidła, tutaj mamy... "Pocałuj mnie, aż zabraknie mi tchu" i w wersji rock n' rollowej "Przywrzyj, aż pierdykną mi płuca". (otworzyłam "Fakt") Patrz: "Jędrula z 'Rodziny Zastępczej' przyłapany na romansowaniu z gosposią Jadzią. O wszystkim dowiedział się nasz tajny informator, który w porozumieniu z naszym pismem dostarcza nam informacji na bieżąco. Jak twierdzi: 'Para była razem na zakupach na straganie, a następnie ukrywała się przed żoną Jędruli, niejaką Alutką, która czytała swe wiersze na głos na środku przejścia dla pieszych'. Spytaliśmy męża Jadzi, Lesia, co twierdzi na temat tych doniesień. 'Jadzia jest gospodynią Jędrulów i tego się trzymać będę".
A: Pewnie mu załatwił jakąś rolę w swoim serialu "Zet jak Zazdrość" i Lesiu zadowolony... (wziełam gazetę do ręki) Słuchaj tego, to będzie dobre. "Nick Carter nie zasłonił żaluzji w swoich oknach!" (na Karcię) On nie ma żaluzji, tylko rolety... "Ostatnio widziano go w swym mieszkaniu z pewną tajemniczą, rudowłosą dziewczyną, podczas......" eeeeeeeeem... Co to za chłam, kto to pisał! Boże, co za plotkarskie artykuły, tylko żeby zrobić sensację z byle czego... "Brooke Logan atakuje! 80-latka z twarzą 40-latki pod koniec roku stanie na ślubnym kobiercu. Nie wiadomo jednak, kto będzie szczęśliwym Panem Młodym, bo jak twierdzi Brooke: "Jeszcze nie dokonałam ostatecznego wyboru. Zawsze jak zaczynam odliczać "Entliczek pentliczek" pojawia się jakiś nowy kandydat godny uwagi. Aktualnie ostatnim na liście jest mój syn R.J.".
K (luknęłam w gazetę): Czytaj to! (pokazałam palcem) "Jordan Knight oświadczył: reguluję sobie brwi odkąd je mam." (na ciebie) Zdjęcie niemowlaka z pęsetą powinno święcić triumfy na demotywatorach. (dalej w gazetę) "Na początku było ciężko, czasem wyrwałem za dużo i musiałem domalowywać kredką, nauczyła mnie tego moja babcia, której zawsze dobrze wychodziły odręczne brwi. Z czasem jednak zaczęło mi wychodzić i umiałem uchwycić ten piękny kształt skrzydła jaskółki, gdzie załamanie następuje na 2/3 długości brwi". Załamanie to nastąpiło na całej długości Jordana, sądząc po naszych minach. "Maite Perroni potrafi grać." (na ciebie) Chyba wg William'a Levy. (w gazetę) Aaa, bo nie doczytałam! "... potrafi grać w remika! Ostatnio wygrała doczepiany kok Bernardy, niebieskie kąpielówki Osvaldo i sztuczne blizny Fausto".
A (wybuchnęłam śmiechem, zwijam się): Boże... uuuuuu... Ale ty, no Jordan przegiął. (w kamerę) Jordanie, twoje brwi są tak świetne, jak twoje sucho-wilgotne usta, ale przegiąłeś. Nie oddam ci za karę twojego sztucznego warkocza. I przekaż Danny'emu, że jemu też nie oddam, bo jak zaplatałam to połowa tego końskiego włosia się wyrwała. (lukam w gazetę) "Znany tramwajarz Karol Krawczyk po raz piąty w tym tygodniu przytrzasnął drzwiami staruszkę. Jedną z ofiar była Stefa Forrester, która najpierw nazwała go hipopotamem, a później nasłała na niego całą flotę swojego przyjaciela Massima Marone. Krawczyk chciał uciec do kanału, ale utknął w otworze, czym zatrzymał ruch w całej Warszawie. Gdy jego przyjaciel chciał wezwać straż pożarną, by pomogła mu się wydostać odpowiedział : "Ja nie jestem ciężarnym kotem!"****.
K: Ej, zobacz, a zdjęcie twoje i Nick'a umieszczono nie tylko na stronie tytułowej, ale również z tyłu... Oba chyba robione przez jakiegoś snajpera tudzież Leona Zawodowca, bo chyba wszystkie z dachu, a wy tam... Ale niewiele widać, Nick ma brudne okna. (odłożyłam gazetę, idziemy do Bri) Cześć Brian! Opowiedz nam, jak wielu słuchaczy cię dopadło i z jakimi pytaniami przyszło ci się zmierzyć.
Bri: Pytania były różne, różniste, kilka najciekawszych sobie wypisałem... (sięgnął po kartkę) "Czy woda święcona występuje w formie gazowanej lub smakowej?", odpowiedziałem, żeby sobie kupili Nałęczowiankę tudzież wodę jabłkową/truskawkową z Lidla za 1,19 zł. "Gdzie można kupić świecącą w ciemności figurkę Józefa Cieśli?", jak już wspomniałem, proszę szukać w sklepach internetowych, kiedyś nawet na Allegro znalazłem Józefa z odblaskową deską na ramieniu oraz z fluorescencyjną brodą.
K: Brian, jeśli będzie zbliżał się okres kolędy tudzież świąt - zadzwonimy do ciebie.
Bri: Właśnie, potrzebna mi fucha na Wszystkich Świętych...
K: Oczywiście, zareklamujesz znicze ze swojego straganu przy cmentarzu. (na ciebie) Chodźmy do Rycha, co?
A (na ciebie): Do Rycha i Jacha jak już! Brian, nie opuszczaj kącika duchownego, nic nie mów - wysłałam Leigh SMSa z informacją, że spóźnisz się odrobinę na kolację, a nasz grafik komputerowy pan Chomik przyniesie ci laptopa, weź mi pozgrywaj jakieś fajne zdjęcia Nick'a na pendrive'a. <lol> (Karcia już mnie za łapę ciągnie) Dzięęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęki! (poszłyśmy do kuchni, a tam zza blatu widać tylko dym i cztery nogi na blacie, wychyliłam się zza blat a tam Jach i Rych na krześle kosztowali Marlboro)
John: Wiesz Richie, piergoi nam za ch*ja nie wyszły, ale co się tam będziemy przejmować, nie?
Richie: Nie spięliśmy się i nie daliśmy rady. Weź tam zalej wodą ten barszcz WINIARY instant.
John: Ale ty mając polskie korzenie powinieneś mieć przepis na polskie dania w małym palcu.
Richie: Bo sobie wymyśliłeś pierogi... Trzeba było robić gołąbki, byśmy zawijali mięso liściem...
John: Chyba tym twoim.
A: EKHM.
John i Rychu wrzawa jak uczniaki przyłapane na paleniu w toalecie przez nauczycielkę od matmy: machanie rękami, żeby rozniósł się dym, nogi ze stołu szybko zdjęte, zgniecenie papierosa w nieudanych pierogach.
John (wypuszczając dym): My już... zaraz... (złapał go kaszel) O jeja... Ufff... No i co tam Rysiu? Już barszczyk dochodzi?
Richie: Co?! Aaaa, barszcz... Yyyy... (cichaczem zalewa barszcz z paczki) Nooo, wydaje mi się, że świetnie wyważyliśmy czas gotowania buraków...
John: Oj tak, to twoja zasługa...
Riche: Ależ Janek, nie bądź taki skromny, w końcu to ty podałeś mi ten przepis...
K (luknęłam im przez ramię): Na wodę czy na kupienie zupy w proszku?
John: Co? (na Richie'go) Widzisz?! Dyskretniej lej! Cały czas ci mówiłem, a ty przechylasz tę łapę jakbyś grał na jednorękim bandycie i szarpiesz za tę rączkę czajnika!
Richie (rzucił czajnikiem na kuchenkę): No taaak, bo ty oczywiście miałeś lepsze zajęcie, napychać tytoń do maszynki i papierosy kręcić! A gdybym nie naładował gazu do zapalniczki, to byś odpalał jeżdżąc tyłkiem po asfalcie i czekając aż ci iskra pójdzie!
K: Czy moglibyście się na chwilę uspokoić?! Rysiek, nie wyszły ci pierogi, ale i tak wychodzisz ze mną. John, nie wiem, idziesz z Ann na kawę, dopijacie ten barszcz, co tu się w ogóle wyprawiać ma?
John: Ja bym ten barszcz dopił, ale Ann pewnie się spieszy na brudzenie okien u Carter'a, więc wezmę laleczkę voodoo z żołędzi od Rycha i zapijając swój smutek wysokoprocentowym barszczem...
K: Aha, aha... Ann decydujże się, bo jeszcze mamy występ wokalny na koniec, a im szybciej, tym szybciej będę z Ryszardem na moim metrażu.
A (czuję się jak przyciśnięta do ściany): Yyyy, eeee, aaaa, mmmm, fuuuuu... Jachu, wypijemy to razem, nie martw się. Pójdziemy do parku popatrzeć, czy gdzieś się przypadkiem nie bunkruje George Michael z 60-letnim kierowcą ciężarówki. Ale bierzemy ze sobą jakby co Zorkę 5. <lol>
John: Jeeeeeeeeeeeest! (kolano do łokcia) Ekhm, to znaczy super. A co przygotowałyście jakąś piosenkę?
Richie: Może wam zaakopaniować, tak się składa, że mam przy sobie moją gitarkę.
A (Karcia już się wyrywała z powiedzeniem TAK JASNE! - wyczytałam to z jej oczu jak 5 zł) NIE, dzięki, bo to będzie występ acapella. Niestety, trenując wokal na plantach grudziądzkich, gdzie przechodzi milion osób na sekundę, nie zaopatrzyłyśmy się w porządny podkład muzyczny, z resztą wtedy nasz komputerowiec Chomik był na wakacjach w Toruniu.
John: To co? (zaciera ręce) Dajcie czadu! Jesteśmy waszą publiką.
Richie: KOCHAMY WAAAAAS!
Bri (przybiegł): Hej, już gdzieś to słyszałem. (daje Ann pen'a) Masz, zgrałem ci kilka fot. Najbardziej spodobały mi się te z okresu raczkowania.
A: CO? Zgrałeś mi małego Nick'a?
Bri: A zobaczysz jakiego miał małego siusiaka...
Richie: Będziesz mogła porównać.
A: Łahahaha bardzo śmieszne, zwijam się.
Richie: Ale Ann, następnym razem jak robią ci foty pozuj do zdjęć, a nie - chowasz się za kanapą. (śmiech)
A: DOBRA! Karcia, głosy gotowe? Brian, siadaj i podziwiaj, bo to piosenka, którą na pewno dobrze znasz. (do kamery) Proszę Państwa, już teraz możecie założyć stopery, jeśli chcecie przeżyć.
John: Jeeeeeeeeeeeest! (kolano do łokcia) Ekhm, to znaczy super. A co przygotowałyście jakąś piosenkę?
Richie: Może wam zaakopaniować, tak się składa, że mam przy sobie moją gitarkę.
A (Karcia już się wyrywała z powiedzeniem TAK JASNE! - wyczytałam to z jej oczu jak 5 zł) NIE, dzięki, bo to będzie występ acapella. Niestety, trenując wokal na plantach grudziądzkich, gdzie przechodzi milion osób na sekundę, nie zaopatrzyłyśmy się w porządny podkład muzyczny, z resztą wtedy nasz komputerowiec Chomik był na wakacjach w Toruniu.
John: To co? (zaciera ręce) Dajcie czadu! Jesteśmy waszą publiką.
Richie: KOCHAMY WAAAAAS!
Bri (przybiegł): Hej, już gdzieś to słyszałem. (daje Ann pen'a) Masz, zgrałem ci kilka fot. Najbardziej spodobały mi się te z okresu raczkowania.
A: CO? Zgrałeś mi małego Nick'a?
Bri: A zobaczysz jakiego miał małego siusiaka...
Richie: Będziesz mogła porównać.
A: Łahahaha bardzo śmieszne, zwijam się.
Richie: Ale Ann, następnym razem jak robią ci foty pozuj do zdjęć, a nie - chowasz się za kanapą. (śmiech)
A: DOBRA! Karcia, głosy gotowe? Brian, siadaj i podziwiaj, bo to piosenka, którą na pewno dobrze znasz. (do kamery) Proszę Państwa, już teraz możecie założyć stopery, jeśli chcecie przeżyć.
John, Richie i Bri zasłaniając głośnik telefonu ręką, brawa, gwizdy, okrzyki.
Bri: Ale to było dobre... Carol, świetny Nick, Ann... po prostu cudownie naśladowałaś mój nieodparty urok i cudowny głos, chociaż nie obyło się bez fałszu...
John: Jakiego fałszu! To było świetnie, musimy się kiedyś umówić w czwórkę na śpiewanie "Livin' On A Prayer" albo "You Give Love A Bad Name".
Richie: Właśnie, a jak będziecie na plantach to dajcie znać, my tam często jesteśmy kupujemy zapiekanki i lody Smerfy z budy z fast foodem.
A: A nie słyszeliście nas ostatnio? Siedziałyśmy gdzieś na piątej ławce i darłyśmy japy z "Livin'em..." i "You Give'm...". Oczywiście, nie obyło się bez fałszu, ale co to dla nas, nie Karcia? Beret miałaś wziąć, a nie wzięłaś! A może byśmy dostały jakąś bułkę albo kilo soli...
K (do kamery): Właśnie, pozdrawiamy panią, która szła wtedy na spacer z dzieckiem w wózku i myślała, że na plantach odnajdzie spokój i ciszę, lecz niestety chyba jej nie doświadczyła, gdyż piałyśmy tam my. Ale posłała nam sympatyczny uśmiech, za co dziękujemy, bo zdarzyło się to chyba pierwszy raz w naszym życiu i możliwe, że ostatni.
John (przełożył mi rękę przez szyję, drugą ręką nalewa barszcz do termosu): Ale nie, no może w tym parku jakiś duecik wykonamy.
Bri: Proponuję zaśpiewać "Barkę", jest to przesympatyczna piosenka, mogę dać śpiewnik, bo zawsze noszę przy sobie. (podał nam, ale nie wzięliśmy więc wsadził Jachowi do kaptura)
A (ciągnę Karcię ze bluzkę i w kamerę): Proszę Państwa na nas już czas, było nam bardzo miło...
John: Było i będzie. (puścił oko)
A: Eeeee... Oglądajcie nas w kolejnym odcinku, na pewno nie pożałujecie, bo... BOOOOOOOOOOO... (szturcham Karcię, która już tam sprawdza jakość strun w gitarze Rycha)
K (lukając na Rycha): Bo przyjdzie paru ludzi, będzie też kuchnia otwarta, czynna cały program... (pomachałam do Rysia) No i niespodzianki będą też i takie różne tam atrakcje sezonu... Pokażemy dzień z życia taksówkarza i połączymy się z autem Rysia Lubicza z "Klanu"... Swoją drogą ten Rysiu ma bardzo ładne imię... Ryyyysiuuuuu :>
John (podając ci barszcz): Dodałem pietruszkę dla smaku. (w kamerę) Przyprawy Prymat, przyprawy, które inspirują. Patrz, taki ładny motyw mojej fryzury zrobiłem na powierzchni.
Richie (zabierając gitarę): Chodź Carol, idziemy do Pierożka.
K: Żegnamy wszystkich kubkiem barszczu oraz pierogami! Do zobaczenia, usłyszenia itd.!
Bri: Ale to było dobre... Carol, świetny Nick, Ann... po prostu cudownie naśladowałaś mój nieodparty urok i cudowny głos, chociaż nie obyło się bez fałszu...
John: Jakiego fałszu! To było świetnie, musimy się kiedyś umówić w czwórkę na śpiewanie "Livin' On A Prayer" albo "You Give Love A Bad Name".
Richie: Właśnie, a jak będziecie na plantach to dajcie znać, my tam często jesteśmy kupujemy zapiekanki i lody Smerfy z budy z fast foodem.
A: A nie słyszeliście nas ostatnio? Siedziałyśmy gdzieś na piątej ławce i darłyśmy japy z "Livin'em..." i "You Give'm...". Oczywiście, nie obyło się bez fałszu, ale co to dla nas, nie Karcia? Beret miałaś wziąć, a nie wzięłaś! A może byśmy dostały jakąś bułkę albo kilo soli...
K (do kamery): Właśnie, pozdrawiamy panią, która szła wtedy na spacer z dzieckiem w wózku i myślała, że na plantach odnajdzie spokój i ciszę, lecz niestety chyba jej nie doświadczyła, gdyż piałyśmy tam my. Ale posłała nam sympatyczny uśmiech, za co dziękujemy, bo zdarzyło się to chyba pierwszy raz w naszym życiu i możliwe, że ostatni.
John (przełożył mi rękę przez szyję, drugą ręką nalewa barszcz do termosu): Ale nie, no może w tym parku jakiś duecik wykonamy.
Bri: Proponuję zaśpiewać "Barkę", jest to przesympatyczna piosenka, mogę dać śpiewnik, bo zawsze noszę przy sobie. (podał nam, ale nie wzięliśmy więc wsadził Jachowi do kaptura)
A (ciągnę Karcię ze bluzkę i w kamerę): Proszę Państwa na nas już czas, było nam bardzo miło...
John: Było i będzie. (puścił oko)
A: Eeeee... Oglądajcie nas w kolejnym odcinku, na pewno nie pożałujecie, bo... BOOOOOOOOOOO... (szturcham Karcię, która już tam sprawdza jakość strun w gitarze Rycha)
K (lukając na Rycha): Bo przyjdzie paru ludzi, będzie też kuchnia otwarta, czynna cały program... (pomachałam do Rysia) No i niespodzianki będą też i takie różne tam atrakcje sezonu... Pokażemy dzień z życia taksówkarza i połączymy się z autem Rysia Lubicza z "Klanu"... Swoją drogą ten Rysiu ma bardzo ładne imię... Ryyyysiuuuuu :>
John (podając ci barszcz): Dodałem pietruszkę dla smaku. (w kamerę) Przyprawy Prymat, przyprawy, które inspirują. Patrz, taki ładny motyw mojej fryzury zrobiłem na powierzchni.
Richie (zabierając gitarę): Chodź Carol, idziemy do Pierożka.
K: Żegnamy wszystkich kubkiem barszczu oraz pierogami! Do zobaczenia, usłyszenia itd.!
A (podbiegłam do kamery) Nick, I love you!
John(ciągnie mnie) Tak, tak, już posmarowałaś nim chleb. (wyłączył światło)
Mietek: HALO! A kto tu w kuchni posprząta!
Wszyscy: Pan! (trzask drzwiami)
John(ciągnie mnie) Tak, tak, już posmarowałaś nim chleb. (wyłączył światło)
Mietek: HALO! A kto tu w kuchni posprząta!
Wszyscy: Pan! (trzask drzwiami)
P.S.: Nasze wypociny to fikcja, proszę nie związywać się z charakterem i zachowaniem postaci. Wszelkie podobieństwo fizyczne - możliwie nieprzypadkowe, lecz cała treść to wymysły i interpretacja własnych chorych wizji.
* - "Miodowe Lata", odc. "Bar Szybkiej Obsługi"
** - "Miodowe Lata", odc. "Leśne Zacisze"
*** - "Miodowe Lata", odc. "Rodzina Patologiczna"
**** - "Miodowe Lata", odc. "Telefon Do Dozorcy"
** - "Miodowe Lata", odc. "Leśne Zacisze"
*** - "Miodowe Lata", odc. "Rodzina Patologiczna"
**** - "Miodowe Lata", odc. "Telefon Do Dozorcy"
Ann i Karcia